Artykuły

Rzeźnik kocha głupią naiwną, a ona - drania

"Opowieści Lasku Wiedeńskiego" w reż. Bogdana Toszy w Teatrze im. Osterwy w Lublinie. Pisze Grzegorz Józefczuk w Gazecie Wyborczej - Lublin.

Co jest wartością w dobie przełomu? Czy sam przełom, który wywraca do góry nogami poczucie moralności, dobra i zła, osobistego szczęścia? - pyta Bogdan Tosza w inscenizacji "Opowieści Lasku Wiedeńskiego" Odona von Horvatha.

Historyjka jest banalna, bardzo życiowa, lecz zarazem symboliczna tak, że niemal metafizyczna, z drugiej zaś strony - wprost komicznie, aż do żartu przerysowana. Idealistkę Mariannę (Anna Brulińska), pracującą z ojcem (Henryk Sobiechart) w bankrutującym sklepie z lalkami (o wdzięcznej nazwie "klinika lalek"), prostą panienkę, która chciałaby być po prostu szczęśliwa, kocha na wieczność pracowity, młody rzeźnik Oskar (Aleksander Fiałek), również prosty, a nawet więcej - prostak. Jednak Marianna podkochuje się w Alfredzie (Szymon Sędrowski), przystojnym lekkoduchu, którym kieruje jedna myśl: gdzie pożyczyć, aby wygrać w zakładach, przyciągającym różne kobiety. Obecnie jest kochankiem Walerii (Magdalena Sztejman-Lipowska), trzeźwo myślącej... erotomanki, właścicielki trafiki.

Znakomite na początek zapętlenie, prawda? Tym bardziej, że to dopiero początek. Jednak w "Opowieściach Lasku Wiedeńskiego" Odona von Horvatha trudno wskazać głównych bohaterów, ścierających się protagonistów, wokół których koncentrują się zdarzenia. W tym tkwi niezwykłość tej sztuki, wszystkie postacie wciąga wir żywiołu, którego są przejawem i wcieleniem: społeczeństwa w dobie kryzysu albo jak kto woli - w czasach przemian społeczno-politycznych. Przypomnijmy, że Horvath napisał "Opowieści..." (premiera w 1931 roku), gdy będące w kryzysie Niemcy szły ku jeszcze nie do końca wyraźnym wizjom nowego ładu, czyli faszyzmu. Jednak ten historyczny kontekst nie dominuje. Rzecz w czymś innym. Horvath w genialny sposób poprzez scenki ze "zwykłego życia" pokazuje, jak porządek, który powinien chronić trwałość społeczeństwa i dobro jednostek poprzez respektowanie dekalogu wartości, obraca się w swe przeciwieństwo. Nie wartości, a przetrwanie - stają się celem tego systemu i są przezeń "reinterpretowane". Zabójstwo, zdrada, oszustwo, drobne gierki - w końcu wszystko to okazuje się do zaakceptowania, choćby w imię kompromisu dla dobra każdego i wszystkich, bo każdy chce być szczęśliwy, kochany i mieć pieniądze. A nikt nie wybiera czasu, w którym przyszło mu żyć. Wszyscy zdają się ten fałsz i zakłamanie, zachowując pozory moralnej i ideowej czystości, przyjmować z ulga serca. Dlaczego? Bo - życie jest jedno.

Ten fałsz w imię "jednego życia" wygrywa kapitalna scenografia Aleksandry Semenowicz i delikatna muzyka Piotra Salabera. Aleksandra Semenowicz wyczarowała chwilę jak halucynację - dodając swoje do Horvatha - kiedy pada deszcz, który zmienia się w gwiezdny nieboskłon nad balującą gromadą bohaterów... Czyż nie kojarzy się z piękną piosenką, że życie to bal jest nad bale, drugi raz nie zaproszą nas wcale... - Takie jest życie - słyszymy na co dzień w "pewnych sytuacjach". - On jest tylko człowiekiem - komentuje jedna z postaci sztuki zachowanie drugiej. Co z tego wynika, z bycia między rytuałem codzienności w swych powtarzalnych zachowaniach a szaleństwem zabawy, z bycia między rzeźnią, kliniką lalek i trafiką? Niech każdy pomyśli i przeżyje sam to teatralne lustro.

To wszystko, i nie tylko to, czytam w spektaklu w reżyserii Bogdana Toszy. Bardzo dobry spektakl, w którym dobrze i równo, wysoko gra cały zespół teatru (brawa specjalne dla Magdaleny Sztejman-Lipowskiej i Henryka Sobiecharta). Kto zobaczy, nie zapomni, choćby kilku dialogów ("nikt nie może tego, co chce..."), a nade wszystko doprawdy wizyjnych scen ucztowania z cudzoziemcem oraz wizyty w Maksimie. Grają w tym spektaklu nie tylko aktorzy, tak jak o naszej scenie życia decydujemy nie tylko my, ale i przełożeni i pani księgowa, prezydenci i ministrowie, generałowie i wywiady, przewroty i manifesty, marsze i oklaski, telewizja i internet. Czarne postacie 27 razy przesuwają dekoracje na scenie. Ekipa techniczna w teatrze - alter ego demiurgów świata!? A co dzieje nad naszą "modrą" Bystrzycą i w lasku... zemborzyckim?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji