Artykuły

Poznań. Poznaniacy pożegnali Krystynę Feldman

Pożegnaliśmy wczoraj Krystynę Feldman, lwowiankę z urodzenia, poznaniankę z wyboru. W ostatniej drodze towarzyszyła jej młodsza siostra, bratankowie i wielka rodzina Teatru Nowego w Poznaniu oraz tysiące wielbicieli.

Krystyna Feldman była przez trzydzieści lat związana z Poznaniem. Miała swoją ławkę u dominikanów, a od niedawna także swój stolik w kawiarni Cocorico. Znali ją wszyscy, bo chociaż była gwiazdą pierwszej wielkości, jadała w tym samym barze mlecznym co zwyczajni poznaniacy, jeździła tramwajami, pochylała się, by pogłaskać przypadkowo spotkanego na spacerze pieska... Aktorka kochała ludzi. I oni ją kochali. Dali tego dowód, stojąc karnie w kolejce, by wpisać się do księgi kondolencyjnej, idąc w kondukcie pogrzebowym z Teatru Nowego do kościoła Ojców Dominikanów i na cmentarzu na Miłostowie. W ostatniej drodze Krystynie Feldman towarzyszyli także koledzy i przyjaciele spoza Poznania, znani z telewizji i filmu. Ale przyjechał ją pożegnać także rikszarz, który obwoził ją po Kaliszu. Nie zabrakło bliskich jej Łemków.

Teatr był Jej prawdziwym domem, więc właśnie sprzed teatru ruszył pogrzebowy kondukt. Szły w nim dwie rodziny: ta złożona z krewnych, i ta aktorska. A z nimi mnóstwo poznaniaków, którzy przyszli pożegnać Panią Krystynę, bo znali ją ze sceny, z ekranu, ale też z tramwajowego przystanku, z baru Pod Arkadami, ze stołówki uniwersyteckiej w Collegium Historicum albo ze sklepu warzywnego na Jeżycach.

- Była u mnie dosłownie parę dni temu - mówi pani pracująca naprzeciwko Teatru Nowego. - Machnęła po swojemu ręką i powiedziała: "znowu mnie wiozą do jakiejś Warszawy; i po co to komu potrzebne?" A ja ją przekonywałam, że potrzebne. Była dla nas wszystkich jak słońce. I słońce wyjrzało zza szarych chmur, kiedy kondukt wszedł na most Teatralny, idąc w stronę kościoła Dominikanów.

Już nie w swojej ławce u Dominikanów

Miała u dominikanów swoją ławkę, była częstym gościem na Jamnej: (czytała Pismo Święte, uczyła wymowy), pomagała reżyserować doroczne szopki Jacka Kowalskiego. Trudno sobie wyobrazić, żeby żegnano ją gdzie indziej.

Ostatnią mszę Pani Krystyny poprowadził biskup Marek Jędraszewski. W homilii odwołał się do czytania z Ewangelii św. Jana: o Chrystusie, który jest drogą i prawdą. - Dla Pani Krystyny Chrystus był drogą i prawdą. Dawała Jego świadectwo i wtedy kiedy trwała wojna, i za czasów komunizmu i teraz też: przy podpisywaniu aktorskich kontraktów zawsze pilnowała, żeby mieć zagwarantowany czas na mszę świętą, jeśli zdjęcia wypadały w niedzielę - mówił.

Do kościoła przyszło mnóstwo ludzi, przede wszystkim starszych. Niewiele twarzy znanych z mediów. - Przyszli ci, którzy naprawdę chcieli się za Nią pomodlić. Zasłużyła na to. Takiej osobowości w Poznaniu nie było i nie będzie. Ludzie Ją naprawdę kochali - komentowali poznaniacy

Płatki śniegu

Kilka tysięcy wielbicieli Krystyny Feldman żegnało Ją na Miłostowie. Przyszli ci, którzy podziwiali ją w "Kiepskich" i ci, dla których najważniejszy był "Mój Nikifor". Przynieśli eleganckie bukiety albo skromne wiązanki i znicze. Dla niektórych był to na pewno wysiłek, bo w ostatniej drodze za trumną wielkiej aktorki podpierali się kulami. - Tobie Krysiu zawsze się chciało. Zawstydzałaś nas swoją aktywnością... - mówił w kaplicy cmentarnej Andrzej Lajborek, aktor Teatru Nowego w Poznaniu. - Byłaś gwiazdą, z którą każdy kilkanaście minut po przedstawieniu mógł porozmawiać w tramwaju.

Ci, dla których Pani Krysi "zawsze się chciało", z którymi tak chętnie rozmawiała, przyszli wczoraj do teatru, do kościoła i na cmentarz za to wszystko Jej podziękować. Wielu popłakało się, choć może nie tak teatralnie jak niebo, z którego podczas ceremonii na cmentarzu zaczęły padać płatki mokrego śniegu.

- Była taka jak my, nie wyróżniała się, nie wywyższała - dało się słyszeć w tłumie opuszczających cmentarz. - Wczoraj jeszcze wystąpiła w "Na dobre i na złe" - mówił ktoś inny. - Nie zdążyłem Jej poznać osobiście. Znałem Ją tylko z ekranu, ale kiedy dowiedziałem się, że jeździła tramwajami, postanowiłem Ją pożegnać na cmentarzu - opowiadał młody chłopak.

Poznań znowu zubożał. Z jego pejzażu zniknęła Krystyna Feldman, która przemykała przez miasto, chociaż mogłaby stąpać majestatycznie z podniesioną głową. Tam, gdzie jest, na pewno nie usiedzi spokojnie i wstąpi do teatru, który gra dla Tego, którego najbardziej kochała.

Na zdjęciu: Krystyna Feldman i Michał Grudziński podczas nagrania programu "Receptury klasztorne", TVP Poznań, 2005 r.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji