Artykuły

Udręki sklerotyków

"Szczęśliwe dni" w reż. Piotra Cieplaka w Teatrze Polonia w Warszawie. Pisze Tomasz Miłkowski w Przeglądzie.

Upór, z jakim Beckett trzymał się swoich zapisanych w tekście dramatów wizji inscenizacyjnych, budził nieraz powątpiewanie. Czy możliwa jest jedynie wersja kanoniczna? Każda przesada budzi podejrzenie. Jeśli jednak ktoś odrzuca wizję sceniczną Becketta, musi zaproponować wartość dodaną. Tak jednak w Teatrze Polonia nie jest, "Szczęśliwe dni" z komedii metafizycznej przerobione na komedię mieszczańską tracą całą magię, zamiast opowieści o ostatnich rytuałach, które podtrzymują kruchą ludzką egzystencję u kresu życia, Piotr Cieplak snuje chwilami zabawną, chwilami żałosną opowiastkę o udrękach sklerotyków. Rzecz w tym, że to zupełnie inna sztuka. Nie pierwszy raz Cieplak wywraca istotę dramatu na nice. Czasem owocuje to ciekawym odkryciem, częściej wiedzie do katastrofy. Tak było z Szekspirowskim "Learem" przerobionym na komedię gangsterską czy "Słomkowym kapeluszem" z farsy wywindowanym na traktat egzystencjalny. Te niefrasobliwe igraszki formą podobały się wcale licznym recenzentom, a więc Cieplak wykroił z Becketta farsę. Wynik jest fatalny - zamiast otwartej symbolicznej przestrzeni, w której Winnie (Krystyna Janda) zapada się w ruchomych piaskach opustoszałego świata, Cieplak umieszcza bohaterkę w pustym pokoju, z którego wyrzucono wszystkie sprzęty, wyjąwszy stojący pod ścianą rower. Ma to zapewne dawać do zrozumienia dociekliwym widzom, że kiedyś Winnie się ruszała, a teraz już nie, bo półleży na fotelu, opatulona pikowaną kołderką. Willie (Jerzy Trela) nie pełza wokół kopczyka, w którym utknęła jego żona, ale snuje się po salonie z taborecikiem, dosyć żwawo, wchodzi i wychodzi, sugerując, że widzimy tylko fragment ich wielkiego domu. Konsekwencje tych zabiegów są opłakane: porządek metafizyczny okazuje się kazusem medycznym: schorowana (sparaliżowana?) Winnie cierpi na sklerozę, Williemu też niewiele brakuje. Obserwujemy postępy choroby, objawy starczej demencji i parkinsona. Co więcej, przejawy sklerozy bawią nas, ale cierpienie starych ludzi pozostawia obojętnymi. Pomysł, żeby zapadanie się Winnie w ziemi pokazać jako zapaść duchową, okazał się humbukiem: cóż to bowiem za wessanie wewnętrzne, skoro Janda w drugim akcie leży na fotelu owinięta w kołderkę "na baleron".

Do oklasków zaś objawia się w wytwornej czarnej sukni żałobnej z cekinami (ślubnej rebours). Sensu w tym za grosz.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji