Artykuły

Fajne, choć bolą oczy

"Akademia Pana Kleksa" w reż. Wojciecha Kępczyńskiego w Teatrze Muzycznym Roma w Warszawie. Pisze Iza Natasza Czapska w Życiu Warszawy.

Dwa spojrzenia na musical "Akademia Pana Kleksa", wystawiony w Romie.

Siłą tego przedstawienia są dzieci - znakomicie przez fachowców przygotowane, zaskakująco zdyscyplinowane, pełne energii i wdzięku. Na gwiazdę pierwszej wielkości wyrasta ledwo odstający od ziemi Tuan Minh Albert Do, bezbłędnie odnajdujący się między nogami starszych kolegów i koleżanek. To on ma do powiedzenia najzabawniejsze kwestie, to za nim wodzi się wzrokiem, gdy wiruje po scenie jak nakręcony bączek. W spektaklu postawiono na sensację, przygodę i subtelnie zarysowany wątek miłosny Adasia Niezgódki (Jakub Badurek) i Rezedy (Justyna Bojczuk). Ta sympatyczna para pozostaje w cieniu Alojzego Bąbla (skompilowanego z Adolfa - niszczącej akademię lalki - i asystenta Golarza Filipa). Jest on centralną postacią tej adaptacji, a przy tym najlepiej zagraną (przez Łukasza Zagrobelnego). Reszta dorosłych aktorów, zawodzi - a w każdym razie ci, którzy wystąpili podczas sobotniej premiery. Nie pomogło przefarbowanie Kleksowi brody w ostatniej chwili. Szkoda zachodu - Kleksa w tym przedstawieniu bowiem nie ma, choć w programie stoi, że gra go Robert Rozmus (na zmianę z Wojciechem Paszkowskim). Sieje postrach.Malwina Kusior jako królowa Aba, za nic mająca siłę aparatury nagłaśniającej teatru Roma. Młoda wokalistka sprawia wrażenie, jakby w pięć minut chciała przekonać wrzaskiem jurorów "Idola", że powinna przejść przez eliminacyjne sito. Dorosłemu widzowi brakuje więc w tym spektaklu Piotra Fronczewskiego czy Małgorzaty Ostrowskiej, ale starą, filmową ekipę godnie reprezentuje Andrzej Korzyński - jego muzyka (zarówno ta napisana niegdyś, jak i ta najnowsza) znakomicie się w spektaklu Wojciecha Kępczyńskiego sprawdza. Podobnie jak latający nad głową widzów sterowiec, efekty laserowe w pięknej scenie, gdy bohaterowie trafiają do Nibycji, czy wyczarowana w Romie akademia doktora Paj-Chi-Wo. Wprawdzie oglądanie przez trzy godziny efektów specjalnych może wydawać się.lekką przesadą, ale czego nie robi się dla dzieci.

***

KLEKS PO LATACH

- Nie ma większego zgreda niż dorosły mądrzący się na temat spektaklu dla dzieci. Nie mając najmniejszej ochoty zgredem zostać, poprosiłam ośmioletnią Marysię, by opowiedziała Czytelnikom ŻW o swoich wrażeniach z musicalu "Akademia Pana Kleksa", wystawionym w teatrze Roma. Opinia Marysi jest tu najważniejsza, bo to dla niej i innych dzieciaków wypruwał sobie żyły Wojciech Kępczyński wraz z zespołem. Ale że mało który rodzic ma w zwyczaju - jak mój ojciec, gdy zabierał mnie do kina na poranki - czytać podczas seansu książkę, więc rodzicom opowiadam, czego się mogą po "Kleksie" spodziewać. W końcu większość z nich wychowała się, jak ja, na filmie Krzysztofa Gradowskiego i oswajanie się z nową wersją może być dla nich dużym przeżyciem.

***

Marysia Jeleńska, uczennica, lat 8: - Oglądałam kiedyś film "Triumf Pana Kleksa". Animowany. Strasznie mi się nie podobał i myślałam, że spektakl też mi się nie spodoba. W filmie Pan Kleks był głupi i wszystko tam było beznadziejne. Ale okazało się, że przedstawienie jest bardzo fajne. Pan Kleks był bardzo śmiesznie ubrany, dzieci też miały bardzo ładne mundurki i robiły - gwiazdy, fikołki... Wszyscy chłopcy mieli imiona na A, a dziewczynki nazywały się jak kwiatki, np. Róża, Dalia albo Rezeda. Bardzo ciekawa była lekcja kleksografii, bo wtedy po scenie chodziły zwierzęta zrobione z origami. Uczniowie mówili wierszyki, np. "Dzik jest dziki, dzik jest zły", a pokazała się... panda. Miał być przecież dzik! Coś im chyba nie za bardzo wyszło. A potem przyszedł Alojzy Bąbel, który miał trochę dziwny, oświetlony strój. Razem z nim przyszli Czarno-ciemni, takie draby. Mnie się te draby podobały, bo ciągle coś podkradały i robiły salta. Szczególnie podobał mi się pan Weronik, który mówił bardzo dużo przysłów i Pan Kleks zawsze na to wołał "O, Weroniku!". Kleksolot też był bardzo fajny, bo latał nad sceną. I podobało mi się, jak spadł do morza. Lasery też były fajne, choć trochę bolały od nich oczy. Znam jeden wierszyk z tego spektaklu - "Na wyspach Bergamutach". Kiedy dzieci na scenie go śpiewały, to dzieci na widowni też się dołączały i śpiewały razem z nimi. Na koniec wszyscy aktorzy wyszli i zaśpiewali piosenkę o magii. Ja też trochę śpiewałam. Byłam już kiedyś w Romie - na "Kotach" - ale o wiele bardziej podobała mi się "Akademia...", bo tu występowały dzieci. A najbardziej podobał mi się chłopiec, który gra Alberta, ma tatę Wietnamczyka i jest taki mały! Ja go już wcześniej znałam, bo on występuje w "Ziarnie". Super była ta akcja, jak powiedział do Pana Kleksa, gdy do akademii przyszedł Adaś Niezgódka: Szkoda, że to nie dziewczyna. Byłam na "Kleksie" z babcią i chciałabym pójść jeszcze raz, żeby pokazać ten musical rodzicom. Czytałam i oglądałam "Harry'ego Pottera", ale "Pan Kleks" jest moim zdaniem dużo lepszy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji