Artykuły

Atak głupoty w Teatrze Powszechnym

Panie Remigiuszu Brzyk, z Teatru Powszechnego wyleciał dziś Pański podopieczny, którego krył Pan przez dłuższy czas. Kolej na Pana. Wasze umiejętności zawodowe i etyczny wizerunek to pewna klęska tej sceny. Jesteście ludźmi skompromitowanymi i wasza obecność w Powszechnym jest obrazą zwykłej ludzkiej przyzwoitości. Panie Jacku Wekslerze, najważniejszy władco warszawskich teatrów, dlaczego Pan milczał w tej sprawie, choć dobrze Pan o niej wiedział? Czy wedle takich regulaminów i zasad mają funkcjonować wszystkie podległe Panu instytucje? - pyta Tomasz Mościcki w Dzienniku.

W warszawskim Teatrze Powszechnym wrze. Parę dni temu Robert Bolesto, doradca literacki Remigiusza Brzyka - od kilku miesięcy dyrektora artystycznego tej sceny - następcy Zygmunta Hübnera, odczytał zespołowi swój "Regulamin pracy Teatru". Oto niektóre z jego punktów: "Nienawidzimy się generalnie. Pier... naszego szanownego patrona. Młody jeb.. starego". Z tego powodu Bolesto stracił posadę. Kiedy pokazywałem ten dokument ludziom z teatralnego i pozateatralnego środowiska - chichotali czytając początek.

Przestawali czytając punkt 3., ten o powszechnej nienawiści jako modelu zachowania w zespole. Bledli, gdy zapoznawali się z 8. i 9. punktem "regulaminu", w którym mówi się o pierd... pamięci Zygmunta Hübnera, patrona teatru i "jeb... starych przez młodych". Ze zgrozą patrzyli na kserokopię fotografii Hübnera z pomalowanymi na czerwono oczami i datami z jego życia opatrzonymi nieprzyzwoitymi malunkami.

Od wielu sezonów w Teatrze Powszechnym nie działo się najlepiej. Spadał poziom artystyczny spektakli, nieliczne perły nie mogły zatrzeć wrażenia, że Teatr Powszechny im. Zygmunta Hübnera to nie jest już ten teatr, który był jednym z najważniejszych miejsc kulturalnej Warszawy - i to jeszcze nie tak dawno, w latach 80., i wcześniej - w latach 70. Potem odchodzono od ideałów Hübnera, gwiazdorska formuła lat 90. doprowadziła do gorszących awantur pomiędzy dwiema diwami zakończonych odejściem obu. Wraz z nimi odchodzili inni.

Pojawienie się w Powszechnym panów Brzyka i Bolesty było już tylko zsumowaniem gromadzących się przez lata błędów. Kim są dwaj panowie, jaki jest ich dorobek artystyczny? Brzyk w Teatrze Powszechnym zrobił jesienią 2005 r. "Małego biesa" - przedstawienie, o którym należałoby szybko zapomnieć. To jego jedyna zasługa dla Teatru Powszechnego.

Robert Bolesto, twórca, który nie był uprzejmy skończyć żadnych wyższych studiów, został dramaturgiem i doradcą artystycznym dyrektora Brzyka. Za dorobek ma garstkę sztuk, z których tylko jedna, bełkot zatytułowany "O matko i córko", na krótko ujrzała światła reflektorów. To u niego w gabinecie zawisł ów regulamin polecający p.... patrona teatru, nawołujący do pogardy dla artystów, których winą jest to, że są starsi od panów Bolesty i Brzyka, a ich dorobek to najszczytniejsze dokonania współczesnego polskiego teatru.

Nie dziwię się nowym władcom Powszechnego. Pamięć o wielkości innych źle działa na samopoczucie miernot. Pamięć należy więc czym prędzej unicestwić. Ta sama intencja musiała kierować władzami innego teatru. W Narodowym Starym Teatrze w Krakowie istniało jeszcze do niedawna teatralne muzeum. Już go nie ma. Pamięć Hübnera, Swinarskiego, Jarockiego byłaby zbyt dotkliwa dla obecnej dyrekcji Starego, bo poziom tego teatru sięgnął już głębin Rowu Mariańskiego. Ta pamięć przeszkadza. Z tego samego powodu czołowy recenzent czołowego polskiego dziennika bez pardonu zaszczuwał Jerzego Grzegorzewskiego, mszcząc się za artystyczną niezłomność swojej ofiary i jej odmowę pokazywania w Narodowym tandety, tylko dlatego że jest modna i "na czasie". Zaszczuł go bardzo skutecznie.

A wszystko to zaczęło się dekadę temu, w chwili, gdy kilku wpływowych i mało rozsądnych krytyków wietrząc w tym osobistą korzyść rzuciło hasło rewolucji w teatrze. Wtedy właśnie, w imię tej rewolucji i własnych interesów, dano przyzwolenie na chamstwo na scenie i poza nią, na hucpę, gangsterskie metody i bezwzględność w osiąganiu celów. To właśnie chwalono i nagradzano. Liderzy i autorytety środowiskowe bardzo w tym przeszkadzają. Należało się więc ich pozbyć. To nic nowego. Te same pomysły wykorzenienia i odcięcia się od wszystkiego, co było przed nimi, mieli promotorzy chińskiej rewolucji kulturalnej.

Cała ta historia jest tylko potwierdzeniem prawidłowości, którą przed laty opisał Mrożek w "Tangu": wpuść do domu Edka, a za chwilę zatańczysz z nim "Cumparsitę". Okazuje się, że bez skrępowania można dziś obrzucać błotem wielkiego artystę, wulgarnymi słowami okazywać pogardę wielkim artystom i bez wstydu nawoływać do wzajemnej nienawiści. "Cumparsita" gra już głośno i nikt nie chce jej zatrzymać. Pan Bolesto na piątkowym zebraniu w Teatrze Powszechnym odczytał głośno swój regulamin i miał czelność twierdzić, że jego postępowanie to hołd dla Zygmunta Hübnera. Zrobił to człowiek, którego za czasów Hübnera nie przyjęto by prawdopodobnie nawet na etat stróża. Dziś nie trzeba być już nikim wielkim. Wystarczy bezczelność i spiczaste łokcie. Obyczaje polskiego Sejmu przeniosły się już do teatrów.

Uczyniono krzywdę nie tylko Zygmuntowi Hübnerowi. Zraniono także Mirosławę Dubrawską, wielką damę polskiej sceny, wdowę po artyście. W sprawie znieważenia pamięci Zygmunta Hübnera w teatrze noszącym jego imię zapadło milczenie, choć sprawa znana była od dawna. Nie zareagowały władze Warszawy odpowiedzialne za teatr, zamilkło Biuro Teatru i Muzyki i jego szef, wody w usta nabrał Związek Artystów Scen Polskich, tak wysoko stawiający podczas wszystkich swoich zjazdów sprawę etyki i przyzwoitości środowiska. Oto jest "Moralność pani Dulskiej" naszych czasów. Gdyby nie dziennikarze - śmiecie znów zamiecionoby pod dywan.

To już ostatni moment, by powstrzymać to gnicie polskiego teatru, jeszcze ćwierć wieku temu wzoru obywatelskiej postawy. Aby tego dokonać - należy zacząć sprzątać te śmiecie, bo za chwilę spod dywanu zacznie cuchnąć. Milczenie o takich sprawach nic nie pomoże.

Panie Remigiuszu Brzyk, z Teatru Powszechnego wyleciał dziś Pański podopieczny, którego krył Pan przez dłuższy czas. Kolej na Pana. Wasze umiejętności zawodowe i etyczny wizerunek to pewna klęska tej sceny. Jesteście ludźmi skompromitowanymi i wasza obecność w Powszechnym jest obrazą zwykłej ludzkiej przyzwoitości. Panie Jacku Wekslerze, najważniejszy władco warszawskich teatrów, dlaczego Pan milczał w tej sprawie, choć dobrze Pan o niej wiedział? Czy wedle takich regulaminów i zasad mają funkcjonować wszystkie podległe Panu instytucje?

***

Chciałem dać Boleście szansę

Remigiusz Brzyk, dyrektor artystyczny Teatru Powszechnego im. Zygmunta Hübnera: - Bardzo proszę, byśmy zwrócili uwagę na kolejność wydarzeń. Skandaliczny, niegodny i niefajny czyn Roberta Bolesty miał miejsce w listopadzie. Kartkę z tzw. regulaminem powiesił u siebie nad biurkiem. Wisiała mniej więcej cztery godziny. Kiedy ją zobaczyłem, kazałem mu natychmiast ją zdjąć. Powiedziałem: "Jeszcze jeden taki numer i lecisz". Uznałem, że sprawa jest zakończona. Bo w moim systemie wartości istnieje coś takiego, jak dawanie drugiej szansy.

Potem Bolesto wywiesił w teatrze przeprosiny. Ale że nie wszyscy pracownicy teatru znali szczegóły, na prośbę pani Mirosławy Dubrawskiej, w zeszłym tygodniu Bolesto przytoczył treść kartki znad biurka. Nie było to w żadnym wypadku odczytywanie manifestu, lecz publiczne wyjaśnienie całej sprawy. Ta sprawa tak naprawdę nie istnieje. Dopiero teraz, w trudnej sytuacji finansowej, w jakiej znalazł się Powszechny, ktoś tę sprawę wypuszcza poza teatr. Całe to wydarzenie nie jest problemem.

Realnym problemem jest ogromny dług Powszechnego - na jesieni teatr może stracić płynność finansową. Ów problem wynika z tego, że większość spektakli jest niedochodowa. Dlatego od początku stycznia z wicedyrektorem i główną księgową pracujemy nad planem restrukturyzacji teatru, by ratować jego finanse. To jest realny problem. Tak jak cieknący dziś dach, bo właśnie zalało wszystkie pracownie teatru. To są sprawy, którymi trzeba się zająć, a nie sprawą, która nie istnieje. Wbrew temu, co twierdzą niektórzy dziennikarze, nie chcę przeprowadzać totalnej rewolucji i słucham mistrzów. U mnie w gabinecie wisi "Modlitwa" Hübnera i jego "List do młodego reżysera". Umiem słuchać mistrzów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji