Artykuły

Nasza recenzja: Biednemu próchnica

Przychodzi facet do lekarza. Tak można by hasłowo zafiszkować niecodzienną sztukę na­pisaną w ub. roku przez Marka Koterskiego (ostatnio autora kaso­wego filmu "Porno"), zatytułowa­ną "Zęby". Prapremierę zrealizo­wał niedawno kaliski Teatr im. W. Bogusławskiego, który w poprze­dnim sezonie tak udanie wystawił inną sztukę Koterskiego - "Życie wewnętrzne". Tym razem pokazał pozycję wielce konrowersyjną co do wartości, bulwersującą i prowo­kującą swym językiem i sposobem pokazywania odmiennych mental­ności dwóch przeciętnych obywa­teli.

Rzecz rozgrywa się w gabinecie dentystycznym, odtworzonym z drobiazgową dokładnością, a wi­dzowie siedzą wkoło, niemal na od­ległość wyciągniętej ręki. Pacjent snuje swoje gorzkie żale nad sobą, upadłą Polską, społeczeństwem i każdym Polakiem z osobna. Dentysta zaś opowiada wyłącznie dow­cipy. Od politycznych (np. "Dlacze­go wprowadzili stan wojenny? Bo nie potrafili przedwojennego!") po tzw. genitalne, których tu cytować nie będą. Sporo jest kawałów z cyklu "Przychodzi baba do lekarza."

Marek Obertyn (gościnny występ) stworzył postać trywialnego i rubasznego dentysty z prywatną praktyką, faceta pewnego siebie, który ma luz i wszystko mu wisi. Obertyn dentysta sypie niewy­brednymi kawałami jak z rękawa, ma zgrabną "rurę" - asystentkę i pewnie bierze spore honoraria. Wy­daje się być takim, co to żadnych problemów ani z sobą ani z rzeczy­wistością nie ma. Pacjent (Tadeusz Płuciennik) - odwrotnie, ma nie tylko bolące zęby, ale i zafajdane życie. Zbuntowany przeciw skarla­łej Polsce, sfrustrowany inteligencik. Taki mały Kordianek - psychastenik na fotelu dentystycznym zamiast na Mont Blanc. Albo Konradek w rozmowie z Maską. Nieat­rakcyjny, z zepsutymi zębami, z wyraźną paradontozą, jakiś spsiały i skomlący. Słowem: antybohater.

Reżyser Jacek Pazdro pozostawił mniej więcej jedną trzecią tekstu, a resztę wykreślił. Wszelako był to bodaj jego jedyny pomysł na tę sztukę. Dobry jest również mo­ment, kiedy w medycznym naczy­niu, asystenka podgrzewa dentyście parówkę. Postaci tego przedstawie­nia nie bardzo jednak wiedzą (wskutek braku inwencji reżysers­kiej), co z sobą robić. Jeden jest przywiązany do fotela niemal na stałe, a drugi nie wiele może zrobić jako lekarz, musiałby chyba pac­jentowi zamknąć usta. Bo ten gada tak dużo, że nie sposób go leczyć. Dentysta niemrawo więc symuluje dokonywanie różnych zabiegów. Niestety, brak w tym przedśtwieniu komediowo-groteskowej przesady, nie ma balansowania między realnością a absurdem.

Przedstawienie zbyt dosłownie, w ślad za autorem, ukazuje trywial­ność postaci i w ogóle rzeczywisto­ści. Trywialność, czyli pospolitość, banalność, prostactwo i wulgar­ność. Autor i realizatorzy celowo epatują skatologicznym słownict­wem. Uciekają się do prowokacji, aby złapać widza na haczyk, aby pokazać mu kawałek życia, chams­two i banał, które nas otaczają. Ale dziś prowokacja nie wystarcza, ani hasłowe egzorcyzmy nad rzeczywi­stością. Część kawałów jest przy tym dobrze znana, podobnie jak słuszne skądinąd pomstowanie na tramwaje, kolejki, kłopoty z ben­zyną, akustyczne bloki mieszkalne, na smród, brud i chamstwo, na brak motywacji, na nomenklaturę, sys­tem i sąsiadów. Główny bohater prezentuje mentalność sprzed po­nad roku, cały katalog frustrują­cych Polaka spraw i sytuacji sprzed czerwca 1989 roku.

Realizatorzy nie chcieli być jed­nak posądzeni o częściową nieaktualność, więc starali się raczej dać świadectwo duchowego skarlenia i prostactwa Polaka, zaprezentować jego stereotyp myślenia. Niestety, udało się im to w sposób bardzo kulawy. Ale lepiej spaść z narowistego, choćby i nie wysokiego konia niż z najlepszego muła.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji