Artykuły

W domu nienawiści

"Rutherford i syn" w reż. Mariusza Wojciechowskiego w Teatrze Nowym w Poznaniu. Pisze Tomasz Mościcki w Dzienniku.

"Rutherford i syn", którego w poznańskim Teatrze Nowym przygotował Mariusz Wojciechowski, odwraca się od doraźniej publicystyki. Oby więcej takich spektakli.

Ogromna sztuka Katherine G. Sowerby powstała na początku XX wieku. Nastrojem i tematem przypomina dramaty Ibsena: dom, w którym zabrakło miłości, postać toksycznego ojca, rodzina żyjąca w mieszczańskim piekle. I aż dziw, że odkurzono ją dopiero kilkanaście lat temu, a w Polsce do tej pory doczekała się tylko dwóch realizacji. W reżyserii Mariusza Wojeiechowskiego, który w poznańskim Teatrze Nowym zagrał także rolę Martina, ten ibsenizm jest bardzo wyraźny: wątek toksycznego ojca terroryzującego najbliższych, absolutnego władcy niedopuszczającego do najmniejszych oznak buntu, podupadająca huta - jedyna racja istnienia tyrana Johna Rutherforda, gęstniejąca atmosfera, subtelnie tkany sceniczny dialog. To wszystko sprawia, że czujemy się jak na nieznanej do tej pory sztuce wielkiego pisarza. Wojciechowski nie zamienia jednak przedstawienia w lamus z kostiumami z dawno minionej epoki. W tym przedstawieniu czas historyczny nie jest tak istotny. Tom Waits i Marianne Faithful, których piosenki komentują akcję, przenoszą nas we współczesność. Reżyser daje wyraźny sygnał: to wszystko może się dziać i teraz, może nawet tuż obok was, może w waszym domu. Ten zabieg nie ma nic wspólnego z tak modnym ostatnio nachalnym uwspółcześnianiem wszystkiego.

Aktorzy poznańskiego Teatru Nowego precyzyjnie cyzelują dialog, stopniują napięcie - przedstawienie Wojciechowskiego ma muzyczne crescenda. Kulminacją jest zawalenie się tego świata, w którym zabrakło miłości, w którym niemożliwe jest przebaczenie i zwykły ludzki gest przytulenia cierpiącego człowieka. W pamięci pozostaje podszyty rozpaczą chłód i bezwzględność starego Rutherforda, bardzo oszczędnie granego przez Mariusza Puchalskiego. Świetna rola Antoniny Choroszy jako Janet i znakomity debiut młodziutkiej Eweliny Dubczyk w roli Mary, z determinacją walczącej o szczęście syna - jedynej nadziei jej życia. Kameralny dramat Sowerby to swoisty manifest niezbyt modnego ostatnio myślenia o teatrze, który nie żywi się gazetową doraźnością, bo ważny jest człowiek ze swoimi odwiecznymi problemami. Oby więcej takich przedstawień.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji