Artykuły

Zdrowie dopisuje, co mam nie grać

- Albo umrę w łóżku, choć to do mnie niepodobne, albo... sama nie wiem. I dobrze, że nie wiem. Jak przyjdzie czas, to umrę. Niektórzy piszą testamenty, sprzedają mieszkania. Nie mam takich kłopotów, bo nie dorobiłam się w życiu wiele. Mogę się tylko zastanawiać, komu tę lodówkę sprezentuję - mówiła KRYSTYNA FELDMAN, aktorka Teatru Nowego w Poznaniu, Super Expressowi w ubiegły piątek.

Z Krystyną Feldman spotykam się w Poznaniu, w jej ukochanym Teatrze Nowym. Do pracy dojeżdża tu niezmiennie komunikacją miejską. Ubrana w skromną kurteczkę i ocieplane spodnie zaprasza na piętro do garderoby. Garderobiana zaparza aktorce herbatę, ta zaciąga się papierosem i już jest gotowa odpowiedzieć na każde pytanie. Konkretne, żartobliwe, przepełnione dystansem do świata i siebie odpowiedzi aktorki robią wrażenie, bo skromność w zawodzie, który uprawia, to dziś już rzadkość. - Przed wojną uczyli mnie pokory do aktorstwa i ją mam. Gwiazdą się nie czuję i proszę napisać, że w łepetynie wszystko u mnie w porządku - prosi na odchodnym Mamuśka, jak ją tu wszyscy w teatrze nazywają.

Czy to prawda, że nie ma pani w domu lodówki?

- Lodówka jest, ale jej prawie nie używam.

A światło się w niej świeci?

- A co się nie ma świecić? Obecnie przebywa w niej jedno jajko.

Ocalało po świętach?

- Nie lubię gotować i nie ma znaczenia, kiedy to jajko zamieszkało u mnie. Chodzę jeść do różnych stołówek, bo do gotowania jestem beztalencie.

...?

- To był mój pierwszy obiad w życiu. Chciałam zaimponować swojemu mężowi i mało co, a byśmy się po tej zupie rozeszli. Niewypatroszonego kurczaka wrzuciłam do garnka, a jak doszło do rozkrajania, to nie powiem, co było.

W tym roku będzie pani obchodzić 70-lecie pracy na scenie. To wręcz niemożliwe, że wciąż pani gra.

- W zasadzie jest to... możliwe. Zdrowie dopisuje, co mam nie grać.

Jak udało się pani wytrwać w tym zawodzie, nie stosując pudru?

- Ale za to ćmiki stosuję (w Poznaniu tak nazywa się papierosy - red.) i herbatkę. (W tym momencie Krystyna Feldman w charakterystyczny dla siebie sposób zapala papierosa).

Zapalanie papierosa to pani numer popisowy. Gdy dzieje się podczas naszej rozmowy, to jest w tym trochę teatralności?

- Broń Panie Boże! W ogóle. Grać w życiu nie chcę. To może śmiesznie zabrzmi, ale na scenie trzeba być istotą, a nie ją grać, bo samego tekstu każdy idiota się nauczy.

A jak z tym pudrem jest?

- Nie uznaję pacykowania się. Dziwię się młodym kobietom, że nakładają na siebie tony tuszu i pudru. Po co i na co to komu?

Jak to po co? Żeby się facetom podobać!

- A czy to pomaga? Starej nie odmłodzi, a z młodej śmieszną tylko zrobi.

Tyle lat męczy się pani w teatrze, a popularność dał pani serial "Świat według Kiepskich"...

- Od sierpnia już tam nie gram, bo rola Babki strasznie mi się znudziła. Powiedziałam: dość! Jak długo można grać osobę, która jest niezadowolona, bo jej rentę kradną?!

Ale takich poszkodowanych babć jest w Polsce dużo. Była pani ich głosem...

- Ale co ja im mogłam załatwić? Poza tym ten serial oglądała głównie młodzież. Miał tak duże powodzenie wśród nastolatków, że aż zaczęłam się niepokoić.

Próbowali panią w serialu zatrzymać?

- Jęczeli, ale powiedziałam panu reżyserowi, że mi już wystarczy. "Ale co my bez pani zrobimy?" - zapytał. "Zróbcie, że Babka umarła albo wyjechała tam, gdzie rent nie kradną!". Potem jeszcze dzwonili. Nie można pakować się w jedną rolę, która trwa latami, a każdy odcinek jest jak pieczątka. To samo i to samo.

Robiłem wywiad z Andrzejem Grabowskim. Mówił, że czasami na planie "Kiepskich", gdy już mu się nie chciało, to wystarczyło, że spojrzał na panią i od razy zmęczenie mu przechodziło...

- Jemu się zazwyczaj nic nie chciało! Miał dużo roboty. To tam jeździł, to tam. Mówiłam do niego: "Andrzej! Po co ci tych pieniędzy, jak nie masz czasu ich wydać?!".

Jest pani osobą religijną. Czy pani przekonania religijne wpłynęły kiedyś na pracę?

- Mówię o Bogu w swoim życiu oficjalnie, bo nie jest to dla mnie sprawa wstydliwa. Zawsze tak postępowałam: i za Stalina, i za komuny. Gdybym miała zagrać coś, co ośmiesza moje wartości, tobym takiej roli nie przyjęła.

Mówimy o scenach rozbieranych?

- Ale z pana rozrabiaka! (śmiech). Mnie już do rozbierania nie namówią. Uważam, że za dużo tego jest i nie zawsze jest to potrzebne. Można zagrać nie wiadomo jaką ladacznicę i wcale nie trzeba nago chodzić.

Afera z arcybiskupem Wielgusem wstrząsnęła Polską. Jaki jest pani pogląd na lustrację księży?

- Walka z Kościołem wciąż trwa. Dawniej się księdza zamordowało, skompromitowało, a teraz, hejże, oskarżyć go, że donosił. Nie wierzę w to. Oczywiście, były wśród kleru szuje, ale takie oskarżenia na oślep nie osłabiają mojej wiary.

A afera z arcybiskupem Paetzem osłabiła pani wiarę? Mieszka pani w Poznaniu, gdzie żyje człowiek, który nie wytłumaczył się z zarzutów molestowania kleryków. Bije to w pani religijność?

- To absolutnie z moją wiarą nie ma związku. Zostałam cztery lata temu napadnięta. Złamałam biodro. O lekarzach mówi się, że to łapówkarze. Jeden świnia, drugi świnia, a trzeci w Jeleniej Górze okazał się świetnym fachowcem, który w dodatku bez łapówki wszczepił mi endoprotezę.

Jest pani szczęśliwa?

- Tak. Jestem pogodna, a czasem jestem burzliwa, psiakrew! A jak coś mi się nie podoba, to zaklnę.

Nie ma pani dzieci, wnuków. Żałuje pani tego?

- Nie. Z tymi dziećmi różnie bywa. Siedzi sam jak palec taki stary tatuś czy mamusia, a dzieci żyją swoim życiem. Wolę wiedzieć, na czym stoję, a samotna się nie czuję. W Wigilię miałam tyle zaproszeń, że od domu do domu mogłam chodzić.

Wspomina pani czasami swoje udane role?

- Niech to robią ci, którzy siedzą w Skolimowie (znajduje się tam Dom Artystów Weteranów Scen Polskich - red.) i już nie grają.

Nie wypominając, ma pani 86 lat. Jak sobie pani radzi na co dzień? Może ten Skolimów nie jest taki zły?

- Na razie dziękuję. Dałabym im tam taką wcirę i szybko bym usłyszała: Kryśka! Wracaj do domu i przestań się znęcać nad nami. Na spacer! Podskoczyć! Wygimnastykować się, a nie dumać, ile miała bukietów czy kochanków.

Myśli pani czasami o chwili, kiedy przyjdzie się pożegnać z tym światem?

- Każdy rozsądny człowiek w pewnym wieku powinien myśleć o śmierci.

Boi się jej pani?

- Nie! Na śmierć każdy powinien być przygotowany.

Jaka ona będzie?

- Albo umrę w łóżku, choć to do mnie niepodobne, albo... sama nie wiem. I dobrze, że nie wiem. Jak przyjdzie czas, to umrę. Niektórzy piszą testamenty, sprzedają mieszkania. Nie mam takich kłopotów, bo nie dorobiłam się w życiu wiele. Mogę się tylko zastanawiać, komu tę lodówkę sprezentuję (śmiech).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji