Artykuły

Wreszcie się puściłem

- Każdy aktor powinien pozwolić sobie na nieobliczalność. Gdyby nie był szaleńcem zacząłby się kontrolować, zamykać, zniknęłaby gdzieś jego swoboda - mówi BŁAŻEJ PESZEK, aktor Starego Teatru w Krakowie.

PRZED ROZMOWĄ:

Katarzyna Kachel: Chciałam się z Panem umówić na wywiad.

Błażej Peszek: Dobrze, ale czy na pewno ze mną?

Katarzyna Kachel: Oczywiście.

Błażej Peszek: To ja zadzwonię za dwie godziny i powiem kiedy mam czas. Dwie godziny później: A może pani chciała z moim ojcem, Janem Peszkiem. Nie? Potem będzie pani miała problemy jak się z tego wyplątać!

ROZMOWA: męska garderoba w Starym Teatrze. W przerwie spektaklu Michała Zadary "Odprawa posłów greckich", w którym Błażej Peszek gra Aleksandra, zwanego także Parysem, który porwał Helenę, czym wojnę trojańską wywołał.

Nikt się tak ze mną jeszcze nie umawiał.

- A bo już kilka razy się zdarzyło, że proszono mnie o wywiad przez pomyłkę. Chciałem uniknąć nieporozumień.

Obiecuję, że nie zadam ani jednego pytania o ojca. Cieszy się Pan?

- Cieszę.

Porwałby Pan z miłości kobietę, tak jak Aleksander?

- Zależy i od kontekstu, i czasów, w których przyszłoby mi żyć. Wtedy nie było to tak niecodziennym wyczynem. Mężczyzna brał sobie brankę i tyle.

A gdy w grę wchodziłaby namiętność?

- Gdy pojawia się uczucie, nie przebieram w środkach. Postępuję wtedy wbrew wszelkim kulturowym normom i przykazaniom. Górę bierze natura.

Aleksander był szaleńcem?

- Z dzisiejszej perspektywy myślę, że tak, ale w jego szaleństwie nie ma niczego negatywnego. Aleksander-wierzył w swoją rację i miłość.

A Pan? Pan jest szaleńcem?

- Bardzo chciałbym, żeby tak było i mam nadzieję, że ostatnimi czasy zdarza mi się tak czuć coraz częściej. I zdarza mi się granie szaleńców. Tydzień przed premierą "Odprawy posłów greckich", miałem szczęście zagrać Ajasa w dramacie Sofoklesa w reżyserii Marysi Spiss, postać, która jest doskonałym studium szaleństwa.

Aktorowi potrzebne jest szaleństwo?

- Absolutnie. Każdy aktor powinien pozwolić sobie na nieobliczalność. Gdyby nie był szaleńcem zacząłby się kontrolować, zamykać, zniknęłaby gdzieś jego swoboda.

Pan miał "korbę" od dziecka.

- Myślę, że zawsze miałem. Teraz jednak udało mi się oswobodzić z wszelkich krępujących skorup, które mnie zamykały, stresowały, wiązały. Wreszcie pozwoliłem sobie na takie puszczenie się.

Ekshibicjonista!

- Tak, ale zapewniam, że to jest zdrowe.

Łatwo przychodzi Panu takie puszczanie?

- Niełatwo. Mnie niełatwo. Paradoksalnie znając ten świat od drugiej strony, miałem z tym większe problemy niż inni. Musiałem długo dojrzewać, by zrozumieć, że nic się nie dzieje, jak ktoś pokaże na scenie goły tyłek.

Bał się Pan wchodzić na scenę?

- I to jak. Towarzyszył mi duży stres, potem na scenie to mijało, ale było to nieprzyjemne.

Zaczął Pan się zastanawiać czy to odpowiednie miejsce?

- Tak. Zastanawiałem się: po co mi taki zawód, skoro tyle mnie kosztuje? Poważnie myślałem o innej pracy. Na szczęście nadszedł ten czas, kiedy pękły wszystkie blokady, kiedy stałem się elastyczny.

Pan był nieśmiały?

- No, byłem. Raczej tak. Siostra mnie zdominowała.

Jak to? Przecież to ona czytała za Pana obowiązkowe lektury szkolne i streszczała je Panu. Za złotówkę.

- Na tym polegała dominacja. Ja jej płaciłem za wszystko. Nawet za chodzenie do sklepu. Byłem tak zablokowany, że wstydziłem się powiedzieć ekspedientce, że chcę kupić mleko. I płaciłem z kieszonkowego Marysi za to, by poszła za mnie i mleko kupiła.

Musiał Pan mieć spore kieszonkowe. Długo to trwało?

- Trwało, bo zawsze byłem tym, który ustępował pola. Zresztą mówi się, że aktorstwo, zrobienie kariery wymaga dziś rozpychania się łokciami, trzeba bywać, bankietować, umieć się sprzedać.

Pan się nie rozpycha?

- Gardzę tym. Jeśli na tym ma polegać kariera, ja rezygnuję. Nie będę grał w telenowelach.

Pan jest niemodny. Nie chce Pan do telenoweli, reklamy, do Warszawy Pan też nie chce?

- Nie, nie chcę.

Nawet nie jest Pan bohaterem żadnych skandali.

- Nie jestem, przynajmniej tych, które trafiają do brukowców. Nie jestem z tych, którzy pokazują wszędzie gębę, tylko po to, by zrobić karierę.

I pewnie też nie zatańczyłby Pan w tańcu z gwiazdami?

- Nie. Nawet miałem ostatnio koszmarny sen. Z kacem moralnym się obudziłem. W tym śnie zatańczyłem w tańcu z gwiazdami i to na lodowisku. Ale to nie wszystko, bo zatańczyłem z Mandaryną.

Nie?

- Tak! Ona w tym tańcu była strasznie ekspansywna i wlokła mnie po lodzie.

Na łyżwach Pan jeździ?

- Chwała Bogu, nie!

Ale tańczy Pan?

- Na imprezach tak, ale nie jakieś tam wyuczone kroczki, bo to przecież horror poruszać się według sztucznych reguł. Nie jest tak?

Jest. A gdyby dali Panu wielkie pieniądze za udział w reklamie?

- Miałbym straszny problem, może i dylemat, ale nie chciałbym nigdy tego zrobić. I dopóki mi starcza z początkiem miesiąca na spłatę debetu, to jeszcze się trzymam.

Dlaczego nie chce Pan do Warszawy?

- Boję się tego miasta. Oczywiście jeżdżę tam czasem, bywałem nawet na castingach do filmu, które zawsze przegrywałem, ale mieszkać nie chcę. Zdaję sobie sprawę, że Kraków jest zaściankowy, pełen ludzi w powyciąganych sweterkach, okularach, z wąsami, laseczkami...

Którzy się chlubią tym, że nie chcą do stolicy...

- Właśnie. Ale ja nie jestem z tych, którzy są dumni, że mieszkają w Krakowie i gardzą tymi, którzy przenieśli się do stolicy. Życie w Warszawie mnie pociąga i przeraża zarazem. Mam w sobie jednak takie przeświadczenie, że tam zatraciłbym swoją wrażliwość, osobowość i zacząłbym myśleć o biznesie.

Pan nie chce zarabiać pieniędzy?

- Oczywiście, że chcę. Bardzo chcę, ale nie takim kosztem.

I za 10,15 lat będzie Pan na tych samych deskach?

- Nie mam pojęcia.

A teraz porozmawiamy o rzeczach pięknych. Trudno było nieśmiałemu człowiekowi podrywać dziewczyny?

- Eee, to był kataklizm. Późno w ogóle zacząłem.

Widać intensywnie, bo szybko się Pan ożenił.

-Tak. Zawsze jako chłopiec marzyłem o kobietach. Nawet zdjęcia chowałem pod poduszkę. Na przykład legitymacyjną fotografię mojej szkolnej koleżanki. Nie miałem jednak takiej odwagi, by podejść i powiedzieć: ej ty, chodź na lody. Mówię o czasach podstawów ki. Ale tak naprawdę muszę się przyznać, że miałem wielkie szczęście, bo to zawsze kobiety zabiegały o mnie.

Lubiły nieśmiałych?

- Mam wrażenie, że odczytywały tę moją nieśmiałość jako niedostępność.

Pana żona też Pana poderwała?

- Kasia mnie zarwała. Po półrocznej, szalonej, gorącej znajomości, kiedy podróżowaliśmy dwudziestopięcioletnim garbusem, zaręczyliśmy się. Teraz mieszkam w domu z trzema kobietami, bo pies to też suczka.

Trudno się żyje?

- Nie narzekam. Wiem jednak, że im czasem bywa ciężko, za rzadko jestem w domu obecny.

Nie jest Pan domatorem?

- Nie, choć lubię mieć święty spokój w czterech ścianach. Nie wyobrażam sobie jednak siebie w fotelu bujanym, pod kocykiem i w kapciach. To nie mój sposób na życie.

Już by Pan wolał z Mandaryna tańczyć?

-Nie! Nie!

Wtedy byłby Pan modny. A może chociaż pisze Pan bloga?

- Nie mam bloga, chociaż kolega, z którym trenuję kickboxing, założył stronę, która nazywa się www.fightwap.republika.pl

Łajtłap?

- Tak, ale pisze się po angielsku. Zapraszam wszystkich, mogą sobie mnie pooglądać jak ćwiczę.

Kusi mnie, by jeszcze o te lektury popytać. Przeczytał je Pan później?

- Nie, nie sądzę. Pamiętam, gdy na maturze dostałem pytanie na temat Trylogii Sienkiewicza, powiedziałem wprost szacownej komisji, że nie czytałem.

Nie próbował Pan, mówiąc brzydko, ściemniać?

- Raczej nie kłamię. Nie chciałem lać wody. Powiedziałem, że nie mogę tego przeczytać, bo to straszne nudziarstwo. I za tę szczerość zostałem nagrodzony, bo maturę zdałem. Ale nie było tak, że ja nic nie czytałem.

A co Pan czytał?

- W romantykach się zaczytywałem namiętnie i w Gombrowiczu. Ale niech pani sama powie, jak można przebrnąć przez "Chłopów" czy "Antka", gdzie Rozalkę na trzy zdrowaśki wpakowali do pieca. Przecież to obrzydlistwo.

Ale jaka sława wielka dla takiej Rozalki. Panie Błażeju, a Pan chciałby być sławny?

- Chciałbym, ale nie za cenę sprzeniewierzenia własnych wartości.

A tak bardzo, bardzo, żeby dziewczyny piszczały na Pana widok.'

- Oczywiście. Byłbym chyba głupcem, gdybym powiedział, że mi na tym nie zależy.

***

BŁAŻEJ PESZEK. aktor. ur. w 1970 roku. syn aktora Jana Peszka, brat Marii Peszek. Ukończył PWST w Krakowie, przez pięć lat związany z Teatrem Nowym w Łodzi, dziś aktor Starego Teatru. Znany m.in. z ról w "Obywatelu Pekosiu", "Sanatorium Pod Klepsydrą" (Teatr Słowackiego), "Kurce wodnej". "Ślubach panieńskich". "Triadzie" (Teatr Nowy w Łodzi), "Matce", "Łożu" (Scena STU), "Śnie nocy letniej", " Makbecie". "Ajasie" (Stary Teatr). Prywatnie mąż , aktorki Katarzyny Krzanowskiej i ojciec 10-letniej Zosi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji