Artykuły

Oddech łapię w teatrze i czekam na wielki film

- Moja tęsknota za wielką literaturą zawsze dotyczyła bardziej kina niż teatru. Bo jeśli chodzi o scenę, zwłaszcza przez trzy ostatnie lata, wiele moich marzeń właśnie się spełnia - mówi MAŁGORZATA KOŻUCHOWSKA, aktorka Teatru Narodowego w Warszawie.

Agnieszka Kwiecień: Uważa się pani bardziej za aktorkę teatralną czy telewizyjną?

Małgorzata Kożuchowska: - Jestem aktorką i nie stosuję wobec siebie takiej klasyfikacji. Gram w serialu, w filmie, w teatrze i bardzo cenię sobie tę różnorodność. W teatrze ładuję akumulatory. Mam czas, żeby wiele rzeczy sprawdzić, odkryć w sobie coś nowego. Jestem częścią zespołu. Wymieniamy się doświadczeniami, rozmawiamy, dajemy sobie czas na przemyślenia, wspólnie szukamy najtrafniejszych i najciekawszych rozwiązań. Potem następuje konfrontacja z publicznością, która tu i teraz, na gorąco, reaguje na przedstawienie i naszą grę. To chyba najlepszy rodzaj sprawdzianu dla aktora, a zdany, przynosi poczucie ogromnej satysfakcji. W telewizji pracujemy w bardzo szybkim tempie, nie ma czasu na eksperymenty. Aktor skupia się na tym, żeby jego postać była prawdziwa, wiarygodna, bliska życia. Ta praca wymaga koncentracji i tzw. gotowości, czyli umiejętności błyskawicznego przechodzenia od jednej emocji do drugiej.

Czy przeszkadza pani, że postać Hanki z "M jak miłość" nie jest skończona i nie wiadomo, w którą stronę potoczą się jej losy?

- Gdyby mi to przeszkadzało, nie wytrzymałabym z górą sześciu lat pracy w takim trybie. Znam scenariusz na sześć odcinków do przodu. To mi wystarczy, na tej podstawie buduję moją postać. Jeśli relacja z którymś z bohaterów jest dla mnie niejasna, pytam, co będzie dalej. Lubię, kiedy pomysły scenarzystów mnie zaskakują.

I nie chciała pani nigdy wpłynąć na scenarzystów, żeby inaczej poprowadzili życie Hanki?

- Nie. Skupiam się na tym, co należy do mnie. Nie jestem od wymyślania historii, tylko od zagrania jej wiarygodnie. To jest wyzwanie dla aktora.

Nie czuje się pani znudzona rolą, którą gra pani już sześć lat?

- Ten zawód w dużej mierze polega na powtarzalności. "Poskromienie złośnicy" Krzysztofa Warlikowskiego w Teatrze Dramatycznym graliśmy przez osiem albo dziewięć lat! Na podstawie losów Hanki Mostowiak mogłabym nakręcić niejedną fabułę. Jestem pełna podziwu dla wyobraźni scenarzystów. A związek publiczności z tą postacią czasem wydaje mi się wprost niewiarygodny - ludzie przejmują się jej życiem, identyfikują się z nią. Cieszę się, jeśli mogę im to dać. Wobec mojej publiczności mam duże poczucie lojalności. Jeśli bywam zmęczona, to raczej trybem pracy w serialu, dyscypliną, którą narzuca. Oddech daje mi praca w teatrze albo na planie filmowym.

Czy dalej tęskni pani za wielkimi rolami w klasycznym repertuarze, np. za Czechowem?

- Moja tęsknota za wielką literaturą zawsze dotyczyła bardziej kina niż teatru. Bo jeśli chodzi o scenę, zwłaszcza przez trzy ostatnie lata, wiele moich marzeń właśnie się spełnia. To zasługa przede wszystkim Jerzego Jarockiego. Spotkanie i praca z tym reżyserem jest dla mnie wspaniałym prezentem od losu. Jarocki dał mi różnorodne role: Leny w "Kosmosie", w "Błądzeniu" wg Gombrowicza - Alicji, Albertynki i Rity Gombrowicz. W jednym przedstawieniu mam możliwość stworzenia niezwykłego kobiecego portretu - od dojrzewającej panienki po świadomą siebie kobietę. To są zadania, które rzadko się zdarzają. Doceniam to. A Czechow? Pierwszy akt najnowszego spektaklu Jarockiego "Miłość na Krymie" (premiera w Teatrze Narodowym w styczniu) ma klimat bardzo czechowowski. Gram Tatianę Jakowlewnę Borodinę. Kiedy ostatnio byłam na festiwalu w Petersburgu i obejrzałam "Trzy siostry", zrobiło mi się żal, że już pewnie nie będę miała okazji zagrać Iriny, ale w postaci Tatiany w "Miłości na Krymie" jest jakieś jej echo. Dziś bardziej tęsknię za ciekawą rolą w filmie. I to nie musi być wcale klasyka ani kostium, tylko dobra, poruszająca opowieść z pięknymi rolami.

Brakuje takich propozycji w naszym kinie?

- Jest ich niewiele. Takich, jak chociażby "Plac Zbawiciela" Joanny i Krzysztofa Krauze. Jestem pod wrażeniem ról, jakie stworzyły Jowita Budnik i Ewa Wencel.

Od dzisiaj możemy panią oglądać w komedii romantycznej Ryszarda Zatorskiego "Dlaczego nie!". Na świecie filmy z tego gatunku wykreowały kilka ciekawych aktorek, u nas jeszcze nie.

- W Polsce ten gatunek nie ma długiej tradycji, właściwie dopiero uczymy się robić komedie romantyczne. A zapotrzebowanie na nie - sądząc po liczbie widzów, którzy przychodzą do kina-jest bardzo duże. Krytyka traktuje filmy tego gatunku pogardliwie, wytykając im naiwną fabułę i brak głębi. Komedia romantyczna ma bawić i wzruszać. Po prostu. Bez kompleksów. Opowiadamy z poczuciem humoru bajkę o miłości tak, żeby każdy potencjalny widz w bohaterach mógł odnaleźć siebie. Swoje marzenia o księciu z bajki czy gwiazdce z nieba. "Dlaczego nie!" spełnia te założenia i gwarantuje udany wieczór w kinie. Mnie w udziale przypadł szwarccharakter - rola Renaty, postać zabawna, choć nieszczęśliwa. Do pełni szczęścia zabrakło mi w scenariuszu paru scen, chciałabym na przykład wiedzieć, co moja bohaterka - dyrektor artystyczny w agencji reklamowej, czyli kobieta sukcesu - robi wieczorami po powrocie do pustego domu. Mimo to mam nadzieję, że udało mi się pokazać, iż pod maską zaradnej bizneswoman kryje się wielka tęsknota za miłością i spełnieniem.

Obcinając włosy, radykalnie zmieniła pani swój wizerunek...

- Pomysł wyszedł od Ilony Łepkowskiej. Ja wyobrażałam sobie raczej, że się zmienię, kiedy dostanę tę wymarzoną filmową rolę. Ale po telefonie Ilony pomyślałam, że mogę tak czekać przez następne lata, a propozycja nie przyjdzie i na zawsze zostanę zakopana w serialowej Grabinie. Postanowiłam sama sprowokować los. Reakcje otoczenia są ciekawe: jedni mówią, że krótkie włosy mnie odmłodziły, inni - że włosy to atrybut kobiecości i teraz wyglądam jak chłopczyca. Ja nie odczuwam specjalnej różnicy, trzeba tylko poświęcić im trochę więcej czasu, żeby dobrze wyglądały.

Od czasu "Kilera" jest pani obsadzana w rolach kobiet pewnych siebie, odnoszących sukcesy. Taka jest również Renata, którą pani gra w "Dlaczego nie!". A jaka jest prawdziwa Małgorzata Kożuchowska? W pracy - przebojowa, pewna siebie, a prywatnie - wrażliwa i nieśmiała?

- Kiedyś miałam dużo determinacji. Gdy zaczynałam, tak jak każda młoda, ambitna osoba chciałam zrobić coś spektakularnego. Teraz mam na koncie naście lat ciężkiej pracy, trudniejszych i łatwiejszych. Bagaż ról i życiowych doświadczeń. Sukcesów i porażek. To mnie zahartowało. Kiedyś przeżywałam bardzo boleśnie każdy przegrany casting. Dziś łatwiej mi sobie wytłumaczyć, że nie wszystko jest dla mnie, że nie zrealizuję w ciągu jednego życia wszystkich planów. Czasem lepiej odpuścić sobie, niż szarpać się i przeżywać rozczarowania. Jest we mnie dużo więcej spokoju i pokory. Na pewno pomaga mi, że spełniam się na różnych polach. Nie tylko występuję w teatrze i serialu, ale prowadzę też w telewizji program "My, wy, oni". Spotykam w nim naprawdę fascynujących ludzi, którzy robią niezwykłe rzeczy albo mają niesamowite życiorysy, a ja cieszę się, że mogę o tym opowiedzieć.

Czuje się pani spełniona jako aktorka?

- Nie mam poczucia przegranej ani szczególnej potrzeby robienia bilansu. Na świecie aktorki w moim wieku grają najciekawsze role. Zdarzały mi się potknięcia i porażki, ale to naturalne w życiu. Nie uważam, że zmarnowałam czas. Jestem szczęściarą. Pracuję z reżyserami, którzy udzielili mi kredytu zaufania. Dzięki takim reżyserom, jak Jarocki, Machulski, Dejczer, Falk, wierzę, że jakaś wyjątkowa rola jeszcze mi się przydarzy.

Jest pani jedną z najbardziej popularnych polskich aktorek. Ale za tym idzie nieustanne zainteresowanie mediów, plotki w rubrykach towarzyskich...

- Kiedyś przejmowałam się tym, co wypisują o mnie plotkarskie gazety. Dziś raczej mnie to śmieszy. Nie chciałabym, żeby drobne życiowe radości były mi odbierane tylko dlatego, że jestem aktorką. Niepokoić może jedynie fakt, że jest zapotrzebowanie na tego rodzaju teksty.

W tych dniach ma pani premierę w teatrze. Jakie uczucia towarzyszą pani chwilę przed wejściem na scenę?

- Wyobrażam sobie, że podobne emocje muszą towarzyszyć kobiecie przed porodem: jest przerażona, ale z niecierpliwością czeka na narodziny dziecka. A kiedy jest już po i wszystko się udało, nie pamięta się o bólu, wysiłku i... chciałoby się zagrać to jeszcze raz, od początku.

Małgorzata Kożuchowska w tym tygodniu w serialu "M jak miłość" (TVP 2, sobota, 7.55, niedziela, 7.10, wtorek, 20.05, środa, 16.15, TVP Polonia, sobota, 18.30, 0.30, niedziela, 18.30, 24.00, poniedziałek, 13.05)

***

Małgorzata Kożuchowska

Po ukończeniu PWST w Warszawie w1994 r. związała się ze stołecznym Teatrem Dramatycznym. Od 2005 r. jest w zespole Teatru Narodowego. Popularność przyniosła jej rola dziennikarki Ewy Szańskiej w "Kilerze" (1997) Juliusza Machulskiego. W 2000 r. zaczęła grać Hankę Walisiak, potem Mostowiak, w serialu "M jak miłość". Od tego czasu jest ulubienicą telewizyjnej publiczności. Ma na koncie Złotą Kaczkę dla najlepszej aktorki za rok 2003, dwie Telekamery za lata 2004 i 2005, a od 2004 roku - swoją gwiazdę z odciskiem dłoni w Alei Gwiazd w Międzyzdrojach. Od początku kariery jest wierna teatrowi. Pracowała m.in. z Tadeuszem Słobodziankiem, Krzysztofem Warlikowskim, Grzegorzem Jarzyną, Piotrem Cieślakiem. Na scenie Teatru Narodowego wystąpiła w głośnych gombrowiczowskich spektaklach "Kosmos" i "Błądzenie" w reż. Jerzego Jarockiego. Gra również w jego najnowszej premierze - "Miłość na Krymie" Mrożka. Na dużym ekranie stworzyła kilka ciekawych, drugoplanowych ról. Zagrała m.in. w komediach: "Wtorek" Witolda Adamka, "Zróbmy sobie wnuka" Piotra Wereśniaka i "Superprodukcja" Juliusza Machulskiego, a także w dramacie "Komornik" Feliksa Falka. W piątek na ekrany wchodzi najnowszy film z jej udziałem - komedia romantyczna "Dlaczego nie!" w reżyserii Ryszarda Zatorskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji