Artykuły

Marsz upiorów narodowych

Gorzki narodowy rachunek sumienia Polaków w nieudanej inscenizacji "Dziadów. Ekshumacji" Moniki Strzępki w Teatrze Polskim.

Paweł Demirski, zaliczany do najbardziej obiecujących autorów piszących dla teatru, wziął się za bary z upiorami zaludniającymi polską tradycję narodową. Inspiracją jego "Dziadów. Ekshumacji" był dramat Adama Mickiewicza. Autor zrezygnował z poetyckiej frazy, zostawił za to kilka postaci: Księdza, Konrada, panią Rollinson oraz szkielet scen Zaduszek, Wielkiej Improwizacji, balu u Senatora.

W kaplicy obitej boazerią, z wielkim ołtarzem, który spełnia także rolę estrady i stołu, spotkają się kombatanci. Adam Cywka, Marian Czerski i Wojciech Mecwaldowski odgrywają sepleniące karykatury stetryczałych weteranów. Zaczynają od wspomnień chlubnej przeszłości. Ale z kątów wychodzą duchy ich ofiar: ukraińskich dzieci zarżniętych na Kresach, Czechów okupowanych w 1968 r., Żydów, których bohaterscy Polacy zagnali do stodoły w Jedwabnem i spalili. Kiedy pojawia się Xsiądz Piotr (Rafał Kronenberger), rytuał zmienia się w amerykański show. Ale też nie mamy do czynienia z duchownym z powołaniem, ale zachłannym karierowiczem, który nieraz już sprzedał dusze diabłu. Diabeł (Alicja Kwiatkowska) pojawia się w duecie z Aniołem (Agata Skowrońska). Kobiece, rozerotyzowane uosobienia dobra i zła zacierają różnice między jednym a drugim.

Wielka Improwizacja Konrada (dobry Marcin Czarnik) to nie wyzwanie rzucone Bogu, lecz rozpaczliwe wyzwanie win. Konrad u Demirskiego ma cechy Mickiewiczowskiego Senatora - ma władzę, rządzi ludem i cały katalog grzechów wpisanych do akt. Z bladą twarzą wyznaje winy i szydzi ze współplemieńców: oszustów, karierowiczów, tchórzy, konfidentów, bo jego występki to ponadczasowe grzechy narodowe.

Demirski wywleka na światło dzienne to, co w Polakach najgorsze: bogoojczyźniany patriotyzm, fasadową religijność, narodowe trwanie w przekonaniu, że my zawsze: "Za wolność waszą i naszą" i w obronie słabszych. Spowiedź Konrada nie daje ukojenia. Żeby żaden ślad po typowo polskich plugastwach nie został to: "kilka pokoleń, no przynajmniej dwa, muszą zdechnąć w ziemi, w tej ziemi" - ocenia pani Rollinson (Jolanta Zalewska).

Przedstawienie na Scenie na Świebodzkim to jednak widowisko nieudane. Paweł Demirski wygrałby z upiorami, gdyby wyszedł poza gazetową doraźność. Gdyby zarzucił odwołania do gorących wydarzeń politycznych, zrezygnował z cytatów, aluzyjek, które lada moment przepadną w otchłani czasu.

Uniwersalności dramatowi nie dodała inscenizacja Moniki Strzępki. Wydarzenia na scenie często przybierają karykaturalne wymiary szkolnej zgrywy. Dojmujące szyderstwo blaknie, a uderzenie w nasze słabości traci impet.

Sztuka Pawła Demirskiego wpisuje się w ciąg teatralnych ponurych ocen polskiej codzienności. Jak dotąd najważniejszym dokonaniem w tej serii było "Made in Poland" Przemysława Wojcieszka. Jednak jej bohater Boguś ostatecznie dorośleje, wychodzi na ludzi. Demirski nie zostawia cienia nadziei - w Polsce będzie lepiej, kiedy wymrą skażone pokolenia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji