Artykuły

Konrad zbawicielem nie chce być

Siadłem cichutko w kościelnej ławie z klęcznikiem. Na wielkim krzyżu w kaplicy leżał Konrad. Ołtarz był zamknięty. Piekł się w nim gyros na bankiet. Poczułem się o 36 lat młodszy. Wydawało mi się, że oglądam studenckie przedstawienie z czasów kontrkultury. A właściwie mniej lub bardziej udaną kalkę z tamtych spektakli. Tamte: "Jednym tchem" Teatru 8 Dnia, "Koło czy tryptyk"Teatru 77 oraz "Sennik polski" Teatru STU wstrząsały nie tylko swoją treścią, ale też nowatorską artystycznie formą. To był manifest-protest pokolenia.

Gdy oglądałem dzieło autora Demirskiego i reżyser Strzępki, miałem wrażenie, że teatr nie tylko stanął w miejscu, ale się mocno cofnął. Literatura dramatyczna kiepska, trudno ją nawet porównywać do wierszy Barańczaka. Inscenizacja jak ze studenckich kabaretów - więcej chaosu niż sztuki. Skecz parodiujący scenę rozmowy Konrada z Księdzem Piotrem nawet śmieszy, ale sceny jedzenia jajek przez dziadowską brać, publiczność już nie kupiła. Właściwie tylko aktorzy grali nie gorzej, niektórzy może nawet lepiej. Zapamiętam na pewno Panią Rollison Jolanty Zalewskiej.

Wysiliłem się nawet i pomyślałem, że te kalki i nawiązania są celowe albo nawet chcą ośmieszyć tamte mityczne spektakle, ale co z tego, kiedy druga część dzieła ekshumowanego kompletnie się rozłożyła, jak prawdziwy trup po latach, straciła rytm, tempo i nudziła powtarzanymi jak mantra tekstami.

Następne pokolenie chce pozbyć się romantycznego garba. Jego prawo. Ich Konrad nie chce być zbawicielem narodu. Ów manifest potraktowałem bardzo poważnie. Tylko nie dowiedziałem się niczego, czego bym nie wiedział. To nowe nie jest nowe.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji