Artykuły

Mieszczanie czy wariaci

W jednym ze słynnych kabareto­wych monologów sprzed woj­ny bohater opowiadał o swo­jej wizycie w kinie, w którym na okrągło grano jeden film. Nieszczęśnik zasypiał ciągle w tym samym miejscu, budząc się po pewnym czasie, niestety, wciąż trafiał na scenę piłowania drzewa na Huculszczyźnie. Ta trudna do wy­trzymania sytuacja przychodzi na myśl w trakcie oglądania nowego przedsta­wienia w Teatrze Ateneum. ..

Jest to prapremiera sztuki "Dom wa­riatów" Marka Koterskiego, w reżyserii autora, który wiele lat temu na tym sa­mym pomyśle oparł swój film z wielką rolą Tadeusza Łomnickiego.

Sztuka Koterskiego śmieszy, cho­ciaż właściwie nie ma w niej nic zabaw­nego. Oglądamy bowiem coś w rodzaju fotografii codzienności, wypełnionej szczegółami, działaniami scenicznymi rozciągniątymi w czasie ponad przy­zwyczajenia publiczności.

Godzina bez akcji

Jest to teatr hipernaturalistyczny, wobec którego Konstanty Siergiejewicz Stanisławski uciekłby ze zgrozą, widząc do jakiego absurdu może doprowadzić konsekwentne wcielanie w życie jego słynnej teorii działań fizycznych. Sztuka i przedstawienie Koterskiego są two­rem dziwacznym. Spektakl może trwać swoją godzinę, równie dobrze jednak można skrócić go do kwadransa, albo rozciągnąć do 12 godzin, w trakcie oglądania wyjść na papierosa lub na dłuższy obiad, a po powrocie na widow­nię oglądać go dalej. Nic nie stracimy. Zasadą przedstawienia Koterskiego jest bowiem brak jakiejkolwiek akcji.

A przy tym sztuka Koterskiego jest wyrazem przerażenia miałkością ludz­kiej egzystencji. Tytułowy dom waria­tów tak naprawdę zamieszkują zupeł­nie przeciętni i przyzwoici, nie czyniący nikomu krzywdy, ludzie, o których można powiedzieć jedynie to, że żyją, jedzą, śpią. Próbują nawiązać ze sobą

kontakt, lecz ich rozmowy prowadzone wykoślawionym, niepoprawnym języ­kiem (nieustannie powtarzany błąd "zrobię tobie herbaty") nie są żadnym środkiem porozumienia. Są budowa­niem nowych barier, słowa i gesty stają się wymierzonymi w innych pociskami. Pierwszym skojarzeniem podczas oglą­dania tego przedstawienia jest sartrowskie "piekło to inni". Autora mierzi ży­cie swoich bohaterów, a śmiechy rozlegające się podczas przedstawienia muszą sprawiać mu niemałą satysfak­cję. Śmiejemy się z samych siebie, życie każdego z nas składa się z czynności równie bezsensownych, jeśli przyjrzeć im się z boku.

Doborowa stawka

Jedyną racją wystawiania tekstu Koter­skiego jest zgromadzenie doborowej stawki aktorskiej, artyści o mniejszych umiejętnościach przykuwania uwagi publiczności zamieniliby ten krótki wieczór w tępą piłę. Przedstawienie w Ateneum uratowali aktorzy.

Niespodzianką jest rola Gustawa Holoubka (Ojciec), który niezwykle przewrotnie wykorzystał swoją chary­zmatyczną zdolność skupiania uwagi widzów na każdym swym scenicznym

działaniu. Koncentracja na każdym wypowiadanym słowie i geście, przyda­wanie im wielkich znaczeń tu wykorzy­stana została do znakomitej sceny idiotycznego liczenia biletów, wypowia­dania komunałów brzmiących jak obja­wione prawdy, snucia się w piżamie od łóżka do stołu. W tej roli jeszcze raz po Sirze z "Garderobanego" Gustaw Holobek zademonstrował poczucie humo­ru i zmysł autoironii. Kontrastem dla Ojca są; Matka Ewy Wiśniewskiej -studium rodzicielskiej troski, poza którą nie ma niczego prócz przerażają­cej bezmyślności, i Adaś Bartosza Opani, zahukany przez rodziców, nie umie­jący się im przeciwstawić, prowadzący równie niepotrzebne życie.

Marek Koterski "Domem waria­tów" któryś już z kolei raz demonstruje swoje obrzydzenie do otaczającego go świata. Po powrocie warto jednak prze­czytać sobie "Strasznych mieszczan" Tuwima. Temat ten sam. Realizacja -znacznie lepsza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji