Artykuły

Jestem śmieszką

- Po spektaklu panie z widowni krzyczą "dziękujemy wam", a my, aktorki, czujemy się cudownie, bo wiemy, że publiczność identyfikuje się z tym, co widzi na scenie - mówi ELŻBIETA JODŁOWSKA, autorka sztuki "Klimakterium i już".

Elżbieta Jodłowska, lat 59, Bliźnięta, świetna aktorka kabaretowa i oryginalna piosenkarka (absolwentka wydziału piosenkarskiego Państwowej Średniej Szkoły Muzycznej im. F. Chopina w Warszawie, a wcześniej wychowania muzycznego w studium nauczycielskim). Na początku została porwana przez kabaret studencki (6 lat szlifowała formę w słynnej "Stodole"; był czas, gdy chodziło się tam na Jodłowską), później był kabaret "Dreszczowisko", "Kapota", liczne koncerty, widowiska telewizyjne i recitale, role w kilku filmach, płyta LP i CD live. Z kabaretem Pietrzaka odwiedziła kilkanaście krajów Europy, była także w Ameryce. Jej oryginalna vis comica zawsze wywołuje salwy śmiechu ("Babski kabaret", "Baby w reformach"). W latach 1989-1996 mieszkała w USA, w Los Angeles, gdzie założyła i prowadziła Radio Ela. Teraz przygotowała kapitalną komedię muzyczną "Klimakterium i już" - jest jej autorką), w której gra rolę dziennikarki Pameli i wraz z koleżankami aktorkami stara się przekonać, że ten temat powinien przestać być tabu. Musical jest hitem w Warszawie. Bilety wysprzedano już na kilka miesięcy. U nas rozmowa z pomysłodawczynią i animatorką tego głośnego zdarzenia artystycznego.

Czas menopauzy jest bardzo trudny dla każdej kobiety, ale przecież nie beznadziejny. Czy o tym opowiada "Klimakterium i już", sztuka - jak czytam - będąca czymś między kabaretem, musicalem i farsą?

- Ten czas jest rzeczywiście trudny, a spektakl opowiada o tym, jak kobieta powinna sobie z nim radzić. Początkowo nie wiedziałam, jak nazwać sztukę, bo występuje w niej kilka form, które pan wymienił. Wydawało mi się, że nie sposób ją jednoznacznie określić.

Napisano, że jest to komedia muzyczna.,.

- Owszem, może być i tym czwartym gatunkiem.

I na co się pani w końcu zdecydowała?

- Na komedię muzyczną, która dla mnie okazała się sposobem na życie, wielkim prezentem od niego, czyniącym mnie szczęśliwą osobą.

Klimakterium to temat wstydliwy i bardzo rzadko poruszany w filmach, sztukach, nawet w kabarecie. A jednak zdecydowała się pani po niego sięgnąć?

- Gdy zwierzyłam się, że piszę na ten temat pewną rzecz, ludzie nie wyobrażali sobie, że można poruszać tak osobiste i intymne tematy. Był problem z tytułem sztuki, który wydawał się zbyt szokujący. Zdecydowałam się na "Klimakterium i już", mimo oburzenia niektórych, a teraz widzę, że budzi ogromne zainteresowanie. Nawet Irena Kwiatkowska, wielka fanka Radia Maryja, cieszyła się i biła brawo. Tłumaczyłam paniom na jednym ze spotkań, że klimakterium to początek starzenia się, że dotyczy wszystkich, bo wraz z nim pojawiają się choroby, problemy z dorastającymi dziećmi, z własnymi matkami w bardzo podeszłym wieku. Trzeba umieć jakoś przejść przez to wszystko. Na szczęście medycyna daje nam coraz to nowe środki farmakologiczne. Można też pójść na gimnastykę, wsiąść na rower lub chodzić na długie spacery. Po spektaklu panie z widowni krzyczą "dziękujemy wam", a my, aktorki, czujemy się cudownie, bo wiemy, że publiczność identyfikuje się z tym, co widzi na scenie.

Czy humor może być lekarstwem na przypadłości kobiet po pięćdziesiątce?

- Humor jest fantastycznym lekarstwem na wszystko i panie po obejrzeniu spektaklu mówią, że dostały kopa do działania i obiecują, że jeszcze raz przyjdą.

Nie zdarzały się reakcje pań zbulwersowanych, oburzonych tym, co widzą i słyszą ze sceny?

- Jeszcze nie. Ale znam osoby, które boją się pójść na "Klimakterium...", bo wyobrażają sobie, że temat może być zbyt przegięty. Tymczasem my nie przekraczamy granicy dobrego smaku. To dzięki nam trudny temat przestał być tabu, a kobiety wpisują się nam radośnie i pozytywnie na stronę internetową.

Na scenie oglądamy cztery popularne aktorki: Elżbietę Jodłowską, Igę Cembrzyńską, Krystynę Sienkiewicz i Ewę Szykulską na zmianę z Grażyną Zielińską. Czy one nie miały oporów przed zagraniem takich postaci i poruszaniem się w dość krępującej tematyce?

- Dla nich każda sprawa, która dotyczy człowieka, jest normą i może dlatego bardzo chętnie przystąpiły do pracy. Wydaje mi się, że temat traktują terapeutycznie.

Która z postaci najbardziej bawi publiczność?

- Jako pierwsza na scenie pojawia się Malina (właścicielka lumpeksu). Gra ją Iga Cembrzyńską. To kobieta interesu, ma młodego kochanka. Podejrzewa u siebie raka piersi. Temat ten wprowadziłam, bo sama przeszłam tę chorobę. Jako druga zjawia się Pamela, dziennikarka, która straciła pracę. Przez całe życie walczy z nadwagą. Jest ciągle zdenerwowana, wręcz rozhisteryzowana i płaczliwa. Opuścił ją mąż, który okazał się biseksem. To ja ją gram. Trzecia to Krycha (Krystyna Sienkiewicz), feministka, której nie udało się życie osobiste. Zajmuje się medytacją i jogą. Jest piekielnie inteligentna i dowcipna, ale i złośliwa. Czwarta to Zofia, matka Polka z Białegostoku, grana na zmianę przez Ewę Szykulską i Grażynę Zielińską. Dobrze zorganizowana, tylko swojego męża Heniutka podejrzewa o zdradę.

Czy były kontrkandydatki do tych ról?

- Najwięcej kłopotu było z obsadzeniem postaci Maliny, którą próbowały zagrać: Ewa Dałkowska, Mirosława Krajewska i Ewa Florczak. Były też inne aktorki, które poczuły się za młode, aby grać panie w okresie klimakterium i wystraszyły się tej tematyki. Zosię próbowała m.in. Emilia Krakowska, ale zrezygnowała. Najbardziej wierzyła w to, co robi, Krysia Sienkiewicz, która od początku była przewidziana do tej roli. Kompletując ostatecznie obsadę, nie pomyliłam się.

W jaki sposób odkryła pani temat swojej sztuki?

- Pewnego dnia zatelefonowała do mnie siostra Ola z Kalifornii i powiedziała, że muszę jak najprędzej przyjechać do Los Angeles, bo tam grają fantastyczną sztukę dla dojrzałych kobiet. Pojechałam i sześć razy oglądałam przedstawienie "Menopauzy musical", przyglądając się także widowni i pomyślałam, że taki związek widzów i aktorek to coś niesamowitego. Ta sztuka od wielu lat jest grana w Stanach Zjednoczonych. Na początku chciałam sztukę sprowadzić do Polski, ale wydawało mi się, że kobiety polskie zasługują na coś lepszego, a po drugie - mają inne życie niż Amerykanki. Postanowiłam wykorzystać sam temat, a resztę napisać od początku. Piosenki są oryginalnymi polskimi przebojami.

Czyli mamy zupełnie nową sztukę, o nowych treściach, z nowymi postaciami?

- Całkowicie nowa rzecz. Wydaje mi się, że polska wersja jest lepsza od amerykańskiej. I wcale nie dlatego, że ja ją napisałam. Wspierały mnie tak utalentowane pisarsko osoby, jak Magda Czapińska czy Katarzyna Lengren, także Maciek Szwed, Marcin Wolski, Artur Andrus i Kabaret "Czyści jak łza" z Olsztyna. Wcześniej niczego nie pisałam. Proponowałam swoją sztukę wielu teatrom, ale odmówiły. Wziął Teatr "Rampa", którego dyrekcja zaufała nam całkowicie. Teraz cieszycie z jej wielkiego sukcesu frekwencyjnego.

Ale nie odważyła się pani tego wyreżyserować?

- Nie potrafiłabym reżyserować swoich znakomitych koleżanek, które za bardzo cenię, abym mogła im robić jakiekolwiek uwagi. "Klimakterium i już" wyreżyserował aktor i reżyser teatralny Cezary Domagała.

Jakie były recenzje?

- Była tylko jedna, dobra, w "Życiu Warszawy".

Szkoda, bo ma pani właśnie swoje kolejne pięć minut.

- Mam, a do tego chwilę szczęścia, bo czuję się bardzo dowartościowana, tym bardziej że robię to, co lubię, co pragnę robić.

Swego czasu była pani u nas bardzo lubiana i mocno oklaskiwana w niezliczonych programach kabaretowych. Dlaczego zdecydowała się pani wyjechać z Polski?

- Były u nas trudne czasy dla artystów. Miałam małe dziecko, a zawodowo nie bardzo wiedziałam, co mam ze sobą począć, ponadto chciałam spróbować czegoś innego. Wydawało mi się, że w Ameryce będzie łatwiej. Nie wiedziałam, że Ameryka jest nie dla mnie, że będę się tam źle czuła jako artystka niedoceniona.

Nie zaaklimatyzowała się pani od razu?

- Skądże, nigdy się w Ameryce nie zaaklimatyzowałam, płakałam od rana do nocy.

Ale dalej siedziała pani w Los Angeles.

- Siedziałam. Miałam tam całą rodzinę, dzieci poszły do szkoły. Nie było nam łatwo. Człowiek musi tam robić takie rzeczy, jakich w Polsce by nie robił. Gdy było trzęsienie ziemi, pisałam o tym dla "Naszego Dziennika". Stałam się ekspertem od trzęsień ziemi, które tam przeżyłam.

Tylko trzęsienie ziemi?

- Nie tylko, przeżyłam także napad na bank. Leżałam na podłodze i drżałam o życie. Kiedyś na ulicy podeszło do mnie dwóch facetów z pistoletem i zażądali pieniędzy. Miałam 20 dolarów, ale nie mogłam znaleźć w torebce. W końcu koleżance zerwali łańcuszek.

Czym zajmowała się pani w Radiu Ela?

- Reklamą dentystów, kiełbasy, współpracowałam z polonijnym radiem z Detroit, skąd otrzymywałam serwis informacyjny z kraju. To był godzinny program o nazwie Radio Ela.

Kiedy powróciła pani do Polski?

- 12 lat temu, bez najmniejszego żalu za tym, co tam zostawiłam (w sumie byłam w Los Angeles 7 lat). I właściwie nie tyle powróciłam, co zostałam podczas kolejnej z wizyt w Warszawie. Umarł mój 17-miesięczny wnuczek i to była największa tragedia, jaką przeżyłam. Mąż nie chciał wracać do Polski i zrobił to dopiero po dwóch latach. Zwolniłam go z przysięgi małżeńskiej, bo nie ustąpiłam, wiedziałam, że moje miejsce jest tutaj. W Polsce założyłam firmę sprzątającą, która do dzisiaj dobrze prosperuje. Mamy kilkanaście obiektów i sporo pracy. W Los Angeles też miałam podobną firmę.

Kto ma większe poczucie humoru: publiczność amerykańska czy polska?

- Odpowiedź nie jest łatwa. Bawić się lubią obie, z tym że amerykańska składa się z wielu narodowości, jest bardziej żywiołowa od polskiej, która jest bardziej określona. Obie są jednakowo głośne.

Co panią najbardziej śmieszy?

- Absurdy dnia codziennego i mój mąż, który ma duże poczucie humoru.

Ale to pani jest jedną z największych komiczek w Polsce, więc chyba nie jest łatwo panią rozbawić?

- Jestem śmieszką i mnie bardzo łatwo jest rozbawić. Jestem bardzo wdzięcznym widzem.

Czy nadal śpiewa pani swój niezapomniany przebój "Fizyczne hobby"?

- Sporadycznie, bo teraz wykonuję inny repertuar, świeższy. "Fizyczne hobby" to fantastyczna piosenka, ale dla młodszej piosenkarki.

A jakie jest pani hobby?

- Najbardziej lubię siedzieć w łóżku i czytać, pisać, jeść... Lubię dom, zbierać grzyby, spacerować...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji