Artykuły

Świętoszek współczesny

"Świętoszek" w reż. Bogdana Michalika w Teatrze im. Węgierki w Białymstoku. Pisze Jerzy Szerszunowicz w Kurierze Poranny.

Teatr Dramatyczny w Białymstoku porwał się na "Świętoszka". Był to atak z motyką na słońce, ale - o dziwo! - Molier wybronił się znakomicie.

Okazało się, że krytyka hipokryzji religijnej w XVII-wiecznej Francji pasuje jak ulał do realiów IV RP.

Znam tę kanalię!

Taka myśl przemknęła pewnie przez niejedną głowę na widok Tartuffe'a (Henryk Talar). Jak dobrze znamy takich gładkich drani, nieustannie wdzięczących się, zawsze gotowych schlebiać, obnoszących zatroskane, nabożne miny - persony o kręgosłupach z lateksu i słodkich głosach panienek z sekstelefonu. Brzydzimy się nimi, obawiamy się ich, a jednocześnie podziwiamy wdzięk, z jakim znoszą każde poniżenie - i szczerość pobrzmiewającą w ich głosie, gdy wygłaszają najoczywistsze kłamstwa.

Pierwsze pół godziny spektaklu było popisem mizerii - zarówno aktorskiej, jak i reżyserskiej. Mimo to publiczność reagowała zdumiewająco silnie. Napisane lat temu trzysta z okładem monologi na temat udawanej pobożności, fałszywej cnoty, instrumentalnego traktowania wiary były czytane jak gorący komentarz do polskiej współczesności.

Reżyser to sprawił

Białostocki "Świętoszek" to zaskakujący triumf Moliera.

Inni "sprawcy" premiery wypadają znacznie bladziej. W poczet wątpliwych sukcesów reżysera Bogdana Michalika można zapisać to, że powołał do życia kilka postaci zupełnie zbędnych, ale dzięki temu dał aktorom zarobić. Natomiast w przypadku kilku postaci niezbędnych w tej komedii, nie potrafił poprowadzić aktorów tak, by wybili się ponad poziom teatrzyku szkolnego.

Nie bardzo też chwilami wiadomo, czy to przedstawienie jest farsą (na co wskazywałoby ustawienie roli Orgona), czy ostrą komedią obyczajową. Próba budowania konstrukcji szkatułkowej (teatr w teatrze) zakończyła się kompletnym chaosem, co też jest "zasługą" reżysera. W efekcie umowność finałowej klęski Tartuffe'a jest mocno umowna. Zamiast zakosztować jadowitej kpiny z władzy, bardziej naiwni widzowie mogą wziąć rzecz na serio.

Sukces Moliera

W muzyce zamysł łączenia klasyki z nowoczesnością zrozumiały, ale chyba nadto czytelny... Trzeba jednak przyznać, że do końcowych ukłonów nadaje się znakomicie - ręce same rwą się do braw.

O wiele lepiej mariaż starego ze współczesnym wyszedł scenografowi. Wojciech Stefaniak nie buduje wnętrza z epoki - nastawił się na funkcjonalność. W strojach, skądinąd pięknych, panuje lekki chaos. Jedne są całkowicie nastawione na ekspresję, ujawnienie cech postaci - inne stylizowane na przyodziewek z epoki, a doprawione wtrętami współczesnymi (np. ciężkimi buciorami). Całość bardzo atrakcyjna.

Bilans wyczynów aktorskich średni. Połowa nadaje się tylko do przemilczenia. Zaskakująco głęboko brzmią wypowiedzi Piotra Półtoraka (Kleant). Poprawny Tadeusz Sokołowski (Orgon), szczególnie w drugim akcie. Marek Tyszkiewicz dopisał na konto kolejny udany epizod (Komornik). A Henryk Talar błyszczy na tle wystarczająco mocno, by zachować status gwiazdy.

Jednak o sukcesie "Świętoszka" nie zdecydują walory artystyczne lub ich brak. Niemal wszystko, co dobre w tym przedstawieniu, jest zasługą Moliera. I reżyserów - nie przedstawienia, lecz polskiej rzeczywistości.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji