Artykuły

Polska Cybulskiego

W tym roku skończyłby 80 lat. Zginął dokładnie 40 lat temu, goniąc pociąg na wrocławskim dworcu. Kim jest dla nas dziś? - zastanawia się Tadeusz Sobolewski w Gazecie Wyborczej.

Przeglądam fragmenty jego filmów - od debiutanckiego "Końca nocy" i "Pokolenia" (1955), poprzez "Popiół i diament" Wajdy, "Do widzenia, do jutra" Morgensterna, poprzez "Jak być kochaną", "Rękopis...", "Szyfry" Hasa, aż do ostatniej roli trenera w "Jowicie" (1967) - i przyznaję rację Kazimierzowi Kutzowi: jego role zestarzały się tylko o tyle, o ile zestarzały się same filmy. Natomiast on sam - polski James Dean, jak o nim pisali w świecie - nie mieści się w kadrze, nie mieści się w roli, walczy z nią, myli tropy. Jego pojawienie się działa zawsze elektryzująco i zostawia poczucie żywej ludzkiej obecności. O tym we "Wszystko na sprzedaż" Wajdy krzyczy najbliższy przyjaciel Zbyszka, Kobiela: "No, stał tutaj, był, patrzył na swoje paznokcie, rozpłynął się, nie ma go!". Czy tak działa filmowy mit? W dokumencie Piotra Łazarkiewicza "Jeszcze za mną zatęsknisz" młoda dziewczyna mówi, że Cybulski "to nasza jedyna aktorska legenda, w którą wpisuje się to, że zginął młodo...". Legendy, mity, idole, ikony - łatwo dziś obracamy tymi pojęciami, w które naprawdę nikt nie wierzy. Legendy artystyczne są preparowane przez media, a potem obalane. Cybulski jest bohaterem innego rzędu. On nie dał z siebie zrobić "ikony". Nie potrzeba legendy nas w nim pociąga, tylko potrzeba prawdy.

Martyrologiczna maligna

W roli Maćka z "Popiołu i diamentu", w którym wystąpił we współczesnych dżinsach i okularach, skumulowało się młodzieńcze doświadczenie Cybulskiego. Przyjaciele wspominali go, jak w 1947 r. w Dzierżoniowie, "w zielonej bluzie z amerykańskiego demobilu recytował Czerwone maki ", a później, wciąż mając mentalność harcerza, był przejęty Majakowskim. Jedno i drugie mieściło się w jego pojęciu polskości. Jej atrybutem był także różaniec noszony w słynnym chlebaku obok pamiątek po kobietach, które kochał (było ich wiele).

Pokochaliśmy go jako młodego AK-owca (a może, jak pisał Kałużyński, NSZ-owca?), który daremnie usiłuje wyrwać się z dziejowej pułapki, z polskiego losu. Pamiętam, jakie wrażenie robiło w stanie wojennym opublikowane wtedy zdjęcie Maćka Chełmickiego z dwoma palcami złożonymi jak do przysięgi. To zdjęcie funkcjonowało jako solidarnościowa ikona: Maciek jest z nami! Tak, był z nami. Ale w filmie ten gest znaczy coś innego. Maciek odwleka wykonanie zamachu, droczy się z barmanką, uwodzicielsko szczerząc zęby: "Czy tylko rachunki pani sprawdza?". Podaje jej numer swojego pokoju, po czym podnosi dwa palce w geście ślubowania: "Przysięgam, że będę czekał". To jest ten słynny kadr.

Jak na swoje czasy "Popiół i diament" był filmem podwójnie zuchwałym. Ludziom, którzy pamiętali wojnę i stalinizm, podpowiadał to, co naprawdę czuli: chwała bohaterom, ale dość umierania za ojczyznę, ta ofiara była daremna, nie warto ginąć za byle jaką cenę. Sztuka po '56 roku stawiała młodym ludziom pozaideologiczne pytania o wolność. Nie: w co wierzysz? - tylko: co zrobisz z własnym życiem, żeby go nie zmarnować? Co możesz dać z siebie innym?

Kwintesencją "Popiołu i diamentu" nie są wcale "Czerwone maki...", tylko tragiczne miotanie się młodego bojowca. Sceną, przy której wyklarowała się idea filmu, była - jak mówią świadkowie - rozmowa Cybulskiego z Pawlikowskim w hotelowej ubikacji. "Za chwilę będę kręcić - opowiadał Cybulski - a ja nie mam klucza do roli. Oparłem się o drzwi toalety. Podświadomie stanąłem w pozycji, jaką zapamiętałem z Końca nocy (odwilżowego filmu o młodych chuliganach, peerelowskim straconym pokoleniu ) i kołysałem się jak tamci, czekający, a nuż coś się zdarzy? Wajda zawołał: to trzeba właśnie tak, w tym niepokoju, w tym oczekiwaniu...". Po czym Cybulski-Maciek mówił tekst, który jest kwintesencją tego filmu: "Ja już nie mogę zabijać, ukrywać się, ja chcę żyć, ja muszę żyć...".

Niezgoda na polski los eksploduje w słynnej scenie, gdy zastrzelony komunista pada Maćkowi w ramiona, wybuchają race zwycięstwa, a Maciek rzuca broń i ucieka. Ta scena pojednania dwóch ofiar - bo za chwilę Maciek sam będzie martwy - jest w swojej symbolicznej wymowie zbyt śmiała na dzisiejsze czasy, niesie przez sekundę wizję Polski wyleczonej ze schizofrenii, w której nie istnieje podział na "nich" i na "nas". Z tego fałszu wciąż nie umiemy się wyleczyć. Jak mówi Konwicki - "żyjemy ciągle w martyrologicznej malignie".

Ludzie, kocham was

Jak uchwycić według dzisiejszych topornych, lustracyjnych pojęć ten typ patriotyzmu, jaki reprezentował Cybulski? W 1939 r. dwunastoletni Zbyszek - podaje Jan F. Lewandowski - był świadkiem przesłuchiwania przez NKWD jego matki zesłanej później na Syberię. Matka (notabene Jaruzelska z domu) wyszła z ZSRR z armią Andersa. Po wojnie odnalazła w Paryżu swojego męża, któremu wcześniej udało się przejść rumuńską granicę. Dwaj synowie przetrwali okupację bez rodziców, pod Warszawą. Potem był Dzierżoniów, Katowice (gdzie Zbigniew i jego rodzice są pochowani), Kraków, szkoła teatralna, Gdańsk. Teatr studencki Bim-Bom, gdzie był "wodzem". Jacek Fedorowicz opowiada: to było coś więcej niż teatrzyk - jedyna dostępna wtedy forma autentycznego ruchu młodzieżowego, skierowanego "przeciw ZMP, socrealizmowi, stalinowskiej ponurości i nudzie", z nadzieją na przyszłość.

W Bim-Bomie - wspominał Jerzy Afanasjew - czytali Pablo Nerudę: "Pomyślmy o całej ziemi/ i zastawmy nasze stoły miłością./ Nie chcę, aby powróciła krew/ i nasyciła chleb i fasolę/, i muzykę, chcę, aby ze mną/ poszli: górnik, dziewczyna, adwokat i marynarz (...) byśmy poszli do kina i wyszli stamtąd,/ by pić jeszcze czerwieńsze wino...". Egzotyczne, prawda?

Cybulski, którego "prześladowało widmo wojennej śmierci" (Kutz), we wszystkim , co robi, jest wychylony w przyszłość. To cecha ówczesnej kultury, której dziś, ustawieni w fałszywych rolach, uczeni pogardy do własnej przeszłości, skrycie zazdrościmy peerelowskim czasom, gdzie kultura tworzyła przestrzeń, w której wszyscy mogli się spotkać.

Cybulski był antyidolem, antybohaterem. W swoich rolach nie wcielał ludzkich marzeń. Przeciwnie, obnażał swojego bohatera, nawiązując przy tym głębokie porozumienie z odbiorcą. W "Popiele i diamencie", a później w "Jak być kochaną" i "Szyfrach" Hasa, w "Salcie" Konwickiego dał psychoanalizę Polaka, z całą jego dwoistością, z jego neurozą, samozakłamaniem. A wszystko to ukazane z czymś, co trudno nazwać inaczej, jak miłością. Tamto kino pracowało dla przyszłości. Oczyszczało teren pod coś, co miało przyjść.

Niejednoznaczność tych postaci wiązała się z jego metodą aktorską. W Wielkiej Brytanii pisano: "Typ współczesny, impulsywny, męski w swoich słabostkach, zarazem pełen kobiecego czaru. Jako aktor Cybulski wyszedł z tej samej szkoły co Marlon Brando czy Montgomery Clift: wydobywał negatywne cechy pozytywnego bohatera i na odwrót. Skontrastowanie cech pozytywnych i negatywnych daje pełny portret psychologiczny".

Powtarzano latami frazes o rzekomym niespełnieniu aktorskim Cybulskiego, o braku ról na miarę "Popiołu i diamentu". Z dzisiejszego punktu widzenia imponuje bogactwo tych ról, w których rozmawiał z widzem tak, jak rozmawia terapeuta ze swoim pacjentem lub penitent ze spowiednikiem.

Wciąż boleśnie aktualny jest dziś autoportret zawarty w "Salcie" Konwickiego - Kowalskiego-Malinowskiego, człowieka o wielu twarzach i wielu nazwiskach, który nie umie udźwignąć swojego losu, rozpiętego między tragizmem a kabotyństwem, wielkością i małością, bohaterstwem i tchórzostwem, podnoszącego ręce w patetycznych gestach ("ja wiele przeżyłem!"), nieumiejącego wyzwolić się od przekleństwa przeszłości, ni to proroka, ni to oszusta.

Montażowy film "Zbyszek" zrealizowany wkrótce po śmierci aktora przez znakomitego operatora Jana Laskowskiego zaczyna się od cytatu z listu Cybulskiego: "Chciałbym w życiu coś wielkiego zrobić, ale boję się...". Patrzymy dziś na tamte czasy strasznie po leninowsku - wyłącznie poprzez pryzmat walki z ustrojem, zapominając o szansach wielkości, jakie te czasy niosły. Dla Cybulskiego wielkość polegała na rozdawaniu siebie. Jest w "Zbyszku" zbitka dwóch obrazów, która mówi o roli społecznej, jaką faktycznie pełnił: widać tłumy na placu Defilad w Październiku '56, ale zamiast Gomułki, skompromitowanego później Marcem '68, w oknie pokazuje się Zbyszek i woła: "Ludzie, ja kocham was"!

Cybulski, Kieślowski, Kuroń

Kutz: "Do niego przylepiała się Polska w sposób zadziwiający...". Kiedyś w półśnie, jadąc na plan - był nieustannie spóźniony i niewyspany - wymamrotał: "Jestem odpowiedzialny za Rzeszowskie i Kieleckie". Było to wspomnienie z czasów, gdy organizował konkursy recytatorskie. To zdanie "Cyba" przeszło w przysłowie. On naprawdę czuł się odpowiedzialny za "Rzeszowskie i Kieleckie". We "Wszystko na sprzedaż" Kobiela krzyczy, naśladując Cybulskiego: "Naprawdę, nie rozumiesz? Nie ma człowieka znikąd! Znikąd jest się tylko w waszych filmach salonowych. Ale Rzeszowskie i Kieleckie trzyma cię za nogi. I pozwala ci stanąć na tych nogach. Bo tam było twoje dzieciństwo, rozumiesz? Twoja młodość. Jakiś wujek stary, przyjaciel, ksiądz katecheta. Oni śledzą twoją karierę, słuchają radia, mówią: on jest nasz. Nie wolno się wygłupić, reprezentuje się coś! Oni tam walczyli, a ty teraz obcinasz kupony? Dlatego, jak chcesz zachować prawdziwą twarz, musisz wiedzieć, że odpowiadasz za województwo twojej młodości".

Ilu mamy takich bohaterów życia publicznego, którzy nam oddali swoją prawdziwą twarz? Pociągnęli swoje życie i dzieło jak jedną linię, realizując jakiś niemożliwy, ewangeliczny projekt jedności? Widzę trzech: Cybulski, Kieślowski, Kuroń. Tuż po obejrzeniu filmu "Zbyszek", w przeddzień rocznicy Cybulskiego, wsiadłem do zatłoczonego nocnego autobusu i tam podsłuchałem piękną opowieść. Chłopak mówił dziewczynie o kuroniowym dziele w Teremiskach. Padło tam w pewnym momencie zdanie jak z listu Zbyszka: "Tam przychodzą ci, co chcą coś wielkiego zrobić ze sobą...". To był ten sam kraj.

Śląsk czci Cybulskiego

Jak co roku 8 stycznia setki licealistów zgromadzą się na uroczystości ku czci Zbigniewa Cybulskiego. Ich organizatorką jest polonistka Krystyna Mitręgowa, kierowniczka MDK Południe w Katowicach. Jej zasługą jest opieka nad grobem rodziny Cybulskich w Katowicach. W tym roku będą tam też Kazimierz Kutz oraz Marek Kobiela, brat aktora Bogumiła Kobieli, najbliższego przyjaciela Cybulskiego. Jednocześnie firma dystrybucyjna Silesia Film organizuje w Katowicach dwudniową sesję o najwybitniejszym polskim aktorze filmowym.

TSob

Na zdjęciu: Zbigniew Cybulski (3 XI 1927-8 I 1967).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji