Artykuły

Mówią na mnie Szufel

KRZYSZTOF SZULEJKO to człowiek dobrze znany w pilskim świecie kultury. Na co dzień aktor i reżyser Teatru Dramatycznego działającego przy Pilskiej Spółdzielni Mieszkaniowej Lokatorsko-Własnościowej. W Pile wszyscy znają go z jego lokalnych występów, ale swoją przygodę z teatrem rozpoczął dawno temu i daleko stąd.

Zapytany o to dlaczego wciąż poszukuje nowych inspiracji i codziennie stawia sobie kolejne artystyczne wyzwania, odpowiada: - Kultury nie da się robić zza biurka.

Krzysztof Szulejko, człowiek dobrze znany w pilskim świecie kultury. Na co dzień aktor i reżyser Teatru Dramatycznego działającego przy Pilskiej Spółdzielni Mieszkaniowej Lokatorsko-Własnościowej. Ostatnio pilanie mogli obejrzeć najnowszą sztukę w jego reżyserii. Choć w przygotowanie "Męża i żony" Aleksandra Fredry, w której to sztuce zagrał tytułową rolę, Szulejko włożył wszystkie swoje siły i wyszło mu to naprawdę dobrze, sam mówi skromnie: - Dzieła Fredry zawsze dobrze wychodzą w teatrze. Po to były stworzone.

W Pile wszyscy znają Krzysztofa Szulejkę z jego lokalnych występów, ale swoją przygodę z teatrem rozpoczął on dawno temu i daleko stąd.

Siedem lat w technikum

- Nie pochodzę z rodziny aktorskiej. Nikt z mojej rodziny nie występował nawet w cyrku. Po prostu zawsze coś mnie ciągnęło na scenę, już od czasów szkoły podstawowej. Wtedy występowałem w zespole tanecznym. W szkole średniej często występowałem w szkolnych teatrzykach - wspomina Krzysztof Szulejko.

Problemy w szkole średniej sprawiły, że młody Szulejko trafił do Krakowa.

- W pilskim Technikum Naftowym nastawiali mi tyle pał, że musiałem powtarzać klasę, zresztą niejeden raz. Dobrze szło mi tylko z polskiego. Tak się złożyło, że zostałem przeniesiony do szkoły średniej w Krakowie. Do dziś nie wiem, jakim cudem, ale tam udało mi się zrobić maturę. Ogólnie mówiąc, to do technikum chodziłem siedem lat. Równolegle chodziłem do szkoły muzycznej na śpiew. W chórze Opery i Operetki w Krakowie zawsze brakowało tenorów, a ja właśnie śpiewałem tenorem, więc mnie przyjęli.

Tam od roku 1976 Szulejko śpiewał w takich operach, jak: "Trasata", "Wesele Figara", "Halka", "Straszny dwór", "Cafe pod Minogą" i wielu innych.

Pięćdziesiąt tysięcy łapówki

Krzysztof Szulejko postanowił rozpocząć naukę w krakowskiej Szkole Teatralnej. Niestety mimo starań młodego aktora, jak i jego mamy, nie udało się. - Jak mama usłyszała, że chcę się dostać do tej szkoły, to napożyczała pieniędzy od ludzi i przyjechała do Krakowa, żeby dać łapówkę komuś z komisji rekrutacyjnej. Powszechnie mówiło się, że bez łapówki nikt się nie dostaje, więc przywiozła 50.000 zł. Niestety nic z tego nie wyszło, bo w komisji siedziało tyle osób, że nie wiadomo było, komu to dać, a dla wszystkich by nie starczyło. Zatem musiałem liczyć na własne siły. Co prawda za taniec dostałem piątkę, ale gdy przyszło do śpiewania, nie było tak wesoło. Posiadając kilkuletnią praktykę w chórze, postanowiłem zaśpiewać operowe "Brunetki, blondynki...". Wyszło nie tak, jak chciała tego komisja. Spodziewali się piosenki aktorskiej, a nie operowej i usłyszałem: "Do sekcji śpiewu piętro wyżej!".

Przygoda dobosza

Ostatecznie Szulejko trafił do studia aktorskiego przy Państwowym Teatrze Żydowskim w Warszawie. - To było studio z prawdziwego zdarzenia. Do dziś jestem wdzięczny ówczesnemu dyrektorowi Szymonowi Szurmiejowi, za to, że mnie tam przyjął. Bardzo dobrze wspominam tamten czas. Arkana sztuki aktorskiej pokazywali mi wtedy wybitni artyści. Na przykład tańca uczył mnie sam Witold Gruca.

Nauka w studiu nie trwała jednak długo, bo młodego Krzysztofa wezwała ojczyzna. - Wojsko, to był dopiero teatr. Miałem być doboszem i wciąż kazali mi grać na werbelku. Od śniadania do obiadu i od obiadu do kolacji. Miałem już dość tego werbla i pałek. Na szczęście w koszarach wybuchła epidemia grypy i trafiłem do lazaretu. Tam już zostałem jako sanita

Towarzysze Murzyni, na scenę!

Zawodową pracę w teatrze Krzysztof Szulejko rozpoczął w roku 1979, kiedy został adeptem w Teatrze Dramatycznym im. A. Mickiewicza w Częstochowie. - Dyrektor teatru Tadeusz Bartosik powiedział: "Ucz się wszystkiego, Szufel. W teatrze wszystko może

się przydać". I tak też się stało. Oprócz prób na scenie byłem suflerem, inspicjentem, a na początku nawet gońcem - biegałem starszym aktorom po papierosy. Ale jednego dnia zobaczyłem swoje nazwisko- w obsadzie sztuki "Pluskwa". Grałem tam Murzyna. Pamiętam, że reżyser wołał: "Towarzysze Murzyni, na scenę!". Potem już dostawałem rolę za rolą. Grałem w "Zbrodni i karze", "Domku z kart", "Wędrownych komediantach", "Pinokiu" i "Grupie Laokoona". Często specjalnie wybierałem role w bajkach, bo lubiłem grać dla dzieci. Nadal uważam, że to najwspanialsza publiczność.

Holoubek, Pazura i inni

Po czterech latach pracy Szufel musiał rozstać się z częstochowskim teatrem. - Wtedy dyrektorem teatru został mój szwagier, który uważał, że z rodziną nie można pracować. Tak też Szulejko trafił do teatru w Legnicy, gdzie po raz pierwszy zagrał w "Mężu i żonie". Później był jeszcze Teatr Dzieci Zagłębia w Będzinie, Teatr Polski w Bielsku-Białej, Teatr Dramatyczny w Wałbrzychu i Teatr Muzyczny w Lublinie.

- Po wielu latach wróciłem do Warszawy. Do Teatru Ochoty zatrudnił mnie Jan Machulski. Tu występowałem z takimi ludźmi, jak: Kazimierz Wichniarz, Lech Ordon, Tomasz Mędrzak, Bożena Stryjkówna czy Małgorzata Bogdańska. Wtedy też dołączył do nas młody, nikomu jeszcze nieznany Cezary Pazura. W "Zbrodni i karze" Czarek grał wtedy Raskolnikowa. Kiedy po latach spotkałem go w Pile, był tym samym skromnym człowiekiem. Myślę, że na tym właśnie polega wielkość artysty. Podobnie zresztą zachował się kiedyś Gustaw Holoubek, który witając mnie w teatralnym bufecie, elegancko się ukłonił i uścisnął mi rękę. Nie dał mi wtedy do zrozumienia, że jestem przy nim młodym uczniakiem. W różnych teatrach miałem okazję poznać wielu znanych aktorów. Miałem wzory najwyższej klasy. Przyglądałem się próbom Piotra Fronczewskiego, Marka Kondrata, Henryka Machalicy i wielu innych.

Szufel na taśmie filmowej

Mało kto wie o tym, że Krzysztof Szulejko wystąpił w kilku filmach. - W "Zaproszeniu do tańca" Wandy Jakubowskiej zagrałem Żyda, którego spalili w piecu. Występowałem też w serialach: "Biała wizytówka" Filipa Bajona i "Modrzejewska" Jana Łomnickiego. Szufel wystąpił też w polsko-francuskim filmie "Les Milles" w reżyserii Sebastiana Gralla. Niestety film ten nie trafił na polskie ekrany. Za to był prezentowany we Francji i w Niemczech.

Aktualnie Krzysztof Szulejko działa w swoim Teatrze Dramatycznym i pracuje w Ujskim Domu Kultury. - Mam szczęście, że spotkałem panią Teresę Kasior i prezesa spółdzielni. To ludzie, którzy rzeczywiście chcą, aby ten teatr działał. Z Teatrem Dramatycznym będziemy w przyszłym roku obchodzić pięciolecie. Z tej okazji przygotowujemy sztukę "Uczone białogłowy" Moliera, w której wezmą udział prawie wszyscy aktorzy, jacy u nas grali. Chcę też stworzyć podobny teatr w Ujściu.

W Pile i okolicach często można zobaczyć Krzysztofa Szulejkę recytującego wiersze wraz z Ewą Czamańską do muzyki Karola Urbanka. Zapytany o swoje inspiracje, Szulejko nie wymienia sławnych aktorów, ale mówi o trzech osobach, które miały największy wpływ na to, co robi. - To przede wszystkim moja mama, która wspierała mnie przez całe życie. To również moja nauczycielka od języka polskiego Danuta Letka z Krakowa, z którą stworzyliśmy szkolny teatr, i oczywiście moja ukochana żona Ewa. Za wszystko im serdecznie dziękuję, a aktorom z Teatru Dramatycznego życzę wesołych świąt i szczęśliwego nowego roku -mówi Krzysztof Szulejko.

* Krzysztof Szulejko - reżyser, założyciel działającego w Pile Młodzieżowego Teatru Dramatycznego. Animator amatorskiego ruchu teatralnego, organizator imprez kulturalnych i spotkań poetyckich w pilskim środowisku kulturalnym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji