Opowieść wigilijna naszych czasów
"Rent" w reż. Ingmara Villqista w Teatrze Rozrywki w Chorzowie. Pisze Wojtek Kałużyński w Dzienniku.
Od czasów "Hair" żaden musical nie budził tylu kontrowersji. Współczesna wersja "Cyganerii" Pucciniego została pomyślana jako portret nowojorskiej bohemy końca lat 80. XX wieku. Zamiast gruźlicy - AIDS i narkotyki, zamiast operowej hafciarki Mimi - tancerka z klubu go-go. A do tego dwie lesbijki, drag queen, wreszcie niespełniony filmowiec dokumentalista i rockman z ambicjami.
Spektakl w chorzowskim Teatrze Rozrywki jest musicalowym debiutem Ingmara Villqista, który odkąd przygasła jego dramatopisarska gwiazda, coraz chętniej próbuje sił jako reżyser. Inwestycja się opłaciła. Tym razem przygotował przedstawienie oryginalne, drapieżne, w warstwie muzycznej bliskie konwencji rock-opery, choreograficznie awangardowo rozwichrzone, a dramaturgicznie bardzo pomysłowe. Na "Rent" łatwo połamać sobie zęby. Niby to niskobudżetowy samograj, a jednak oderwany od specyfiki miejsca i czasu może stracić emocjonalną siłę i zamienić się w śpiewaną ramotę. Tymczasem właśnie emocje są siłą "Rent" Villqista.
Jego pomysł polegający na "filmowej" kondensacji, zamianie ciągów przyczynowo-skutkowych w kalejdoskopowy pokaz slajdów z rozciągniętej na równy rok historii sprawdził się doskonale.Symbole wchodzą u Villqista w dialog z dosłownością. Piętno AIDS istnieje jako syndrom cywilizacyjnej choroby i realny oddech śmierci. Każda scena wygrywa to napięcie, każda postać je podkreśla. Maciej Balcar jako muzyk Roger jest świetny wokalnie i całkiem niezły aktorsko, rewelacyjnie wypadają Anna Sroka i Izabela Malik w rolach pary lesbijek. Największe wrażenie robi drag queen Angel Jakuba Lewandowskiego, która, mimo że to rola drugoplanowa, pełni funkcję moralnej i uczuciowej busoli dla innych bohaterów.
Chorzowskie "Rent" to manifestacja wiary w prostotę inscenizacji, w aktora, w siłę oddziaływania muzyki. Jako opowieść wigilijna naszych czasów sprawdza się znakomicie.