Artykuły

Artystki w podróży

Mnóstwo czasu spędzają w pociągu relacji Kraków - Warszawa, Warszawa - Kraków. Do stolicy jeżdżą na castingi, zdjęcia próbne i rozmowy z reżyserami. Dostają tam role w filmach fabularnych i popularnych serialach. Do Krakowa wracają, bo tu są ich domy i teatry, w których wciąż chcą grać - o Annie Cieślak, Urszuli Grabowskiej, Domince Bednarczyk pisze Magda Huzarska-Szumiec w Gazecie Krakowskiej.

InterCity relacji Kraków - Warszawa. 6 rano. Biznesmeni wyciągają z toreb laptopy, słychać ciche uderzenia w klawiaturę, przenikliwe, wibrujące dźwięki telefonów komórkowych i szelest porannych gazet. W kącie przy oknie młoda kobieta usiłuje wrócić do przerwanych snów. Przykrywa się płaszczem, bo jeszcze nie zaczęto w przedziale grzać i zamykając oczy oddala się od zgiełku dziwnie energicznych już o tej porze mężczyzn w garniturach. Gdy przyjrzymy się uważnie śpiącej kobiecie może dostrzeżemy w niej aktorkę Teatru im. J. Słowackiego Dominikę Bednarczyk albo jej koleżankę z tej samej sceny Annę Cieślak. A może będzie to Urszula Grabowska, która na co dzień gra w teatrze Bagatela? Trzy młode artystki żyją w ciągłej podróży. Jedną nogą są w Warszawie, gdzie występują w filmach, serialach, gdzie od lat jeżdżą na castingi, zdjęcia próbne, rozmowy z reżyserami. Drugą jednak wciąż pozostają w Krakowie. Tu mają rodzinne domy, dzieci, no i teatry, z którymi nie wyobrażają sobie rozstania.

- Są trzy rzeczy, które robię w pociągu. Albo śpię, albo czytam książki, albo studiuję scenariusze - mówi Anna Cieślak.

- Ja też nadrabiam zaległości w spaniu i lekturze. Pociąg to również świetne miejsce do tego, żeby uporządkować myśli, zrelaksować głowę, zapatrzyć się gdzieś w dal, która znika za oknami - dodaje Urszula Grabowska.

Czas nieudanych castingów

Zawodowe podróże zaczęły jeszcze podczas studiów w krakowskiej PWST. Określają to czasem nieudanych castingów, pierwszych zawodowych porażek, które jednak dały pewne doświadczenie, pozwoliły nauczyć się szybkiego reagowania na polecenia reżyserów i dały pewien rodzaj pewności siebie, który w tym zawodzie jest niezbędny.

- Pierwszy casting wygrałam tuż po liceum. Właśnie miałam na koncie oblany egzamin do szkoły teatralnej i dwa miesiące studiów na wydziale prawa, gdzie czułam się koszmarnie, bo wiedziałam, że to zupełnie nie moja bajka. Pracowałam wtedy w pałacu Pugetów i tam spotkałam Jerzego Fedorowicza, który pamiętał mnie z jakichś szkolnych konkursów. Popatrzył na mnie i powiedział: "Te, mała ruda, przyjdź na casting" - opowiada Dominika Bednarczyk.

Dyrektor Teatru Ludowego szukał wtedy odtwórczyni roli Julii do sztuki Szekspira, którą przygotowywał Krzysztof Orzechowski. Dominika otrzymała rolę w prawdziwym teatrze, a za parę miesięcy dostała się na studia, choć egzaminy były dla niej dodatkowo stresujące. Profesorowie bowiem patrzyli na nią przez lupę, gdyż o przedstawieniu, w którym grała, było już głośno.

- W szkole zaczęłam jeździć na castingi do Warszawy, ale niczego istotnego nie udało mi się już wygrać. Zagrałam jakieś drobiazgi w "Spisie cudzołożnic", "Siódmym pokoju" czy "Legendzie Tatr". Jednak co innego zaważyło na decyzji zostania w Krakowie. Na pierwszym roku poznałam Radka (Radosław Krzyżowski - dziś mąż Dominiki, aktor Teatru im. J. Słowackiego), który właśnie kończył szkołę i dostał angaż w Krakowie. Mnie zaproponował po

studiach etat ówczesny dyrektor Słowackiego Bogdan Hussakowski - opowiada Dominika.

Także za Urszulę Grabowską decyzję podjął szczęśliwy los. Gdy była na drugim roku, otrzymała propozycję zagrania w "Miesiącu na wsi" Czechowa -spektaklu, który Barbara Sass zrealizowała w teatrze Bagatela. Swoją rolą zrobiła tak duże wrażenie na wszystkich, że otrzymała teatralne stypendium, a zaraz po szkole angaż. Poza tym Krzysztof Jasiński zobaczył w niej Ofelię, w swojej przygotowywanej wówczas w teatrze STU głośnej inscenizacji Hamleta.

- To dało mi wentyl bezpieczeństwa. Choć na castingi do Warszawy cały czas jeździłam. Mam na koncie 30 nieudanych castingów - śmieje się Urszula. - Ale pod koniec czwartego roku poszczęściło mi się. Tuż przed dyplomem profesor Jan Peszek zwolnił mnie na parę godzin i mogłam pojechać na casting do "Przedwiośnia" Filipa Bajona. Ku mojemu zaskoczeniu, wygrałam go.

Anna Cieślak także jeździła na castingi od drugiego roku studiów i przez dwa lata wracała z pustymi rękami. - Był to dla mnie okropny stres. To czekanie w kolejce, konieczność szybkiej reakcji na każde polecenie reżysera. Nigdy nie miałam w sobie ducha rywalizacji, potrzeby, żeby kogoś wykosić. Wolałam proponować coś, co jest na poziomie mojej wrażliwości - wyznaje Anna.

Serialowa popularność

Jako pierwszy zaangażował ją reżyser Władysław Pasikowski, który młodą aktorkę z Krakowa postanowił obsadzić w serialu "Gliny". Pierwszy poważny kontakt z Warszawą był dla niej o tyle bezbolesny, że trafiła na samych krakusów. W serialu wystąpiła razem z Maćkiem Stuhrem i Jerzym Radziwiłowiczem.

- Młodzi ludzie będąc jeszcze w szkole teatralnej mają straszną tremę. Najmniejszy nawet sukces dodaje im skrzydeł. Dobrze też jest, gdy się ma za sobą anioła - osobę, która dmuchnie i da wiatr. Dzięki niemu można polecieć dalej. Dla mnie taką osobą był Władek Pasikowski, a później Franco de Pena, który zaangażował mnie do "Masz na imię Justine" - opowiada Anna.

W filmie zagrała Mariolę. To była niezwykle trudna rola naiwnej dziewczyny z małego miasteczka, która została zmuszona do bycia prostytutką w Niemczech.

- To były miesiące żmudnych przygotowań i trzy tygodnie prób takich jak w teatrze, co rzadko zdarza się innym reżyserom. Film był połączoną historią pięciu autentycznych dziewczyn, które Franco poznał. Ja nie chciałam tego robić, bo wychodzę z założenia, że aktor musi sobie wyobrażać to co ma zagrać. Gdybym naprawdę przeżyła to co one, pewnie bym zwariowała. Ale reżyser prowadził mnie profesjonalnie, tak że żadnych uszczerbków na psychice nie doznałam. Ślady po pobiciach i siniaki na całym ciele były namalowane - zapewnia aktorka, o której od premiery "Masz na imię Justine" zaczęło być głośno. Wówczas to spadła na nią lawina nagród, w tym nagroda za debiut na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni i za najlepszą rolę kobiecą na Festiwalu Filmowym w Mons w Belgii.

Czym jest popularność zrozumiała Urszula Grabowska, po tym jak wystąpiła w serialu "Gliny". - Grałam tam pielęgniarkę, która oddaje się lekarzowi. Niebawem okazało się, że jestem w ciąży i trochę się bałam pobytu w szpitalu, bo moja rola nie do końca w jasnym świetle stawia pielęgniarki. Ale moje obawy były bezzasadne. Tak naprawdę jednak zaczęłam być rozpoznawana od czasu roli w serialu "Na dobre i na złe". Na szczęście moje życie zawodowe i osobiste tak się splata, że los nie pozwala mi wpadać w zbytnią euforię. Kiedy grałam w "Przedwiośniu", wychodziłam właśnie za mąż, gdy grałam w "Glinach", miałam urodzić dziecko - wyznaje Urszula, której syn Antek skończył właśnie dwa lata.

- Kiedy Kaja miała pięć miesięcy pojechałam na casting do "Oficerów". Myślałam tylko o tym, żeby jak najszybciej wrócić i móc nakarmić małą, więc na castingu nie byłam specjalnie spięta. Dostałam rolę żony Jana Englerta, co mnie ucieszyło, ale z drugiej strony zmusiło do dłuższych rozstań z dzieckiem. Ponieważ Radek (w "Na dobre i na złe" gra cały czas doktora Sambora) zaczyna właśnie kręcić kolejny serial, będący adaptacją powieści Katarzyny Grocholi "Ja wam pokażę", postanowiłam skupić się bardziej na Kai. Nie mam poczucia, że przez to coś tracę, bo zanim ona się urodziła, bardzo dużo grałam, czułam się naprawdę aktorsko spełniona. Dyrektor Teatru Słowackiego poszedł mi na rękę i wchodzę teraz tylko do obsady "Tanga", które reżyseruje Żuk Opalski - mówi Dominika Bednarczyk.

Urszuli pomaga w wychowaniu dziecka nie tylko mąż, ale i rodzice, którzy mieszkają w Krakowie. W sytuacjach awaryjnych zjawia się też mama męża i zabiera Antka do Rzeszowa. - On jest wtedy dumny z tego, że jedzie pociągiem. Ale staram się tak organizować sobie czas, by być z nim jak najwięcej. Kiedy jesteśmy razem, ładuję akumulatory na czas, gdy się rozstaniemy - twierdzi Urszula Grabowska.

Tuż przed premierą

Teraz czeka ją, podobnie jak Annę Cieślak, gorący okres, bo zbliżają się premiery filmów, w których grają. Urszula wystąpi w TVN-owskiej produkcji zatytułowanej "Świadek koronny", w której wciela się w rolę Iwony. Jest tu operatorką kamery i wraz z Pawłem Małaszyńskim nagrywa wywiad z gangsterem, który pogrąża mafię. Annę Cieślak już w styczniu zobaczymy w komedii romantycznej Ryszarda Zatorskiego "Dlaczego nie". Aktorka gra dziewczynę, która z odległej prowincji przyjeżdża do Warszawy, by tutaj studiować i odmienić swoje szare życie. Ukończenie studiów na ASP, znalezienie ciekawej i dobrze płatnej pracy - to cel Małgosi.

Już po studiach, z mnóstwem pomysłów i poczuciem własnej kreatywności próbuje szczęścia w agencji reklamowej.

Premiery filmów obydwie aktorki pewnie będą świętować w Warszawie, gdzie odnosi się komercyjne sukcesy i gdzie najjaśniej świecą skierowane na artystów światła. Do Krakowa jednak wrócą, bo obydwie wystąpią w "Biesach", przygotowywanych właśnie w teatrze STU przez Krzysztofa Jasińskiego.

- Nie przeniosę się do Warszawy. Wolę siedzieć w pociągu niż na stałe tam mieszkać - deklaruje Anna Cieślak.

- W Krakowie jest mój dom, moja rodzina. Tu mieszkam, a tam pomieszkuję - oświadcza Urszula Grabowska.

- Warszawa jest dla mnie wyzwaniem. O przeprowadzce wielokrotnie z Radkiem rozmawialiśmy, bo zmiany są siłą napędową rozwoju. Ale na razie odsuwamy od siebie podjęcie tak poważnej decyzji - dodaje Dominika Bednarczyk.

Kiedy więc zobaczymy w kolejowym przedziale relacji Kraków - Warszawa, Warszawa - Kraków młodą kobietę, usiłującą przywołać resztki snu, albo pogrążoną w lekturze książki czy scenariusza, możemy przypuszczać, że jest to Anna, Urszula bądź też Dominika. Bowiem one wciąż jedną ręką trzymają się mocno Krakowa, a drugą sięgają po warszawskie sukcesy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji