Artykuły

Czechow Renowacja

"One" w reż. Moniki Pęcikiewicz w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Pisze Leszek Pułka w Dzienniku - dodatku Kultura.

"One" Moniki Pęcikiewicz na początku budzą złość, a nawet protest. Po fazie buntu zaczynamy jednak wyraźnie słyszeć samego Czechowa. Sugestywnego analityka samotnych i poniżonych.

Pęcikiewicz skroiła "Trzy siostry" na miarę naszych czasów. Zdarzeń nie ma co opowiadać. Są detalicznie zgodne z tekstem. Siostry z prowincji do Moskwy nie wyjadą, wyjadą kochankowie - bo są żołnierzami, a rozkazy rozkazami. Spektakl otwiera wideoprojekcja twarzy Iriny, Maszy i Olgi. Potem często słyszymy ze sceny słowa uznawane za obelżywe Oglądamy aktorów we współczesnych ciuchach w kontenerze mieszkalnym. Tyle rewolucji. Kostiumy, współczesny seksualizm i przekleństwa miały odświeżyć Czechowa, towarzyszą jednak frazom tak charakterystycznym dla 1901 roku (w którym dramat powstał), że boleśnie czuć pozorne uwspółcześnienie języka. Podczas premiery szwankowała wewnętrzna sprężyna, która spaja mechanizm komediodramy Czechowa - współodczuwanie przestrzeni. Czasem aktorzy mylili kroki, popełniali błędy w grze z rekwizytem. W znacznej mierze z powodu scenografii Karoliny Benoit. Marazm i hipokryzja, które w oryginale odbierały ludziom wiarę, zostały przez scenografię unicestwione. Zamiast w idący ku ruinie dom Prozorowych wgapiamy się w kontener, imitację produktów teatralnych Franka Castorfa. Zamiast szkaradzieństwa prowincji widzimy gigantyczne zielone arkady. W tak monstrualnie poszerzonej czasoprzestrzeni opowieści o fobiach i lękach ludzi nieważnych i przegranych brzmią niewiarygodnie. Sugestia, że tkwimy w gargantuicznej poczekalni do nieszczęścia, wymaga tęgiego wysiłku interpretacyjnego. Tym bardziej że na tle niewytłumaczalnych arkad powiewa dywan na trzepaku, to znów bielizna na suszarce, niekiedy śpiewa chór prawosławny. W sumie raczej Ilf & Pietrow niż Czechow. Reszta syci cudem teatru, dzięki kapitalnym aktorom wrocławskiego Teatru Polskiego. Wieczór zawłaszczają Wiesław Cichy i Halina Rasiakówna. Ich Wierszynin i Masza stali się pod ręką reżyserki genialną parą kochanków. Zagrali niezwykle intensywnie - twarzami, oczami, słowem. Niezwykle przekonująco - od prawie kabaretowej sceny zakochania od pierwszego wejrzenia po naturalistyczną, niemal zwierzęcą gorycz rozstania Znakomity duet tworzą Kinga Preis i Wojciech Ziemiański. Wyciszeni, delikatni. Scena, w której Tuzenbach naprawia Irinie rower, a ona, krążąc po scenie, nabiera rozpędu, niemal zachłystując się powietrzem, by poczuć wolność, urzeka.

Ekscytuje Anna Ilczuk - jej Natasza to sugestywna, cyniczna dziwka z klipów MTV Piękny jest finał. Gdy za sceną Solony (Maciej Zabielski) zabija Tuzenbacha, Olga (Bożena Baranowska) po prostu mówi do Iriny: "Nie wiem, jak ci to powiedzieć". Opada kurtyna. Ale to nie koniec. Wychodzimy w grudniową noc z obrazem skamieniałej twarzy Kingi Preis pod powiekami. I trzemy oczy, żeby taki obraz nam się nie ziścił. Brawa dla aktorów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji