Artykuły

Trzy nierówne przedstawienia

"Intymne lęki" w reż. Adama Orzechowskiego, "Posprzątane" w reż. Giovanny'ego Castellanosa, "Księżna d'Amalfi" w reż. Grzegorza Wiśniewskiego w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Pisze Tomasz Mościcki w Dzienniku.

Prawdziwy wysyp premier w słynnym ostatnio jedynie z finansowych skandali gdańskim Teatrze Wybrzeże.

To był prawdziwy teatralny maraton. Rzadko się zdarza, by teatr w ciągu jednego weekendu dał aż trzy premierowe przedstawienia. Tak właśnie kończy się rok w Teatrze Wybrzeże. Przez kilka miesięcy gdański teatr nie schodził z ust teatromanów i stron poświęconych w gazetach kulturze. Powody jednak były zdecydowanie pozaartystyczne. Trójmiejski "bieg na wytrzymałość" daje powody do ostrożnego optymizmu - obyśmy o Wybrzeżu mówili częściej jako o placówce artystycznej, nie zaś w kontekście skandali, kontroli i zamętu. Adam Orzechowski, następca Macieja Nowaka na stanowisku dyrektora naczelnego i artystycznego, nie miał zbyt wiele czasu na przygotowanie nowego sezonu artystycznego. Ten wysyp premier godzien jest więc szacunku, zwłaszcza że uwagę nowego dyrektora będą z pewnością zaprzątać sprawy nie tylko artystyczne, ale i... uprzątnięcie gruzowiska po poprzedniku, uporanie się z kontrolami władz i wyjaśnienie wszystkich pozaartystycznych spraw, których przez ostatnie kilka lat nagromadziło się tam sporo.

Trzy nowe przedstawienia obrazują w jakiś sposób stan polskiego teatru: mamy jedną świetną premierę, prawdziwy teatralny zakalec i przedstawienie wymyślone, wyreżyserowane, niestety - wciąż jeszcze niezagrane.

Orzechowski zachował się jak prawdziwy dżentelmen, pierwszą z weekendowych premier była wyreżyserowana przez niego samego sztuka Alana Ayckbourne'a "Intymne lęki", teatralny przebój Wysp Brytyjskich, sztuka, która Alainowi Resnais posłużyła za kanwę scenariusza filmu nagrodzonego w tym roku na weneckim festiwalu. Technika dramaturgiczna jest nam już znana: na scenie przeplatają się ze sobą trzy równolegle prowadzone wątki, historie małych, szarych ludzi, rozpaczliwie samotnych, z porozbijanym osobistym życiem, ludzi, którzy pragną prawdziwego uczucia, szczerości, a potrafią jedynie wzajemnie się kaleczyć i ranić. Orzechowski bardzo umiejętnie wykorzystał koronkową robotę dramaturgiczną autora, który każe postaciom pojawiać się na scenie i znikać, niczym w naszej szopce. Trudność polega na ogromnej precyzji tych wszystkich działań, na dobrym scenicznym dialogu, o który notabene na naszych scenach coraz trudniej, a którego w ciągu kilku ostatnich sezonów na Wybrzeżu zupełnie zabrakło. Okazało się, że aktorzy, których widzieliśmy w spektaklach Klaty czy kompletnie nieudanym "Weselu" Zioły, dialogują świetnie, że w przedstawieniu Orzechowskiego oszczędzają szarży, a gdańskie "Intymne lęki" są nie tylko wirtuozerskim popisem sprawności wykonawczej. W tej niby-komedii zawarty jest prawdziwy ludzki dramat. Kilka dobrych ról, w tym wybitna Charlotte Magdaleny Boć, niby-nabożnej panienki, a w rzeczywistości prowadzącej podwójne życie pornogwiazdki nieradzącej sobie z mroczną stroną osobowości, świetne i wiarygodne studium osoby rozdwojonej psychicznie i emocjonalnie.

Sztuka Ayckbourne'a miała w Wybrzeżu polską prapremierę. Być może jest to szczęśliwy początek jej pochodu przez nasze sceny, zabałaganione ostatnio współczesnymi utworami dramatopodobnymi rodzimego chowu.

Chłodniej przyjęto dawno już niegraną u nas "Księżnę d'Amalfi" Johna Webstera, dramatopisarza kilkanaście lat młodszego od Williama Shakespeare'a, sztukę osadzoną głęboko w kręgu Szekspirowskich zainteresowań: dramatu władzy, uczucia niszczącego ludzkie życie, tragedii jednostek podporządkowanych mechanizmowi rządzenia. Grzegorz Wiśniewski zdecydował się na inscenizację będącą ostatnio w naszym teatrze aktem reżyserskiej odwagi - odszedł od bokiem już wychodzącego uwspółcześniania na siłę, od historycznych dramatów na siłę wtłaczanych w modną ostatnio codzienność. Zaproponował inscenizację klasycyzującą, w kostiumie odwołującą się do epoki Webstera, o świetnej, monumentalnej scenografii Magdaleny Gajewskiej, której dekoracje oglądaliśmy dwa dni wcześniej w "Intymnych lękach". Zdarza się czasami, że na scenie widzi się dobrą inscenizatorską robotę, przeprowadzony reżyserski zamysł, który kładzie wykonanie. Tak jest właśnie ze spektaklem Wiśniewskiego. Pięknie zakomponowane sceny są w tym przedstawieniu jak żywe obrazy, którym zabrakło aktorskiego wypełnienia. Oglądając "Księżnę d'Amalfi", miało się wrażenie spektaklu zagranego na pół gwizdka, pięknego, ale kompletnie wychłodzonego emocjonalnie. Swoją drogą - lepsza taka "Księżna d'Amalfi" od "Fantazego" z blokowiska czy interwencyjnego reportażu z fabryki pralek, którymi częstowano tu niedawno publiczność... Być może spektakl Wiśniewskiego warto obejrzeć jeszcze raz, za tydzień albo dwa.

W tym teatralnym maratonie nie brak też ofiary, a jest nią Giovanny Castellanos, który zaprezentował coś, co posiadaczom telewizji kablowej nieuchronnie musiało skojarzyć się z kanałem TV Romance specjalizującym się w mydlanych operach w rodzaju "Kamiennego kręgu". Po spektaklu "Posprzątane" autorstwa niejakiej Sarah Ruhl chciałoby się w miarę szybko wysprzątać pamięć. Dwie godziny z hakiem poświęcone na fabułę o uczuciowej komplikacji telenoweli rodem z Nowego Świata to doprawdy trochę za dużo. Liczyliśmy na dowcipy, które podobno z talentem opowiadała główna bohaterka. Nic z tego.

Sezon w Wybrzeżu - otwarty. Sezon dziwny, zaczęty tak naprawdę dopiero od połowy czasu, którym mierzy się działalność teatrów. Gdy w czerwcu przyszłego roku dobiegnie końca - wciąż jeszcze za wcześnie będzie na ocenę działalności Adama Orzechowskiego w Teatrze Wybrzeże. Uczciwie będzie można oceniać ją dopiero za półtora roku.

Na zdjęciu: Magdalena Boć i Dariusz Szymaniak w "Intymnych lękach".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji