Artykuły

Odrobina życia

"Play Strindberg" to z pewnością nie najlepsza sztuka Friedricha Dürrenmatta. Daleko jej, rzecz jasna, do "Wizyty starszej pani", choć z pewnością łączy oba teksty przynajmniej jedno: materiał na popisową kreację aktorską. W szczecińskim przedstawieniu na szczęście nie jest z tym najgorzej. Troje aktorów to istotnie silne osobowości - doświadczeni zawodowo i życiowo ludzie przydają drugorzędnemu tekstowi odrobiny... życia właśnie - pisze Maciej Deuar w Kurierze Szczecińskim.

Tekst był modny w Polsce ponad trzydzieści lat temu. W słynnym przedstawieniu Andrzeja Wajdy z 1970 roku zagrali: Barbara Krafftówna, Tadeusz Łomnicki i Andrzej Łapicki. Trudno się więc dziwić, że, mówiąc dzisiejszym językiem, sukces komercyjny był murowany i szybko "Play Strindberg" uznano za teatralny samograj, czyli coś, na co publiczność zawsze przyjdzie, bo jeśli wszystko zawiedzie, to przynajmniej aktorzy się popiszą.

W Szczecinie przed paroma laty również przygotowano "Play Strindberg" dla aktora: Antoniego Szubarczyka, który tą rolą powrócił na scenę Teatru Polskiego po ciężkiej chorobie. Odbył się wówczas zaledwie jeden spektakl, ale to wystarczyło, by docenić kreację Szubarczyka nagrodzoną "Okiem recenzenta". W miniony piątek przedstawienie pod reżyserskim okiem Tatiany Malinowskiej-Tyszkiewicz wróciło (miejmy nadzieję, że na dłużej) na afisz i, jak przed sześcioma laty, zyskało wielką przychylność publiczności. Partnerami Antoniego Szubarczyka byli Nina Grudnik i Jacek Polaczek

Dürrenmatt napisał niejako na nowo "Taniec śmierci" Strindberga, bo sztuka wydawała mu się nazbyt anachroniczna. Zdynamizował ją, starał się nasycić współczesnymi emocjami i wprowadził elementy komediowo-farsowe. Swoje zamiary zresztą określił dość karkołomnie: "z tragedii mieszczańskiego małżeństwa powstała komedia o tragediach mieszczańskiego małżeństwa". Ale to, co było szczerym wyznaniem Strindberga (piekło małżeństwa), a potem Ingmara Bergmana ("Sceny z życia małżeńskiego"), u twórcy "Wizyty starszej pani" razi, mimo wszystko, brakiem autentyzmu wynikającego z bujnego stażu małżeńskiego obu wspomnianych Szwedów. Dürrenmatt nie wie, czy chce na serio wstrząsnąć widza historią starego małżeństwa, którego nie łączy już nic poza nienawiścią, czy raczej puszczać do publiczności oko i ją rozbawić. Tych pęknięć tekstu zazwyczaj nie są w stanie unieważnić reżyserzy. Bywa więc, że ostatnią deską ratunku są aktorzy W szczecińskim przedstawieniu na szczęście nie jest z tym najgorzej. Troje aktorów to istotnie silne osobowości - doświadczeni zawodowo i życiowo ludzie przydają drugorzędnemu tekstowi odrobiny... życia właśnie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji