Z życia lalek
"One" w reż. Moniki Pęcikiewicz w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Pisze Tomasz Wysocki w Gazecie Wyborczej - Wrocław.
"One" w reżyserii Moniki Pęcikiewicz aspirowały do portretu współczesnych kobiet. W Teatrze Polskim oglądamy toksyczny obrazek z życia marionetek.
Długich sześć lat trzeba było czekać na powrót Antoniego Czechowa na scenę wrocławskiego Teatru Polskiego. Monika Pęcikiewicz wzięła się za "Trzy siostry" - dramat o ludzkiej niemożności, tęsknocie i niespełnieniu. Wydarzenia z życia sióstr Prozorow przeniosła w dzisiejsze czasu. Bohaterki są o pokolenie starsze od pierwowzorów postaci, kolejnymi namiastkami współczesności są kostiumy, scenografia i swojsko brzmiące przekleństwa wstawione w tekst. Oglądamy, jak przez podle umeblowane mieszkanie sióstr przewala się zgorzkniałe towarzystwo nieszczęśników. Leniwych lub chamskich mężczyzn i zmęczonych, rozczarowanych kobiet.
Siłą sztuki Czechowa nie jest intryga, lecz dramat bohaterów. W inscenizacji Pęcikiewicz tragedia wyraża się w kolejnych atakach histerii. Zaczyna Masza (Halina Rasiakówna), skrajnie niedowartościowana, nieszczęśliwa w małżeństwie z chamskim Kułyginem (wyrazisty Stanisław Melski). Wrzask i łzy wydają się jedynym wyrazem kobiecej ekspresji, bo podobne awantury robią bliskim i Irina (Kinga Preis), i Natasza (Anna Ilczuk).
W międzyczasie bohaterowie tęsknią, oszukują, zdradzają się i marzą o zmianie życia. A raczej o tym opowiadają, bo autorka spektaklu nie znalazła sposobu, aby uprawdopodobnić wydarzenia na scenie. Nie oglądamy żywych ludzi, lecz marionetki, którym przypisano role bohaterów pokiereszowanych przez los. Brzmią nieprawdziwie - odgrywają swoje i znikają, a akcja niemożliwie się ciągnie. Sceny sztukowane są pustymi chwytami, np. w momencie pożegnania Fiedotika Irina jeździ na rowerze, a Rhode dyskutuje niemo z Fiedotkinem, przechadzając się po dziedzińcu monumentalnej budowli wybudowanej na scenie.
Najbardziej przekonujący byli: Bożena Baranowska, dojrzała kobieta, tęskniąca za szczerą miłością, Wiesław Cichy jako rozdwojony między kochanką a żoną Wierszynin, Wojciech Ziemianin w roli zgorzkniałego Tuzenbacha i Anna Ilczuk jako cwana i wulgarna Natasza.
Monika Pęcikiewicz przygotowała tylko szkic do portretu współczesnej kobiety. Nie udało jej się jednak tchnąć życia w postaci, które oglądamy na scenie.