Artykuły

Ten pan tu nie stał i ta pani też

"Proszę się rozejść!" w reż. Pawła Kamzy w Teatrze Polskim w Poznaniu. Pisze Marta Kaźmierska w Gazecie Wyborczej - Poznań.

Wódka w spektaklu "Proszę się rozejść!" ma siłę sprawczą: dwa kieliszki wystarczą, by ożyły wspomnienia. Pita prosto z butelki budzi już demony.

Historia, którą za pośrednictwem pięciorga aktorów opowiada na scenie Paweł Kamza, jest krótka i prosta. I choć urywa się w naj ciekawszym momencie, tuż po zawiązaniu się dramatycznego węzła, składa się z kilku mocnych obrazów. Takich jak ten, gdzie jeden z bohaterów odgrywa sugestywną scenę przesłuchania i ucieczki przed milicją. Albo ten, w którym ofiara nie chce pić przy jednym stole wódki z kimś, kto kiedyś był jej przyjacielem i zdradził.

Aniela (Zina Kerste) 13 grudnia 2006 r. obchodzi 25. urodziny. Są świeczki, jest sentymentalny film z dzieciństwa w prezencie od rodziców (Teresa Kwiatkowska, Wojciech Kalwat). Zjawia się też niespodziewany gość w przebraniu Świętego Mikołaja (Barbara Krasińska). Przyjaciółka rodziców, która przed laty wyemigrowała do Ameryki, dziś krę-

ci dokument o stanie wojennym. - Czym był dla ciebie ten czas? - pyta swoich rozmówców. Każdy z nich ma własną odpowiedź matka jubilatki jest przekonana o swojej przeciętności i zmarnowanych szansach życiowych męża. Przyjaciel domu, a jednocześnie profesor i kochanek córki (Roland Nowak) z przejęciem przywołuje bohaterskie wspomnienia z czasu studiów. Aniela nic nie rozumie, nic nie pamięta i tęskni za własną pokoleniową martyrologią. I dostaje to, na co czeka- dramat na miarę czasów, w których żyjemy. Jest w ciąży z człowiekiem, który okazał się kimś innym, niż wszyscy podejrzewali. Tak w każdym razie mówią teczki z IPN.

Spektakl Pawła Kamzy podejmuje temat historyczny, bardzo trudny, bo wciąż świeży. W miejsca, które bolą, nie można jednak bez końca wstawiać "akademii ku czci" i reżyser najwyraźniej mierzy się z tym problemem. Chwilami ulega i popada w schematy. A potem zadaje frapujące pytania. -1 co teraz? -jest chyba najważniejszym z nich.

Ta walka myśli, fabularnych rozwiązań i skrótów na scenie przypomina przepychanki ideologiczne z pierwszych stron gazet. Jakbyśmy chcieli, także w teatrze, pewien rozdział raz na zawsze zamknąć i jednocześnie o nim pamiętać. Ku przestrodze. I w poczuciu elementarnej sprawiedliwości.

"Proszę się rozejść" to także urywki filmów sprzed dwóch dekad, a przede wszystkim fragmenty wierszy Stanisława Barańczaka. Autor tomu "Jednym tchem" i "Tryptyku z betonu, zmęczenia i śniegu", choć nieobecny, mówi w pewnym momencie do widzów ustami Ziny Kerste: "Pan tu nie stał, zwracam panu uwagę/ że nigdy nie stał pan zanami/murem(...)". Wiersz kończy się tak: "stawaj/ pan w pąsach na szarym końcu, w końcu/ znajdzie się j akieś miej sce i dla pana". Bardzo profetyczne. A może po prostu ponadczasowe?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji