Artykuły

Polska na czarno

Czy pamiętają państwo Teatr Sensacji "Kobra", z animowanym, lekko zdziwionym wężem, który zwijał się w kłębek na czołówce? Ja nigdy nie zapomnę tych wieczorów, kiedy spod kołdry obserwowałem mrożące krew w żyłach kryminalne historie, w których wybitni polscy aktorzy udawali zagranicznych policjantów i przestępców.

Dlatego mam tym większą przyjemność zawiadomić państwa, że Kobra wróciła, choć, jak to z wę­żami bywa, w zupełnie nowej skó­rze. Pierwszym jej ukąszeniem bę­dzie "Śmierć za śmierć...", nowa sztuka Marka Bukowskiego, którą dla Teatru TV zrealizował Włady­sław Kowalski. Udawaną Amery­kę zastąpiła w niej nasza, swojska Warszawa, zagranicznych przestęp­ców - nasi, wcale nie gorsi, czy le­piej powiedzieć - nie lepsi, a poli­cjantów - polscy detektywi, którzy również popijają i mają od czasu do czasu sercowe kłopoty.

To smutne, ale odkąd w Pol­sce wzrosła przestępczość, auto­rzy kryminałów nie muszą wysi­lać się i szukać inspiracji w dżun­glach amerykańskich miast. Każ­dy dzień dostarcza dziesiątek sen­sacyjnych historii.

Sztuka Bukowskiego ma budo­wę stereotypowego kryminału. Jest trup - młody mężczyzna, zabity na parkingu kopniakiem w głowę. Jest zabójca - właściciel firmy kompu­terowej (Krzysztof Stroiński), któ­ry twierdzi, że działał w obronie ko­niecznej - mężczyzna próbował okraść jego samochód, a następnie zaatakował go nożem. Jest policjant (Andrzej Chyra), który nie dowie­rza zeznaniom rzekomej ofiary na­padu i na własną rękę szuka praw­dy. Jest także pani prokurator (Do­minika Ostałowska), która zainte­resowana jest śledztwem nie tylko z sympatii dla policjanta. Wydawa­łoby się, że jak za starych, dobrych lat "Kobry" w sztuce Bukowskiego będzie chodziło o rozwiązanie tej szarady w taki sposób, aby widzo­wie wpadli na trop nieco wcześniej od głównego bohatera i też mieli swoją satysfakcję. Ale "Śmierć za śmierć..." to nie tylko kryminalna zagadka. Znacznie ważniejsze jest obyczajowe i społeczne tło, na któ­rym rozgrywa się akcja.

Mamy rok 2000. Niemal co­dziennie media donoszą o kolej­nych napadach i mordach. Ulicami polskich miast przechodzą czarne marsze przeciwko przemocy. Mat­ki zamordowanych wyciągają do kamer zdjęcia swoich dzieci. Pod tłumy protestujących ludzi podłą­czają się politycy. Żądają zaostrze­nia prawa i kary śmierci. Policja i prokuratura działa pod naciskiem szalejących mediów, które doma­gają się szybkich efektów. W tej atmosferze nie jest łatwo podważać czyjeś prawo do obrony koniecz­nej, nawet gdy jego użycie dopro­wadziło do śmierci człowieka.

Marek Bukowski, prozaik i dramaturg, już w swojej poprzed­niej sztuce - "Ciałopaleniu" - po­kazał pazur krytycznego obserwa­tora polskiej rzeczywistości i łow­cy polskich paradoksów. Wtedy chodziło o drażliwy temat antyse­mityzmu. W "Śmierci za śmierć..." Bukowski pokazuje podwójną mo­ralność tych, którzy dopominają się surowych kar dla przestępców, tymczasem sami wplątani są w nie­legalne interesy i kontakty ze świa­tem przestępczym. Bukowski nie dowierza demokracji: w jego oczach państwo jest oplecione sy­stemem niewidzialnych nici, zależ­ności, znajomości i pokrewieństw. Instytucje przeznaczone do ściga­nia przestępców w istocie realizu­ją tylko sobie wiadomą politykę. W tym chaosie przestępca równie łatwo może przebrać się w skórę ofiary, co ofiara - stać się przestęp­cą. Nie ma obiektywnej prawdy, są prawdy bardziej i mniej prawdzi­we. Nie ma zasad równych dla wszystkich, są równi i równiejsi. Można spierać się z tym czarnym obrazem rzeczywistości, ale nie można mu odmówić pasji: Bukow­skiemu w istocie chodzi o wstrząś­nięcie odbiorcami. Popatrzcie, jak wami manipulują - zdaje się mó­wić autor - i rzeczywiście, po obejrzeniu jego sztuki ma się mniej za­ufania do świata za oknem niż przed seansem.

To wrażenie potęgują jeszcze niespokojne zdjęcia Witolda Adamka, robione z ręki, kamerą, która idzie pół kroku za bohatera­mi, jak kamera telewizyjnego re­portera. Rolę policjanta, który pró­buje uporządkować chaos, a w końcu przegrywa, gra Andrzej Chyra i jest to kolejna udana rola w karierze tego aktora, znanego z filmu "Dług". Chyra nie gra gli­niarza-supermana, boby nikt mu nie uwierzył. Jest zwyczajnym, szarym facetem z problemami, którego właśnie rzuciła kolejna kobieta i na początku sprawę mor­derstwa na parkingu traktuje ruty­nowo, by nie rzec - ze znudze­niem. Dopiero później, gdy oka­zuje się, jak bardzo niektórym wy­soko postawionym ludziom zale­ży na zatuszowaniu sprawy, anga­żuje się w śledztwo całkowicie. Trochę mi żal oczywiście detek­tywów z dawnej "Kobry", którzy popijali barwioną wodę z butelek po whisky i ćmili czeskie cygara, ale nie zamieniłbym ich dzisiaj na Chyrę, który nocami, zamiast czy­ścić broń lub miętosić modelki, gra pasjami w gry komputerowe.

Dlaczego nie nakręcić całej se­rii spektakli, w których ten zapalo­ny gracz komputerowy z ociąga­niem rozwiązywałby kolejne za­gadki, odsłaniając jednocześnie drugą twarz polskiego kapitalizmu?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji