Artykuły

Porozmawiajmy o życiu i śmierci w rytmie samby

"Posprzątane" w reż. Giovanny'ego Castellanosa w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Pisze Mirosław Baran w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

"Posprzątane" Sarah Ruhl w reżyserii Giovanny'ego Castellanosa sprawdza się jedynie jako sympatyczna farsa. Mimo intencji twórców widowiska, każda próba doszukania się w nim "czegoś więcej" kończy się fiaskiem.

Spektakl "Posprzątane" wyraźnie rozbity jest na dwie części. Akt pierwszy to doskonała komedia - co prawda bez większych ambicji, ale za to z błyskotliwymi dialogami i przezabawnymi, nieoczekiwanymi zwrotami akcji. Niezwykle żywa jest galeria postaci w nim się przewijająca: Lane (Dorota Kolak), apodyktyczna lekarka kochająca porządek, która "wychodzi do pracy zmęczona i zmęczona wraca"; siostra Lane Virginia (Wanda Neumann), która potajemnie sprząta mieszkanie lekarki oraz Matilde (Anna Kociarz) - pochodząca z Brazylii sprzątaczka, która (kapitalny pomysł!) nie lubi sprzątać, bo wpada wtedy w depresję.

Za to w akcie drugim amerykańska dramaturg, a za nią kolumbijski reżyser, usiłują zmienić "Posprzątane" w metafizyczną opowieść o śmierci, sile miłości i przezwyciężaniu nienawiści. Świeży humor pojawia się coraz rzadziej, królują za to zdania, co prawda osadzone silnie w fabule, ale brzmiące bełkotliwie (Matilde: "Być może niebo to ocean nieprzetłumaczalnych dowcipów").

Podstawowym problemem "Posprzątanego" jest tekst samego dramatu, który od pewnego momentu rozpada się w kawałeczki. Reżyser Giovanny Castellanos starał się uatrakcyjnić widowisko, jak mógł: jego akcja toczy się na otwartej scenie, z publicznością siedzącą z dwóch stron, wprowadził do spektaklu południowoamerykańską muzykę i taniec oraz element telewizyjnego show. Jednak niewiele ciekawego to wszystko do spektaklu wnosi.

Ciekawą kreację stworzyła Anna Kociarz jako Matilde (i jednocześnie - jeśli zgodzimy się na metafizyczne odczytanie spektaklu - Śmierć). Świetnie wygrywa każdy niuans swojej roli, płynnie przechodzi od zniechęcenia, poprzez lekką arogancję do radości. Za to z przykrością patrzy się na Krzysztofa Gordona (lekarz Charles, mąż Lane), skądinąd bardzo dobrego aktora. Został on zmuszony do paradowania w grubym polarnym kombinezonie i goglach, tańca na scenie - nie dość, że to ostatnie nie bardzo mu wychodzi, to na dodatek widać wyraźnie, że sam nie czuje się w tej sytuacji najlepiej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji