Artykuły

Śmiech do lustra

Po "Cudzie na Greenpoincie" doczekaliśmy się w stolicy kolejnych sztuk o współcze­snej Polsce. W Teatrze Kwadrat grana jest komedia Marka Rębacza "Dwie morgi utrapienia", w Teatrze Powszechnym dramat Marka Bu­kowskiego "Ciałopalenie". Obaj au­torzy mają niespełna 40 lat, obaj usytuowali akcję swoich sztuk w Polsce lat 90.

Akcja komedii Rębacza rozgry­wa się w wiejskiej chałupie stoją­cej w środku miasta. Przez okno widać neony z angielskimi nazwa­mi i słychać huk samochodów. Właścicielem ziemi położonej przy głównej ulicy jest stary chłop Marian Kosela (Jan Kobuszewski). Jego sąsiedzi dawno wyprzedali swoje działki pod stacje benzyno­we i supermarkety, jednak Kosela po staremu uprawia sałatę i pod­trzymuje chłopską tradycję. Cho­ciaż warzywa są czarne od spalin, a w chałupie trudno wytrzymać z powodu hałasu, Koselowie upar­cie bronią się przed sprzedażą zie­mi zagranicznym biznesmenom, tak jak wcześniej bronili się przed komunistami, a jeszcze wcześniej przed okupantem. Jednak Kosela nie jest chłopem zacofanym jak je­go prototyp Józef Ślimak. Uczy się języka angielskiego, inwestuje w komputeryzację, bierze z banku kredyty. Dzieci Koselów - lekarz (Paweł Wawrzecki) i księgowa (Katarzyna Ejmont) - wstydzą się chłopskiego pochodzenia, chcą sprzedać ziemię i wyjechać za gra­nicę. W końcu wszystkich łączy dług bankowy, obciążający tytuło­we dwie morgi utrapienia.

Sztuka ośmiesza nowobogac­kich biznesmenów, którzy naśladu­ją postacie z amerykańskich krymi­nałów, robią lewe interesy za cudze pieniądze i biorą kredyty bez po­krycia. Ostateczna wymowa jest optymistyczna: swojskość ma szansę zwyciężyć. Mimo dobrego aktorstwa Kobuszewskiego kome­dia nie należy do wyrafinowanych. Humor jest ciężkiego kalibru, dow­cipy wulgarne. Prymitywny ko­mizm wzbudza prymitywny rechot publiczności, złożonej w większo­ści z rodzimych biznesmenów. Oprócz Kobuszewskiego dowcip­nie zagrał swoją rolę Paweł Wawrzecki, natomiast Katarzyna Ej­mont i Hanna Zembrzuska (Kose­lowa) bardziej recytują wyuczone kwestie, niż utożsamiają się z gra­nymi postaciami. W sumie wymo­wa komedii jest aktualna, jednak poziom dialogów i dowcipów po­zostawia wiele do życzenia.

"Ciałopalenie" Bukowskiego jest dramatem sensacyjnym. Reżyser Władysław Kowalski wystawił sztukę w palarni, w realistycznej scenerii. Tapczan i kuchnia na za­pleczu przedstawiają mieszkanie bohatera, biurko z boku - posteru­nek policji. Kiedy pod kołami sa­mochodu ginie pijany mężczyzna, Alojzy Woźniak, podejrzenie pada na zaginioną Annę Gajewską, oskarżoną o ucieczkę z miejsca wypadku. Jej synowie - poczciwy Adam (Mariusz Benoit), kariero­wicz Jacek (Krzysztof Stroiński) i policjant (Piotr Kozłowski) wszczynają śledztwo. Świadkowie podobno twierdzą, że matka spe­cjalnie potrąciła Woźniaka. Przyja­ciel rodziny Olek (Kazimierz Ka­czor) ujawnia tajemnicę żydow­skiego pochodzenia Gajewskiej, z domu Stern. Wkrótce społecz­ność miasteczka odwraca się od Gajewskich, nikt z Żydami nie chce się zadawać. Nawet narze­czona Adama (Daria Trafankow­ska) odchodzi. Koleżanki matki z koła parafialnego i opozycji rzu­cają cień na jej postawę obywatel­ską, związki zawodowe rozpo wszechniają ulotki o spisku żydo­komuny, media żerują na rodzinnej tragedii. Pada podejrzenie, że Ga­jewska doniosła przed laty ubekom na Woźniaka, który potem ją szan­tażował. Inni twierdzą, że zezna­wała przeciwko niemu, bo był szmalcownikiem i jej rodzinę po­słał do Oświęcimia. Jakkolwiek zrobiła i dlaczego, wszyscy ją po­tępiają. Akcja zawęźla się i kom­plikuje, tak że już nie wiadomo, kto na kogo donosił, kto jest boha­terem, a kto kanalią. Gajewscy z dnia na dzień zostają Żydami, co doprowadza do paranoicznej sytu­acji, którą Jacek nazywa po imie­niu: kupa gówna w wentylator. Spektakl nie przynosi moralizator­skiego rozwiązania, nie przesądza o niczyjej winie ani niewinności, pozostawia kwestię otwartą.

Sztuka nie jest może najwyższe­go lotu, ale autorowi należą się brawa za odwagę wskazania i na­zwania po imieniu absurdalnych sytuacji, jakie w naszym kraju zda­rzają się na co dzień i są przyjmo­wane bez zdziwienia. Bukowski obnaża głupotę otumanionych, w gruncie rzeczy poczciwych pro­wincjuszy, pozwalających mediom robić sobie wodę z mózgu. Głodni plotek i sensacji, podjudzani przez cwanych dziennikarzyków, nie wiadomo kiedy przepoczwarzają się w żądny krwi motłoch. Spię­trzenie absurdalnych sytuacji pro­wadzi do tego, że Gajewscy stają się nagle winni całego zła świata. Rola kozłów ofiarnych bynajmniej im nie odpowiada, jednak wszelkie tłumaczenia i protesty rozumiane są na opak. Prawda mało obchodzi rozjuszony tłum, żądny ofiary i dy­szący pragnieniem zemsty nie wia­domo na czym, chyba na wywoła­nym duchu komunizmu. Sztuka boleśnie przypomina, że podobne sytuacje mają miejsce tu i teraz. Śmiech rozbrzmiewający co chwi­la wśród publiczności brzmi zbyt wesoło, jakby absurd nie dotyczył nas wszystkich, ale był wzięty z księżyca.

Wydaje się, że reżyser nie mógł się zdecydować, w jakiej konwen­cji wystawić tę sztukę, jako kla­syczny dramat czy jako groteskę. Tak więc mamy realistyczną sce­nografię: prawdziwe rybki akwariowe, prawdziwe papierosy i -groteskowe narastanie absurdu. Aktorzy biegają dookoła widowni, nie wiadomo po co. Oglądamy wiele dobrze zagranych, ale zbyt wyizolowanych epizodów, w re­zultacie czego rytm spektaklu co jakiś czas więdnie. Dowcip dialo­gów nie zawsze jest najwyższego lotu, spiętrzenia absurdu przesa­dzone. Jednak jest to sztuka rzetel­nie zagrana. Najbardziej sugestyw­ną postać tworzy Mariusz Benoit, najsłabiej wypadł sztuczny nieco Piotr Kozłowski, może dlatego, że jego gestykulacja jest mocno prze­rysowana. Mimo reżyserskich skrótów sztuka jest zbyt długa, po­zbawiona dramatycznego napięcia. Dialogi może śmieszyłyby bar­dziej, gdybyśmy tak często nie sły­szeli podobnych w wieczornych wiadomościach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji