Artykuły

W jednej skórze Piotr i Peter

PIOTR LACHMANN urodził się jako Niemiec i protestant. Po wojnie, powtórnie ochrzczony, funkcjonował jako Polak i katolik. Potem wyemigrował do Niemiec Zachodnich, by po latach na stałe powrócić do Polski.

Wszystko zawdzięczam/polsce ludowej/nawet imię/nie własne - powie po latach w ironicznej miniaturze poetyckiej. Manifestowanie owego "rozdwojenia" nigdy nie było i w jego przypadku nie jest artystyczną manierą czy próbą modnego wpisania się w wielokulturowość śląską, choć trudno o biografię bardziej skomplikowaną i niejednoznaczną. Nic przecież nie wskazywało na to, że Peter Lachmann zostanie Piotrem, z nazwiskiem jakże często skracanym o jedno "n". W urzędowych papierach już nie pisano, że przyszedł na świat w Gleiwitz, tylko w Gliwicach. W realiach powojennych to była norma, choć większość Niemców z dużych śląskich miast dawno zdążyła wyjechać. Matka Piotra, bezradna, bo bez męża u boku, skutecznie tego wysiłku nie podjęła. Wkrótce już pewnie nawet nie chciała, bo łudziła się, że ojciec Piotra powróci do domu. I jakoś wszystko się ułoży. Przecież dziadek Piotra był przedwojennym socjaldemokratą, prawdopodobnie zamordowanym przez nazistów. To mogła być okoliczność "łagodząca".

Ale spod Stalingradu droga była daleka. Ewald Lachmann nie wrócił. Żadnego śladu. Do dziś. Nie licząc - rzecz jasna - licznych tropów, które pozostawił w twórczości syna...

Puste miejsce na fotografii

W wydanej w roku 1999 eseistycznej książce Piotra Lachmanna "Wywołane z pamięci", z rzadka przetykanej wierszami i zdjęciami, najbardziej niezwykła i intrygująca jest strona 305. Znajdujemy na niej dwie niewielkich rozmiarów amatorskie fotki, jakby wyrwane z rodzinnego albumu. Wykonano je zapewne gdzieś poza centrum Gliwic. W tle widzimy las i opustoszałą szosę. Nie ma wątpliwości, że zdjęcia zostały zrobione tego samego dnia, jedno za drugim. Na pierwszym stoją zwróceni twarzami do siebie trzy-, może czteroletni chłopiec w krótkich spodenkach, w gustownym bereciku na głowie oraz przystojny wysoki mężczyzna w kapeluszu, pod krawatem, z niedbałą elegancją trzymający prawą dłoń w kieszeni nienagannego ubrania, a w lewej dłoń syna.

Niedzielna majówka za miasto? Najprawdopodobniej, choć mogło to być jednak późne lato, skoro trawa wydaje się wyjątkowo bujna i przerośnięta. Już trwała wojna? Możliwe, choć na Górnym Śląsku, zwłaszcza w jego niemieckiej części, na razie się jej nie czuło. Peter Lachmann urodził się w roku 1936 i niewiele mógł wtedy rozumieć z otaczającej go rzeczywistości. Także w następnych latach nie miał pojęcia, że obok, dosłownie za miedzą, żyją ludzie, którzy bynajmniej po niemiecku na co dzień nie mówią. Przekona się o tym dopiero za jakiś czas, w roku 1945...

Na razie mamy - chyba? - rok 1939. Ojciec stoi obok. Jest lokalną gwiazdą piłkarską ligowego klubu Vorwärts Rasensport Gleiwitz. Także właścicielem eleganckiego sklepu sportowego przy reprezentacyjnej Wilhelmstrasse (dziś Zwycięstwa). Nic złego przecież stać się nie może. Ale - uwaga! - na drugim zdjęciu, które jest niczym metafizyczna antycypacja tego, co nadejdzie, został już tylko sam chłopiec. Nadal jednak ufnie spogląda w obiektyw. Bo

mały nie wie

że to duży

wykonał drugie zdjęcie

i że patrzy teraz

na siebie

tamtego nieobecnym

wzrokiem

Oto końcówka pięknego wiersza, który towarzyszy fotkom...

W polskich butach

Styczeń roku 1945 przyniósł Piotrowi serię traumatycznych przeżyć. Widział śmierć w jej najbanalniejszych, a zarazem najokrutniejszych postaciach, układanych w sterty ciał u załomów gliwickich kamienic. Czuł, że i jemu śmierć zagraża, a już na pewno jego matce i nieletniej siostrze. Był świadkiem dramatycznych scen, przemocy, szantażów, powszechnego strachu.

W końcu przyszła codzienność. Na nowo ochrzczony, nadal obcował ze śmiercią, ale już w innych realiach: jako ministrant towarzyszył konduktom pogrzebowym. Nauczył się języka polskiego, skończył szkoły, z powodzeniem i szczęśliwym finałem podjął studia na Politechnice Śląskiej. Zdawać się mogło, bez większych kompleksów wszedł w "polskie buty" i raczej nie zdarzało się, by ktoś w szkole czy na ulicy nazywał go "Szwabem". Ale chyba się tego bał, skoro po latach wspomina o tym z rodzajem ulgi i satysfakcji.

Zaangażował się w życie kulturalne studentów gliwickich. Zbliżał się Październik'56. Puszczała cenzura, tworzyły się teatry alternatywne, rosło zainteresowanie myślą i kulturą niezależną. Lachmann znalazł się w środku tych wydarzeń.

Wtedy poznał mieszkającego wówczas w Gliwicach Tadeusza Różewicza. Gościł w jego mieszkaniu, choć zrazu nie wiedział, że kontakt z wybitnym poetą i dramaturgiem będzie miał dla niego tak wielkie znaczenie. Zdążył zadebiutować. Nie tylko w teatrach studenckich, także w prasie śląskiej jako początkujący poeta.

Do Niemiec Zachodnich wyemigrował, mając już dyplom w kieszeni, w roku 1959. Ale chemikiem nie został. Kontynuował studia, tym razem humanistyczne, m.in. teatrologię i slawistykę. Coraz więcej pisał i coraz więcej tłumaczył, współpracując z niemieckimi - w końcu także polskimi - wydawnictwami, periodykami, radiostacjami. Jego dorobek translatorski jest obfity i wartościowy. Przetłumaczył na niemiecki wiele książek, wierszy i esejów, m.in. Andrzejewskiego, Czapskiego, Konwickiego, Witkacego, Ingardena i - oczywiście - Różewicza, z którym do dziś pozostaje w serdecznych związkach.

Ważne okazało się jeszcze jedno nazwisko, związane z Cieszynem. Mowa o przedwcześnie zmarłym wybitnym dramaturgu Helmucie Kajzarze. Jego utwory Lachmann też tłumaczył, w następnych latach wielokrotnie inspirując się nimi również jako reżyser i współtwórca - wraz z Jolantą Lothe (notabene żoną Kajzara) - Videoteatru "Poza".

Ciągle "poza"

W końcu na powrót wylądował w Polsce, tym razem w Warszawie. Niemiec w Polsce?

A wcześniej kim był? Polakiem w Niemczech? A może po prostu bezdomnym Ślązakiem? Te pytania na zawsze zdeterminują twórczą aktywność Lachmanna. Będą stawiane mniej lub bardziej dosłownie. Ale ciągle, uporczywie, z determinacją. Bez żadnej jednak pewności, że znajdą się wiarygodne odpowiedzi. Ba, raczej w przekonaniu, że tylko wątpliwości można zgłaszać. Wątpliwości zatykające oddech, zapętlające język, uderzające w najczulsze w człowieku punkty.

Przełom lat 70. i 80. przyniósł serię ważnych publikacji, głównie poetyckich. Wkrótce Lachmann założy Videoteatr, którego nazwa jest wieloznaczna, wielofunkcyjna. On sam wszak jest człowiekiem, będącym ciągle "poza". Ale i rodzaj sztuki, którą z Lothe proponują, też jest "poza", bo łączy plany realne z wirtualnymi, techniki wideo i media telewizyjno-elektroniczne z żywym aktorem. Historię ze współczesnością. "Ducha" z "materią".

Ten dwuosobowy teatr, współpracujący jednak także z innymi artystami, zdążył wyrobić sobie dobrą markę w artystycznym światku, choć jego przedstawienia są kameralne, intymne, kierowane do widzów otwartych na eksperyment, poszukujących silnych doznań estetycznych i etyczno-filozoficznych. Grupa szuka ich nie tylko w Polsce, także za granicą, będąc dość częstym gościem rozmaitych festiwali.

Na Górny Śląsk Lachmann przyjeżdża rzadko. Najnowsze przedsięwzięcie Lachmanna, czyli "Hamlet gliwicki", po raz pierwszy pokazywane było parę miesięcy temu w rodzinnych Gliwicach.

W Chorzowie i Zabrzu zaś niedawno koncertowała Maria Peszek z materiałem z głośnej płyty "Miasto Mania". Część tekstów napisał właśnie Lachmann. Bo też wcześniej znakomity duet Maria Peszek i jej ojciec, Jan, współpracował z Videoteatrem "Poza".

Lachmann w Chorzowie

W poniedziałek 11 grudnia o godzinie 18.30 w Teatrze Rozrywki Lothe Lachmann Videoteatr "Poza" pokaże swój najnowszy spektakl zatytułowany "Hamlet gliwicki. Próba albo Dotyk przez szybę". Wykorzystane zostaną fragmenty tekstów Williama Szekspira i Helmuta Kajzara, a także niemiecki szlagier wojenny "In der Nacht ist der Mensch nicht gern alleine" w wykonaniu Mariki Rökk. Występują: Jolanta Lothe, Zbigniew Konopka i (wirtualnie) Stanisława Łopuszańska. Po spektaklu rozmowa z Piotrem Lachmannem i gościem specjalnym wieczoru - Henrykiem Wańkiem. Impreza odbędzie się w ramach cyklu "Górny Śląsk - świat najmniejszy".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji