Artykuły

Nawet Wajda nie pomoże

Duża popularność "Norymbergi" w najszerszym kręgu moich znajomych wynika z czegoś, co towarzyszy nam nieprzerwanie od 1989 r. Głodu artystycznego rozliczenia z najnowszą historią. Oczywiście, powstało trochę filmów, jeszcze mniej sztuk teatralnych, które jakoś tej tematyki dotykały. Zwykle zresztą słabo zauważanych, źle promowanych - pisze Piotr Zaremba w Dzienniku.

Byłem świadkiem zabawnej scenki. Lata 90. Ważny minister zwołuje konferencję prasową, na której ogłasza fundamentalną decyzję. Rzecz dzieje się w jednej z sal w Sejmie wypełnionej tłumem ludzi, głównie dziennikarzy. Nagle ktoś wtajemniczony szturcha mnie w ramię i pokazuje niepozornego pana trzymającego się z tyłu. To dawny oficer prowadzący ministra - szepcze mi do ucha.

I minister, i nawet jego dawny oficer prowadzący to znane postaci polskiego życia publicznego. Obaj zrobili karierę w III RP. Wojciech Tomczyk w swojej sztuce "Norymberga" pokazanej w poniedziałkowym Teatrze Telewizji zajął się nieco innym światem. Główny bohater, Pułkownik, grany znakomicie przez Janusza Gajosa, jest emerytem schowanym przed oczami opinii publicznej w dobrze urządzonym mieszkaniu, w domu pełnym lokatorów podobnych do niego. W PRL był oficerem wojskowego kontrwywiadu. Ci akurat starsi panowie nie szukali po 1989 r. świateł kamer i fleszy. Nie robili karier jako dobrotliwi eksperci we wszystkich telewizjach jak ludzie dawnej SB. Woleli cień tak jak cala "wojskówka". Ale atmosfera niespiesznej rozmowy Pułkownika z dziennikarką Hanką ma w sobie coś z zapamiętanej przeze mnie sejmowej sceny.

Świat okazuje się trochę inny niż wydawał się na pierwszy rzut oka. Kogoś namówiono, aby napisał powieść kryminalną tylko po to, aby komuś innemu zrobić krzywdę. Ktoś był kimś innym niż się wydawał znajomym. Jeszcze kogoś zmuszono do samobójstwa. Dobry przyczynek do debaty, czy Polska Ludowa była po 1956 r. państwem totalitarnym. Na pewno była państwem mało sympatycznym, choćby ktoś zapamiętał tylko porządek na ulicach za Gomułki czy daktyle i coca--colę za Gierka.

Nie tylko jednak obraz PRL ukazany przez Tomczyka jawi się z perspektywy wielu środowisk jako nazbyt "spiskowy", rodem z prac nielubianych tam historyków IPN, ale i wezwanie Pułkownika: "osądźcie mnie, zróbcie mi drugą Norymbergę" sprzeczne jest z ideologią "dosyć rozliczeń!". Mam do niej jedno zastrzeżenie. Takich Pułkowników wołających o karę dla samych siebie po prostu nie było. Nieznany jest ani jeden przypadek człowieka komunistycznego, policyjno-wojskowego aparatu, zwłaszcza tego ukrytego w najgłębszym mroku, który siadłby z kimś do stołu, aby się - nie w sensie religijnym - wyspowiadać. No, ale w końcu Pułkownik także nie znajduje okazji, aby złożyć publicznie swoje wyznanie. Może więc byli, tylko im się nie udało? Chciałbym się łudzić.

Duża popularność "Norymbergi" w najszerszym kręgu moich znajomych wynika z czegoś, co towarzyszy nam nieprzerwanie od 1989 r. Głodu artystycznego rozliczenia z najnowszą historią. Oczywiście, powstało trochę filmów, jeszcze mniej sztuk teatralnych, które jakoś tej tematyki dotykały. Zwykle zresztą słabo zauważanych, źle promowanych.

Jak znakomity film Wojciecha Wójcika "Tam i z powrotem", który w pigułce, bez nachalnej łopatologii, próbował wyjaśnić jak wielka różnica szans oddzieliła już po czasach stalinowskich dawnych AK-owców od tych, którzy wzięli w posiadanie nową komunistyczną Polskę. Albo telewizyjna nowela Krzysztofa Zanussiego "Damski interes". Dzisiejsza Polska z perspektywy profitentki systemu, której się udało, i dawnych działaczek "Solidarności", którym wiedzie się jakby trochę gorzej. Gdy wyrażam swój niedosyt, spodziewam się zniecierpliwionych reakcji: chce nowego dydaktyzmu, kombatanctwa! Wcale nie chcę i zgadzam się: jeśli najnowsza historia Polski miałaby być przedstawiana w sposób schematyczny i nudny - bo film czy sztukę zamówił państwowy urząd - lepiej jej nie pokazywać. Po prostu polskim artystom w duszy gra coś innego. Dlatego świetny irlandzko-amerykański reżyser Neil Jordan mógł zrobić historyczną epopeję o bohaterze swego kraju Michaelu Collinsie, a u nas nikt takiego fresku już chyba nie namaluje - łącznie z Andrzejem Wajdą. Tym bardziej cieszą takie miniatury jak "Norymberga".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji