Kto pyta, ten błądzi
Nowa sztuka Marka Bukowskiego Ciałopalenie skonstruowana jest jak kryminał. W prologu dramatu umiera mężczyzna, w epilogu - kobieta podejrzana o jego zabójstwo. Podejrzana, ponieważ śledztwo, którego jesteśmy świadkami, nie rozstrzyga ostatecznie o jej winie, podobnie jak oględziny zwęglonych kobiecych zwłok nie rozstrzygają o śmierci bohaterki. W sztuce Bukowskiego nie ma bowiem nic pewnego: morderca może okazać się tu ofiarą, a ofiara katem. Zasada ta przekracza w dramacie ramy kryminału, w świecie kreowanym przez Bukowskiego staje się zasadą nadrzędną. Autor "Ciałopalenia" przekonuje nas bowiem, że ustalenie prawdy -zarówno w wymiarze jednostkowego wypadku, jak i historycznego procesu - w ogóle nie jest możliwe. Każda próba unieruchomienia określonego układu zdarzeń w poszukiwaniu jakichś stałych rozstrzygnięć jedynie oddala nas od rzeczywistości. Zamiast jej pełnego, dynamicznego obrazu zadowalamy się stereotypem, który w rękach ludzi interesownych może okazać się bardzo niebezpiecznym narzędziem.
O nieuchwytności prawdy szybko przekonuje się w "Ciałopaleniu" Adam, solidarnościowy kombatant, zagubiony w nowej rzeczywistości. Jak niebezpieczny bywa stereotyp, uświadamia nam postępowanie jego brata, Jacka, który, jako człowiek cyniczny i obrotny, radzi sobie w nowych czasach znakomicie. Obaj stają wobec zagadki życia własnej matki. Pewnego dnia ta szanowana w mieście nauczycielka i działaczka parafialna przejeżdża samochodem człowieka (rejestracja jej malucha wskazuje na Kielce, jako miejsce akcji dramatu), a następnie ucieka. Poszukuje jej policja, poszukuje i Adam, próbując wyjaśnić okoliczności wypadku lub też motywy zbrodni. Punktem zwrotnym w tym podwójnym śledztwie staje się informacja o żydowskim pochodzeniu matki. Adam odkrywa, że przejechany lub tylko potrącony mężczyzna, drobny pijaczyna Woźniak, mógł być człowiekiem, którego matka tuż po wojnie zadenuncjowała komunistycznej bezpiece. Miała to być zemsta za śmierć opiekującej się nią, polskiej rodziny zabitej przez Woźniaka. Dawny szmalcownik i morderca po latach szantażował kobietę, brał od niej biżuterię, straszył. Ale to tylko jedna z kilku wersji wydarzeń sprzed lat. Autor rzecz jasna nie próbuje rozstrzygnąć o prawdziwości żadnej z nich. Przeciwnie, splotem błyskotliwych replik dowodzi, iż wszystkie wersje są prawdopodobne, a na dodatek możliwe do pogodzenia w jakimś osobnym równaniu, które, jak sądzę, wielu ludzi pamiętających czasy stalinizmu dotknęłoby do żywego. Nietrudno przy tym zauważyć, że Bukowski, z powodu historycznej nieokreśloności wybierając przyszłość, tak modeluje fabułę swojej sztuki, by pozostawić nas z dość jednoznaczną wizją przeszłości: szantażujący nauczycielkę pijaczek był przed laty AK-owcem okradającym, mordującym i gwałcącym Żydów, za co poniekąd słusznie został wydany bezpiece, by po latach chodzić w glorii wątpliwego bohatera.
Jeśli starczy nam dobrej woli, wizję przeszłości Bukowskiego możemy potraktować jako przeciwwagę dla jego wizji teraźniejszości, przedstawionej tu z typowo reporterskim zacięciem: płasko i sensacyjnie. Sprawa zaginionej nauczycielki staje się głośna w całej Polsce, zajmuje się nią nie tylko prokuratura, ale też Rada Miasta, Kościół, działacze związkowi, organizacje kombatanckie, media terenowe i centralne. Wszyscy też na różne sposoby próbują wykorzystać sytuację dla własnych, niskich korzyści. Jesteśmy więc świadkami wylęgania się i urzeczywistniania w postaci ulotek, odezw, artykułów i manifestów kolejnych antysemickich oszczerstw na temat matki Adama. Ten stereotypowy samograj przekracza w pewnym momencie granice prawdopodobieństwa, osiągając poziom groźnego absurdu, kiedy na wieść o wykupowaniu żydowskiego cmentarza przez jego dawnych właścicieli kielecczanie palą żywcem ukrywającą się tam kobietę. Ambicją Bukowskiego było pokazanie kawałka naszej współczesności, z Rumunami w komisariacie, redukcjami w zakładach pracy, strajkami, napadami na ulicy, z plajtą nowych firm, cwaniactwem, bezwzględnością i głupotą. Wszystko to jednak staje się nagle mało rzeczywiste w sytuacji, gdy z powodu jednego wypadku i jednej plotki miasto wariuje, obarczając starą kobietę winą za całe zło III Rzeczypospolitej. Cóż znaczy w sztuce Bukowskiego ta niemal groteskowa spirala podejrzeń, wmówień, stereotypowych i nonsensownych reakcji wszystkich stron? Autor "Ciałopalenia" próbuje zaszczepić nam, wątpliwe moim zdaniem, przekonanie, że wszelka próba oceny przeszłości z założenia skazana jest na niepowodzenia i zawsze budzi upiory. Szkoda, że jedyna osoba w jego dramacie przechowująca pamięć bolesnych zdarzeń sprzed lat tak uparcie milczy.