Artykuły

Skowyt na dnie mitu

"Fedra" to najbardziej zuchwałe i najbardziej bolesne przedstawienie Mai Kleczewskiej. Wędrówka pod podszewkę mitu, by poczuć tam odór biologii. I przekonać się, że w każdym siedzi zwierzę

Kleczewska gra w otwarte karty. "Fedra" to jej opowieść, dlatego oskarżanie reżyserki, że za mało w jej przedstawieniu Racine'a (nie ma go prawie wcale), a za dużo, powiedzmy, Enquista, jest grubym nieporozumieniem. Łącząc ze sobą teksty z odległych epok, Kleczewska na nowo buduje mit, a potem jednym ruchem burzy misterną konstrukcję. Dlatego nie ma sensu bawić się w zgadywanki, które fragmenty scenariusza pochodzą od Eurypidesa, Seneki, Istvana Tasnadiego, Pera Olova Enquista. Czy to się komuś podoba, czy nie, centrum tego teatru nie tkwi w słowach, ale gdzie indziej. Tam, gdzie zwykle nie sięga wzrok zadowolonych z siebie artystów. Scena Teatru Narodowego przy Wierzbowej nabrała nowej, niepokojącej przestrzeni. Przypomina salę w dziwnym, ekskluzywnym szpitalu. W jednym kącie leży w agonii Tezeusz (Jan Englert), obok Fedra (Danuta Stenka) w sukience od wielkiego kreatora, z dwoma chartami na smyczy pożera własną nudę. Monotonny szum aparatury, w tle dwie nowoczesne windy. Dziwny stan, jakby zawieszenia między koszmarnym snem a narkotykowym odurzeniem. Świat rozmazany, pusty, na nowo domagający się zdefiniowania. Cisza przed burzą. Powracając do mitu, Kleczewska opisuje nasz świat. Dotychczas, w opolskim "Makbecie" i kaliskim "Woyzecku", próbowała bardziej rozległej perpektywy. Inscenizując Szekspira, umieszczała swych bohaterów na rosnącej z każdą chwilą wyspie zła. Z Buchnerem poszła dalej. To, co w poprzednim spektaklu było jeszcze ekscesem, tu stawało się normą. Zło dawno zwyciężyło, nikt nie próbuje temu przeczyć. Nie zostało nic do uratowania. W "Fedrze" artystka patrzy głębiej. Mniej zajmują ją mechanizmy rządzące grupą, całkowicie zniknęły obrazy chwilami tchnące publicystyką. Jest Fedra, są Enona (Aleksandra Justa) i Arycja (Patrycja Soliman). Kobiety uwięzione w swoich już starzejących się ciałach. Wyrywające się na wolność ze swymi pragnieniami i obsesjami, najpierw podsycanymi, potem brutalnie tłumionymi przez bezlitosną biologię. Każda chce, żadna nie może albo nie jest jej dane. Kleczewska odbudowuje mit, by go zdegradować. Stawia diagnozę, z którą trudno się pogodzić. Tylko na taki mit zasłużyliśmy? Chyba tak. Właśnie tak. Przefiltrowany przez współczesną popkulturę, podszyty fałszem rzekomych błyskotek. A na koniec bezradny wobec władzy biologii. Ona dyktuje warunki, mąci ludziom ostrość spojrzenia. Na koniec zaś odbiera słowom sprawczą moc. Liczy się tylko lepka wilgoć, mrowienie w podbrzusza Kleczewska jest przewrotna i okrutna. Rysując na scenie konflikt męskiego i kobiecego świata, staje po stronie mężczyzn. Fedrze - w celowo przerysowanej, do końca konsekwentnej interpretacji Stenki - każe skamleć o miłość Hipolita (Michał Czernecki), jakby wierzyła, że to jednak możliwe. Arycji o przezroczystej twarzy i sylwetce Soliman pozwoli wreszcie dopominać się o swoje. Mężczyźni są dla kobiet tłem i marzeniem. Wszystko, co najważniejsze, rozgrywa się w sercach, a raczej ciałach kobiet. To one ze swą logiką fizjologii są ostateczną pułapką. Tu wolta, zaskoczenie. Kto inny zakończyłby rzecz mocnym akcentem w obronie swych bohaterek, stanąłby po ich stronie. Kleczewska nie. Fedra Stenki czołga się u stóp nagiego Hipolita, chociaż ów młokos nie dorasta jej do pięt. Zostaje odtrącona i upokorzona. Zostaje sama ze sobą, sama z własną wilgocią. Mordercza koda przedstawienia w Narodowym nie przyznaje więc racji żadnej ze stron. Zostawia nas w poczuciu smutku ostatecznego, braku nadziei. Gorycz seansu Kleczewskiej przylega do myśli, trzeba ją zmywać bardzo długo. "Fedra" nie jest spektaklem doskonałym. Z kilku niepotrzebnie dosłownych i łatwo przewidywalnych scen można by zrezygnować, zdecydować się na jedną puentę zamiast trzech. Fatalny w roli Hipolita Czernecki ściąga w dół cały, jakże ważny wątek. Jednak to wszystko jest mniej istotne. Liczy się bezkompromisowość Mai Kleczewskiej. Dzięki niej z dna mitu do dziś słyszę skowyt zranionego zwierzęcia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji