Artykuły

Lubi dobry boks

- Jako widz naiwny i zawodowy aktor, bardzo lubię polskie seriale. Uważam, że robimy je naprawdę świetnie, bo biorą się za nie ludzie, czujący głód kina - mówi warszawski aktor DANIEL OLBRYCHSKI.

Dziennik Zachodni: Wydawać by się mogło że boks i aktorstwo to dwie odległe rzeczy. Jednak ten sport w pana aktorstwie odgrywa dużą rolę. Po raz kolejny wciela się pan w boksera.

Daniel Olbrychski: Nie tylko boks jest ważny. W ogóle cały sport i nie tylko w aktorstwie, ale w całym moim życiu. Tyle, że czasem moje umiejętności przydają się na planie. Wiele moich ról wymagało dużej sprawności fizycznej. Widzom sprawiało przyjemność, że robię wszystko bez dublerów. Producenci byli szczęśliwi, że nic mi się nie stało i nic nie niszczyłem, a partnerzy byli szczęśliwi, że nigdy, nikogo z nich nie skrzywdziłem, bijąc się czy fechtując z nimi. Uprawiam wiele dyscyplin. Grałem na przykład w hokeja wyczynowo, co przydało mi się w filmie niemieckim przed blisko 20 laty. O wiele łatwiej wejść mi w mentalność człowieka gnającego konno po wielkich przestrzeniach, jeżeli spędziłam życie w siodle czy stanąć z kijem na lodzie, skoro trenowałem.

DZ: Ja jednak uparcie wracam do boksu. Ponoć jako pamiątkę przechowuje pan taśmę z walką legendarnego Laszlo Pappa.

DO: Lubię pooglądać dobry boks, ale jeszcze bardziej lubię kilka razy w tygodniu spotkać się na ringu z moimi przyjaciółmi, wybitnymi polskimi bokserami, trenerami, np. Jurkiem Rybickim czy Leszkiem Drogoszem. Niedawno powiększyłem dom i zrobiłem w nim specjalną salę bokserską. Każdego dnia spędzam w niej kilka kwadransów. Oprócz tego pod okiem trenerów poprawiam technikę.

DZ: Teraz w serialu "Dwie strony medalu" zagra pan byłego mistrza boksu.

DO: Boksera, ale przede wszystkim fajnego faceta! Scenariusz napisali Stanisław Krzemiński i Jarosław Sokół. Ten ostatni dostał niedawno nagrodę za scenariusz filmu "Statyści" na Festiwalu Filmowym w Gdyni. Postać Toniego w serialu była pisana z myślą o mnie, chociaż nie wiedziano jeszcze, czy się zgodzę. Scenariuszem zainteresował mnie reżyser, Grzegorz Warchoł. Właściwie, wystarczyło powiedzieć mi, że to o byłym mistrzu bokserskim.

DZ: Ostatnio coraz częściej pojawia się pan w serialach: "Kryminalni", "Fala zbrodni" i wreszcie "Dwie strony medalu".

DO: Jako widz naiwny i zawodowy aktor, bardzo lubię polskie seriale. Uważam, że robimy je naprawdę świetnie, bo biorą się za nie ludzie, czujący głód kina. Zarówno doświadczona czołówka, jak i znakomita młoda ekipa: reżyserzy, aktorzy, operatorzy Przy tej ilości filmów fabularnych, jaka powstaje w Polsce, nie ma dla nich wszystkich miejsca.

DZ: Jako widz? Czy lubi pan oglądać seriale?

DO: Tak. Mam kilka ulubionych. Wciągnąłem się początkowo w "Klan". Potem polubiłem "Na dobre i na złe" ze znakomitymi aktorami. Mogłem dzięki temu poznać aktorstwo Małgosi Foremniak i całej grupy świetnej młodzieży. Na przykład Agnieszki Dygant, która teraz w "Niani", tak trudnym gatunku jakiem jest sitcom, stworzyła prawdziwą kreację. Cenię "Plebanię". Lubię "Kryminalnych", którzy są na poziomie amerykańskich seriali policyjnych - podobnie jak "Fala zbrodni". Nie stronię od sitcomów. Oglądając "Daleko od noszy" za każdym razem płaczę ze śmiechu. To świetna karykatura szpitala, ale każdy, kto chociaż raz leżał w szpitalu wie, że nie taka niemożliwa.

DZ: Kiedyś popularność przynosiły wielkie kreacje, a teraz gwiazdę robi się z kogoś, kto ledwie pokazał się w serialu.

DO: Wynika to z zapotrzebowania widowni. Ci ludzie naprawdę zaczynają się cieszyć ogromną popularnością. Widziałem z jakim piskiem fani biegną za Maćkiem Zakościelnym czy Magdą Schejbal. Tą ostatnią zaprosiłam zresztą do udziału w spektaklu teatralnym "Król Lear". Ma ogromny talent.

DZ: Czy pana udział w serialach oznacza, że ostatnio nie pojawiła się żadna ciekawa rola filmowa, którą mógłby pan zagrać?

DO: Na szczęście mam do dyspozycji kinematografię europejską i w ostatnim 25-leciu więcej filmów nagrałem za granicą, na 150 filmów - ponad 70 w obcym języku. Faktycznie, w Polsce ostatnio brakuje hitów. (śmiech) Cóż, wykorzystaliśmy już wszystkie działa wielkiej polskiej literatury

DZ: Za to teraz mamy wysyp komedii romantycznych.

DO: Ja nie jestem ich wrogiem! Sam kiedyś, pomiędzy "Popiołami" a Trylogią, zagrałem u Stanisława Barei w "Małżeństwie z rozsądku".

DZ: Wspominał pan o teatrze i "Królu Learze".

DO: Zdarzyła mi się przepiękna rzecz. Na moje 60. urodziny miasto Warszawa zaproponowało mi taką koronę ról szekspirowskich w Teatrze na Woli. Żeby zagrać Leara, trzeba wcześniej przejść przez cały szekspirowski tor przeszkód, a mnie to było dane. Przecież debiutowałem w Szekspirze jako Banko w "Makbecie". Potem: Hamlet, Otello, Makbet wreszcie Lear. Gramy go kilka razy w miesiącu, zawsze przy pełnej widowni.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji