Artykuły

Tytuł trochę mnie wkurza

- To jest jedna z najbardziej skomplikowanych, wieloznacznych i najtrudniejszych ról, jakie grałam w mojej, mówiąc górnolotnie, karierze aktorskiej. Ta postać może być interpretowana na tysiące sposobów - mówi ANNA POLONY przed premierą spektaklu "Stara kobieta wysiaduje" w Teatrze Ludowym w Krakowie.

Jak to możliwe, że Pani, kobieta wiecznie młoda, pełna wigoru, temperamentu i życiowej aktywności zgodziła się zagrać tytułową bohaterkę sztuki Tadeusza Różewicza "Stara kobieta wysiaduje"?

- Ten tytuł trochę mnie wkurza, przyznaję. A mówiąc serio: on jest bardzo przewrotny. Moja bohaterka nie jest stara, w każdym razie nie duchem i też nie wysiaduje bez przerwy. A jeśli wysiaduje, to jaja, jako symbol płodności, rozrodczości. To jest jedna z najbardziej skomplikowanych, wieloznacznych i najtrudniejszych ról, jakie grałam w mojej - mówiąc górnolotnie - karierze aktorskiej. Ta bardzo wieloznaczna postać może być interpretowana na tysiące sposobów. Mam nadzieję, że ten, który wybraliśmy, okaże się właściwy. Po raz pierwszy gram na scenie Teatru Ludowego i muszę powiedzieć, że tamtejszy zespół, w którym jest sporo moich studentów, przyjął mnie niezwykle ciepło. Atmosfera pracy była fantastyczna, a Tomek Schimscheiner, mój sceniczny partner, okazał mi dużo zaufania i serdeczności.

Kim, wedle Pani, jest Różewiczowska bohaterka?

- To nie jest zwykła kobieta. To kobieta - symbol i dlatego tak trudno ją zagrać. Łączy w sobie siły natury, pierwiastek kobiecości, babską mądrość, drapieżność biologicznej istoty. A jednocześnie jest inteligentna. Ale przede wszystkim jest symbolem natury, biologii. Jest kobietą pełną życia, w której drzemią siły witalne i budzą się w różnych momentach, np. w chwilach rodzenia się instynktu rozrodczości, konieczności dawania nowego życia. Podejmuje skomplikowaną grę z mężczyznami, którzy ją otaczają.

Ale też buntuje się przeciwko degradacji świata...

- Przeciwko cywilizacji, która uległa degradacji pod wpływem działania, co tu dużo gadać - chłopów.

Czyżby Różewicz okazał się feministą?

- Niekoniecznie, ale jego bohaterka w wielu momentach oskarża mężczyzn o niszczenie świata. To jest głęboko filozoficzny utwór. Trzeba też pamiętać, że pisany był w szczególnym czasie, bo w roku 1968. A to był przecież okres wojny w Wietnamie, inwazji na Czechosłowację i innych dramatycznych wydarzeń, co zapewne wywoływało w autorze ogromny sprzeciw i na tej fali napisał tę sztukę. Ona do dziś pozostała aktualna, ponieważ wszystko, przeciwko czemu protestuje nadal stanowi problem dla świata i dla ludzkości. Szczególnie w sferze moralnej. Ale jest też w tym utworze sporo żartu, dowcipu, często okrutnego. To bardzo mądra rzecz napisana niezwykle trudnym językiem i w trudnej do zagrania formie. Różewicz nie zapisał tego w sposób realistyczny, lecz na pograniczu absurdu i groteski. Zarówno reżyser, jak i aktorzy - wszyscy staraliśmy się przybliżyć ten skomplikowany tekst widzowi. Czy wyszło? Okaże się niebawem.

Czy to jest Pani pierwsze sceniczne spotkanie z utworem Różewicza?

- Niedawno na jednym ze spotkań powiedziałam, że nigdy nie grałam w sztuce Różewicza. A to nieprawda! Otóż przed laty, na Scenie Kameralnej Starego Teatru, próbowałam rolę tytułową w "Mojej córeczce" w reżyserii Jarockiego. Tuż przed premierą poważnie się rozchorowałam i wylądowałam w szpitalu. Nie mogłam zagrać premiery, koleżanka zrobiła zastępstwo. Niebawem ona doznała jakiegoś urazu i ja wróciłam tą rolą na scenę. Zapomniałam o tym zapewne z powodu tych kłopotów zdrowotnych, które uniemożliwiły mi zagranie premiery. Tak więc jest to moje drugie podejście do Różewicza. Mam sporo obaw, więc proszę trzymać kciuki, żeby wszystko się udało.

Na zdjęciu: Anna Polony i Tomasz Schimscheiner w "Starej kobiecie...".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji