Artykuły

Letnie Tango

Najbardziej znany i uznany polski dra­mat od trzydziestu z górą łat intryguje reżyserów i znawców teatru na całym świecie. W chwili powstania Tango było wielkim odkryciem i niespodzian­ką – oto pisarz włączany mechanicznie w bezkresny krąg twórców teatru absur­du poszedł o krok dalej. Opisał świat po chaosie.

Chaos będący udziałem bohaterów Tanga nie jest zawieszony w histo­rycznej próżni. W latach 60. można by­ło dość ściśle określić rodowody Euge­niusza i Eugenii, Eleonory i Stomila, Artura i Ali. Ci drudzy byli pokoleniem zwycięskich awangardzistów, rycerzy postępu, którzy torując nieustannie dro­gę ku nieokreślonej przyszłości zaczę­li kręcić się wokół własnego ogona.

Uświęciwszy bunt jako najwyższą za­sadę działania, zaprzeczyli sensowi bun­tu. Głosząc hasło łamania wszystkich zasad współżycia – sami stworzyli szab­lon – zasadę łamania zasad.

Zdawać by się mogło – zatrzymali świat w grymasie, który nazywamy kryzysem wartości. Mrożek nie poprzestał na jego opisie. Na zwariowanej scenie współczesności postawił Artura. Syn Stomila i Eleonory buntuje się w imię zdrowego rozsądku, każącego mu od­rzucić świat nie do życia. Chwytając się gorączkowo wyciąganych z lamusa idei i zasad jest już – zdawałoby się – bliski celu. Ale wtedy właśnie przegrywa – na „wyczyszczone przedpole" wchodzi cham bez wieku i profesji – Edek.

Do modelu stworzonego przez Mroż­ka pasują jak ulał wydarzenia ostatnich lat w Polsce, pasują też wielkie i małe historie z każdego zakątka ludzkiego świata. Powstaje jednak pytanie – czy mechaniczne przywołanie konfliktów budujących ten dramat, wierne odtwo­rzenie zapisanej w didaskaliach sceno­grafii gwarantuje, że Tango, niczym cudowna, zaklęta w papier machina, „zagra" bez względu na miejsce i czas całą swoją potęgą? Wywoła przeraże­nie, olśnienie, refleksję oraz – właśnie – rozpacz czy nadzieję?

Oglądając spektakl Krzysztofa Orzechowskiego miałem wciąż takie wątpli­wości. Patrząc na tę „wyświetlaną na scenie” obowiązkową lekturę każdego wykształconego Polaka zastanawiałem się, co nowego wnosi do mojej wiedzy o Tangu. Myślałem też, co może dać tym, którzy Tango po raz pierwszy widzą. Czy w przerzuconym mecha­nicznie przez przepaść trzydziestu lat światku mogą odnaleźć konflikty, któ­re targają nimi dziś? Czy tkwiąc po uszy w świecie pełnym zmieniających się rolami Edków mogą obawiać się tego cichego sługi, który wali w łeb dopiero wtedy, gdy rzeczywiście ma powód (przecież to Artur chciał go zabić)? Czy zapłakany jak bóbr i rozhisteryzowany, nie wiedzący tak naprawdę, czego chce, Artur z Ludowego może budzić w kimkolwiek uczucie solidarności? A gubiące się w słownych sporach posta­ci to ludzie, czy tylko teatralne mario­netki?

Pewnie nie pojawiłyby się te pytania, gdyby – poza akademickim przywoła­niem prawd już powszechnie znanych – reżyser potrafił dowieść, po co wysta­wił Mrożka. Gdyby na scenie zamiast maskarady, bez interpretacyjnego po­mysłu wyglądającej bardziej konwen­cjonalnie niż Stomilowe eksperymen­ty, pojawiła się propozycja, którą widz może rozpoznać jako próbę okiełzna­nia demona własnych czasów.

Bez tego, bez wyrazistych ról, które widzowi każą współczuć, bać się lub choćby skłonić do zadumy, bez teatralnego nazwania zagrożenia lub drogi na­dziei, pozostaje uroczysta akademia ku czci klasyka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji