Artykuły

Romeo i rudowłosa prawniczka

Zrozumiałe zainteresowania w środowisku teatralnym Krakowa wzbudził fakt poszukiwania wśród uczennic krakowskich szkół odtwórczyni głównej roli w dra­macie Szekspira Romeo i Julia. Re­żyser Krzysztof Orzechowski pomysłodawca, wspólnie z Jerzym Federowiczem — dyrektorem Te­atru Ludowego w Nowej Hucie podję­li się znalezienia tej, która spełniła­by wymogi, nie mając studiów aktorskich. W teatralnym światku Krako­wa zawrzało. Rola to bowiem wyma­rzona przez prawie wszystkie adeptki szkoły teatralnej. Młode dwudziesto­kilkuletnie aktorki nie bez przykrości przyjęły pomysł jej obsadzenia przez amatorkę. Po trzech przesłuchaniach z 217 kandydatek, wybrano najlepszą!

Z prawa na scenę

Dominika Bednarczyk, nie miesz­cząca się w limicie wieku określonym przez Orzechowskiego (od 14 do 18 lat), dziewięt­nastoletnia studentka pierwszego roku pra­wa Uniwersytetu Jagiellońskiego pokonała rywalki i została zaproszona do zagrania Ju­lii. Drobna, z rudawymi włosami, spadają­cymi na ramiona, z dużymi migdałowymi oczami, wygląda na o wiele młodszą. Już po pierwszej próbie powiedziała mi, że sądziła, iż w takim mrowiu wspaniałych, ładnych i młodszych dziewcząt zupełnie nie ma szans. Stało się inaczej…

Dominika jest szczęśliwa. Z teatrem zet­knęła się już wcześniej, w V Liceum Ogól­nokształcącym, gdzie istnieje od przeszło dwudziestu lat teatr międzyszkolny. Nota­bene — dyrektor Fedorowicz, wychowanek tej właśnie szkoły, pierwsze kroki (i to wła­śnie jako Romeo) stawiał na tej szkolnej scenie.

Dominika nie ma zamiaru rezygnować ze studiów prawniczych, ani też przerywać na okres prób zajęć na uczelni. Ma nadzieję, że zaliczy pierwszy semestr bez problemów. W pierwszym dniu w teatrze czuła się bardzo dobrze, pomimo że próba trwała od 10 do 15. Dla Dominiki było to wielkie przeżycie…

Przed prezentacją...

— Przygarnęliśmy to biedactwo, bo stało na korytarzu — witają Fedorowicza najstar­si aktorzy Ludowego. Jerzy śmiejąc się wchodzi do garderoby, w której na środku stoi Dominika.

— Ale mamy śliczną młodziutką Julię — kontynuują starsi siwowłosi już koledzy Ju­lii. Część z nich jest już na emeryturze. Przyszli jednak dzisiaj na pierwszą próbę Romea i Julii. Może będą na coś przydat­ni…

Za chwilę wszyscy przechodzą na scenę, na której stoją nie rozebrane dekoracje z Poskromienia złośnicy — sztuki, która w Ludowym zrobiła w tamtym roku furorę. Aktorzy siadają za długim stołem przykry­tym zielonym suknem.

— Julka tutaj, koło Romea — dyryguje Fedorowicz. Jest cała ekipa?.. Wchodzi re­żyser Orzechowski. Za nim dziennikarze z telewizji.

— Nie wiedziałem, że telewizja będzie to kręcić. Będę się jąkał! Przygotowałbym się inaczej — mówi lekko zdenerwowany reży­ser. — Jest to pierwsza próba, tytaniczny wysiłek i potrzeba maksymalnego skupienia.

Jupitery jasno oświetlają środek sceny. W głębi za rampą widnieje czarna otchłań widowni.

Dwudziestu czterech aktorów zasiadło wo­kół zielonego stołu. Fedorowicz wita, zwłasz­cza bardzo serdecznie tych, którzy już są na emeryturze. Wszyscy się przydadzą… Orze­chowski uważa, że ubarwią epizody w jego przedstawieniu. Są przecież role muzyków, przygotowujących się do wesela, role miesz­czan. strażników, halabardników i oczywiś­cie gości na balu u Capulettich.

Fedorowicz prezentuje Julię — Dominikę Bednarczyk, skromnie siedzącą koło Piotra Urbaniaka — scenicznego Romea.

— Musicie ją wszyscy pokochać… Ja już ją kocham! — śmieje się Fedorowicz. Co prawda przekroczyła o rok limit wieku, ale jej doświadczenie w ruchu amatorskim spra­wia, że nie jest „zielona”.

— A gdzie grałaś? — pyta Orzechowski.

— W V Liceum Ogólnokształcącym — pada odpowiedź.

— No, to tam gdzie nasz dyrektor! Szmer aplauzu.

— Cóż, sam fakt, że do was mówi, już o czymś świadczy — śmieje się Fedorowicz.

Ballada o miłości i śmierci

Na zielonym suknie przed aktorami „lą­dują" role rozdawane przez Orzechowskiego.

— Kto się przyzna, że absolutnie nie zna Romea i Julii… — pyta znienacka Krzysz­tof. Ciszaaa… — Ja nie chcę tego czytać tu­taj od początku. Więc polecam ten przekład Barańczaka Romea i Julii jako lekturę do­mową. Chcę zrobić balladę o miłości i śmier­ci. Dlatego właśnie wybrałem ten przekład, chociaż warszawscy aktorzy, zwłaszcza ci starsi, wieszają na nim psy.

— Ja wolę Iwaszkiewicza… — słychać z boku sceniczny szept.

Śmiech!.. — No, z tym się nie spotka­łem!..

— Nie chcę robić sztuki o starych — kon­tynuuje Orzechowski. — Straszne dziadunie i babunie oraz ich konflikty. Pamiętajcie, że rodzice Julii, która ma lat czternaście, są młodzi. Matka Julii ma 28 lat!

— No to Baśka jest za stara — śmieje się któryś z kolegów Barbary Szałapak, która ma zagrać rolę matki Julii.

— A ile ma lat Romeo? — Właściwie nie wiadomo… Do tej pory twierdzono też, że mamka Julii to stara kobieta. Z tekstu jasno wynika, że Marta mogła mieć najwyżej 21 lat!..

— Ojciec Laurenty?! — najbardziej kon­trowersyjna obsada u Szekspira. Wygląda, że jest on starcem. Ale przez fakt, że będzie go grał Rafał Dziwisz równolatek Romea, mamy możliwość stworzenia czego nowego.

— Chciałbym, by ten dramat był opowieś­cią Laurentego. Widzianą z jego pozycji. Ta postać bowiem jest motorem i twórcą gro­bowca. I to ona ponosi największą porażkę.

Upływają minuty. Całe gremium zastanawia się nad nową, niespotykaną do tej po­ry w praktyce wystawiania Szekspirowskiej tragedii, koncepcją Orzechowskiego.

— Czytam to już po raz kolejny. Gdy uświadomimy sobie młodość bohaterów, uj­rzymy sprawy w nowym świetle. Przecież matka może w takim wypadku pozazdrościć córce wielkiej miłości do Romea — głośno myśli Fedorowicz. — A Romeo?— — to nie wizja kochanka. Jest to chłopak z krwi i kości. O, taki sam jak Urbaniak, któremu już oko błyska.

— Czy Julia od razu się w nim zakochała?.. Przecież to szałaputa i podrywacz — pyta ktoś zza zielonego stołu. — No właśnie, za­glądnijmy do tekstu…

— Dla mnie Julia jest bardzo ważna — zwierza się Orzechowski. Przecież ona z go­dziny na godzinę czuje się coraz starsza. Z rozpieszczonej jedynaczki robi się wyracho­wanym graczem, zwłaszcza względem mat­ki. Uważam, że jest to sztuka o samotnoś­ci i jej przełamaniu.

Dziwkarz przemienia się w romantycznego kochanka

Po przerwie aktorzy zaczynają czytać tek­sty. Pierwszy Rafał Dziwisz — jako oj­ciec Laurenty.

— Ten to ma już wprawę jako święty Fran­ciszek — śmieją się z Rafała koledzy. (Dzi­wisz grał w ostatniej sztuce w Ludowym rolę św. Franciszka z Asyżu).

— Jest wczesny świt. Na wózku jodzie Franciszek… Nie! Laurenty — poprawia się Orzechowski. Musimy się zastanowić nad ostatnim wierszem. Czy będzie on mówiony z  pozycji wędrowca, czy kuglarza wypuszcza­jącego gołębia? Laurenty proszę czytać tekst!

— Święty Franciszek poszedł przestawić samochód — śmieją się koledzy.

— No nie! Ja na początku się zabiję — stwierdza Orzechowski.

W scenie V Romeo zaczyna tekstem kla­sycznym dla podrywacza, skierowanym do każdej kobiety.

— Tak, tak!.. przecież on przychodzi na bal jako dziwkarz — twierdzi jeden z akto­rów. To pod wpływem Julii zmienia się w romantycznego kochanka. — W porządku!.. Ale musimy dojść do tego w jego roli.

— A Marta — mamka?! Czy jest bez winy?.. Wiadomo, jej życie w domu Juli! skoń­czy się w momencie zamążpójścia dziewczy­ny. Czy Marta jest stręczycielką?.. Czy jest to czysta postać, czy też nie?..

— Nad balem, na scenie wisi nuda i upał. Stare matrony czekają na jakąś aferę. Przecież to maleńka mieścina, w której roz­grywa się ten szekspirowski dramat…

Wymyśliłam „przestrzeń” i bruk na scenie

— Sam budynek i scena, na której odby­wa się tragedia, są mało plastyczne. Dlate­go wymyśliliśmy „przestrzeń” — mówi Elżbieta Krywsza — scenograf, przedstawiając kilka plansz z projektami. Przestrzeń sceniczna w tym przypadku wchodzić bę­dzie w widownię. Ten zabieg wydłuży scenę, chociaż jest bardzo skomplikowany.

Oglądam przedstawione projekty. Całość w odcieniach ciemnego brązu i czerni. Je­dynie gdzieś w oddali zarysowane złotą pastelą okno balkonowe.

Będziecie chodzić po płytkach kamien­nych — zwraca się do aktorów Orzechow­ski. — Konsternacja… — Jak to? — No oczywiście, płytkach wykonanych z żywicy. Takie wytłoczki imitujące bruk. Ale gdy na tym bruku zaterkocze wózek ojca Lauren­tego — to już coś się będzie działo. Coś cie­kawego na scenie!

— A co z kostiumami?.. — Tak, to naj­trudniejsze zadanie. Wyobrażają sobie państ­wo Romea w śmiesznych renesansowych pantalonach?.. Ryk na widowni i koniec dramatu!!! Kostiumy nie mogą być współ­czesne, ale też nie z ikonografii. Chciałbym, aby państwo pomyśleli sami nad kostiuma­mi. Oczywiście jest to zadanie dla kostiumo­loga. Ale może ktoś będzie miał ciekawy po­mysł — zachęca Orzechowski.

— Czy orkiestra będzie żywa, czy będzie scena łóżkowa?.. — padają pytania pod ad­resem reżysera…

A na scenie coraz zimniej. Telewizyjne ju­pitery. dające trochę ciepła, już wygaszono. Romeo idzie do garderoby po okrycie dla Julii, która siedzi na swej pierwszej życio­wej próbie zmarznięta na kość w lekkiej brązowej bluzeczce. — Dobrze, te przynaj­mniej Parysowi ciepło — komentuje Fedo­rowicz.

— A kiedy premiera? — No, pod koniec kwietnia! — pada odpowiedź.

Godzina 15 — koniec pierwszej próby Ro­mea i Julii w Teatrze Ludowym.

Julia zmęczona, ale radosna. Orzechowski jest zadowolony z pierwszej próby z Domi­niką — Julią.

— Masz balkon w domu? — zwraca się do niej żartobliwie.

— Mam, ale na siódmym piętrze.

— To nie! I tak będę pod nim wystawał.

Pomimo zmęczenia wybuchamy wszyscy śmiechem…

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji