Artykuły

„Romeo i Julia” czyli sztuka nie znosi słowa „nienawiść”

Tournée zorganizowali Kry­styna Kawczak-KutzDiet­mar Bausche z berlińskiego Theater Impulse. Grupa dała 3 przedstawienia: dwa w Essen i jedno we Freiburgu.

Romeo i Julia w opuszczonej kopalni

— Wyjechaliśmy z Polski 21 czerwca i pojechaliśmy do Wupestalu, gdzie mieszkaliś­my, a do Essen dojeżdżaliśmy na próby i przedstawienia. Graliśmy przy pełnej widow­ni, w domu kultury Zentrum Zeche Carl. W Niemczech jest bardzo dużo takich domów i  mieszczą się one zwykle w starych fabrykach. Ten, w którym występowaliśmy był w  opuszczonej kopalni, co stwa­rza świetne warunki do takich przedstawień jak moje — opo­wiada Jerzy Fedorowicz. — Na spektakle przyszło wielu mie­szkających w Niemczech Po­laków, gdyż tamtejsze radio podało informacje o nas w ca­łym Zagłębiu Ruhry. Niemiec­cy skinheadzi nie pojawili się — prawdopodobnie ze strachu przed Turkami. W Niemczech po ostatnich tragicznych wy­darzeniach panuje ogromne napięcie i strach. Wszyscy bo­ją się, że obie strony — nie­mieccy skini i Turcy — będą bezustannie walczyć ze sobą. Już teraz młodzież niemiecka, która nosi uniformy i różni się od tzw. normalnej młodzieży, bardzo boi się Turków. Po przedstawieniach zostawała cała publiczność! Kilkaset osób! Byli oczarowani naszą młodzieżą. Zresztą ja sam uważam, że moja grupa spra­wdziła się w każdej sytuacji w czasie tournée. Polacy bar­dzo przeżywali spektakle i po­czuli się wręcz dumni, że na­sza młodzież mogłaby służyć przykładem młodzieży nie­mieckiej. Na spotkaniach pyta­no przede wszystkim o to, w jaki sposób do nich dotarłem, czy się ich bałem, czy są to ra­dykalni skinheadzi. I z każdej dyskusji wyłaniało się piękne przesłanie, że sztuka nie znosi słowa „nienawiść”, ponieważ artystą może być tylko czło­wiek wrażliwy. A człowiek wrażliwy nie może nosić w sobie nienawiści.

Skini i punki kontra Carmen

Freiburg to stolica Szwarcwaldu, który nasi skinheadzi i punki znali z popularnego te­lewizyjnego serialu. Większość z nich nigdy nie była za gra­nicą. Grupa pokazała jeden spektakl w teatrze we Frei­burgu w czasie trwania tam festiwalu teatralnego.

— Graliśmy na małej sce­nie, a w tym samym czasie, na dużej, grano operę Bizeta Carmen. Nasi aktorzy, ub­rani w stroje swoich formacji, aby przedostać się z jednej strony sceny na drugą, musieli wyjść do foyer i przebiec tamtędy. A w foyer było mnó­stwo elegancko ubranych go­ści, którzy przyszli na operę… I nagle, tuż przed ich nosem, przebiegł tłum skinów! śmieje się Fedorowicz — We Freiburgu przyjęto nas fan­tastycznie! W tamtejszych ga­zetach ukazało się mnóstwo artykułów o nas, a radio ber­lińskie przygotowało specjal­ną, godzinną audycję. Nawią­zaliśmy serdeczne kontakty, które, być może, zaowocują w przyszłości.

Do Krakowa wracali przez Czechy.

Postanowili zwiedzić Pragę.

— Na ulicach wzbudzaliśmy ogromne zaciekawienie — kończy opowieść dyrektor Te­atru Ludowego. W Niemczech patrzono na nas jak na „dziwowisko”! We Freiburgu jest bardzo dużo punków, także nasze rodzime punki świetnie się tam czuły. Stres przeży­wali skinheadzi, bo jednak ca­ły czas czuje się tam ogrom­ne napięcie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji