Włączeni do gry
"Nowy ład świata" w reż. Piotra Szczerskiego w Teatrze im. Żeromskiego w Kielcach. Pisze Agata Niebudek w Echu Dnia.
Premiera jednoaktówek Harolda Pintera w kieleckim Teatrze imienia Stefana Żeromskiego
Spektakl zaczyna się na teatralnym dziedzińcu, na którym uczestnicy zostają podzieleni na trzy grupy. Każda z nich, pokonując labirynt schodów i korytarzy, ogląda po kolei cztery spektakle. Reżyser Piotr Szczerski wybrał cztery jednoaktówki Pintera: "Dworzec Victoria", "Nowy ład świata", "Jednego na drogę" i "Górski język".
Byłam w grupie czarnych, potem nagle znalazłam się wśród białych. Czy tego chciałam, czy nie. Nikt nas nie pytał, którą drogą chcemy iść. Smutny mężczyzna w czarnym uniformie poprowadził nas ciemnymi schodami.
Przyjazny, kameralny budynek kieleckiego Teatru imienia Stefana Żeromskiego nieoczekiwanie zamienił się w zimne i ciemne wnętrze, pełne złowrogich zakamarków. Ci, którzy do tej pory zasiadali w wygodnych fotelach i to, co dzieje się na scenie obserwowali z bezpiecznej perspektywy widowni, tym razem wyruszyli w wędrówkę. Przypominają więzienny koszmar. Najnowsza propozycja kieleckiej sceny - spektakl "Nowy ład świata" jest bowiem próbą włączenia widza do gry, postawienia go w centrum wydarzeń. A że owe wydarzenia przypominają więzienny koszmar... No cóż - taki właśnie świat maluje ubiegłoroczny laureat literackiej Nagrody Nobla - Brytyjczyk Harold Pinter. To pisarz pozbawiony złudzeń i choćby najmniejszej krzty sympatii do tego wszystkiego, co nas otacza. Pinter mówi jasno - świat jest zły, świat to więzienie, w którym jeden człowiek bez skrupułów niszczy drugiego. I właśnie tej wizji zniewolenia została podporządkowana kielecka inscenizacja. Widzowie niczym aresz-tanci wędrują po całym teatrze pod czujnym okiem strażników zaopatrzonych w pałki. Nikomu nie wolno zboczyć z drogi czy też odłączyć się od grupy.
Rzecz cała zaczyna się na teatralnym dziedzińcu, na którym niczym na obozowej rampie uczestnicy widowiska zostają podzieleni na trzy grupy. Każda z nich, pokonując labirynt schodów i korytarzy, ogląda po kolei cztery spektakle. Reżyser przedstawienia Piotr Szczerski wybrał cztery jednoaktówki Pintera: "Dworzec Victoria", "Nowy ład świata", Jednego na drogę" i "Górski język". Ta ostatnia wydaje się najmocniej przemawiać do widzów i to nie tylko dlatego, że stają oni z aktorami niemalże twarzą w twarz. Kiedy Mirosław Bieliński (znakomicie grający bezwzględnego, cynicznego strażnika więziennego) przechodzi obok widzów, ma się wrażenie, że za chwilę wywoła któregoś z nich. I co wtedy?
Mechanizm systemu "Górski język" pokazuje w lapidarnym, symbolicznym skrócie mechanizm działania totalitarnego systemu - bezsens zakazów, siłę tych, którzy mają władzę i bezbronność ludzi, którzy znaleźli się po drugiej stronie. Jakże przejmującą postać stworzył Janusz Głogowski, który w krótkim epizodzie pokazał cały bezmiar ludzkiego cierpienia. W krótkim dramacie "Jednego na drogę" też jesteśmy w więzieniu, ale tym razem zaglądamy do pokoju przesłuchań, gdzie rządzi z pozoru dobroduszny śledczy, a w rzeczywistości potwór w ludzkiej skórze (Paweł Sanakiewicz). I znów naprzeciw niego staje nieme, ludzkie cierpienie, któremu w żaden sposób nie da się ulżyć. Rzeczywistość przesłuchania powraca jeszcze w jednoaktówce "Nowy ład świata", natomiast w "Dworcu Victoria" przenosimy się w wir wielkiego miasta, gdzie tak łatwo się zagubić i stracić poczucie rzeczywistości. Nie wiem, czy wybór tego ostatniego utworu był trafny, bo wyłamuje się on z więziennej konwencji trzech pozostałych utworów. Ale może z drugiej strony właśnie o to chodziło. Być może reżyser chciał pokazać, że koszmar człowieka trwa nie tylko tam, gdzie jest bity i poniżany. Ludzie od cierpienia uciec nie mogą, dopadnie ich ono i osaczy wszędzie.
ODBIEGA OD STANDARDU
Kielecka inscenizacja jednoaktówek Pintera z pewnością może liczyć na widzów, którzy przyjdą do teatru choćby z ciekawości, by zobaczyć coś odbiegającego od standardu. A przy tym mogą liczyć na sporą dawkę grozy i podróż w świat koszmaru. I choć wszyscy wiemy, że to "tylko" teatr, to jednak jakoś momentami robi nam się nieswojo.