Artykuły

Flirtowanie Zbigniewa Zamachowskiego

- Ponieważ mam 45 lat, nie będę ukrywał, że w pewnym momencie życia ze zdumieniem odkryłem, że owszem, tak, wygląda na to, że podobam się kobietom - mówi ZBIGNIEW ZAMACHOWSKI, aktor Teatru Narodowego w Warszawie.

Co żona mówi rano?

- Obudź dzieci.

Tak od razu?

- Jesteśmy zmęczeni pracą, zasypiamy późno. Kiedy się budzimy, też jest już późno i od razu przechodzimy do działań.

Nie ma rytuałów?

- Zaniedbuję to ostatnio. Zapominam na przykład o urodzinach Oli. Nie zapominam o rocznicy ślubu, bo to jest też data urodzin naszego drugiego syna, ale nie zawsze kupuję kwiaty na urodziny. I mam to sobie za złe. Choć w tym roku na przykład pamiętałem.

Napisałeś do niej kiedyś list?

- Nie. Wysyłam SMS-y.

Co w tych SMS-ach?

- Zwykle coś zabawnego. Kiedy pracowałem na planie 'Zmruż oczy', nie było mnie przez miesiąc. Dała sygnał, żebym może wymyślił coś poważniejszego. Napisałem: 'Pewien aktor poeta (no, ślicznie) miał raz żonę, co tylko lirycznie chciała, by do niej słał SMS-y, a wał ów z uporem jej słał ironicznie'.

Ale potrafisz pisać liryczne listy?

- Zdarzało mi się. Mam nawet jeden do tej pory, bo go nie wysłałem. Kiedyś rozstawałem się z dziewczyną albo raczej - sądząc z treści listu - ona ze mną. Pisałem, pijąc obficie alkohol. List ma wszystko, co mieć powinien na początku, w miarę składne zdania, wykładnię myśli, którą chciałem przeprowadzić, po czym ona się gubi, po niej gubią się litery, a potem już wszystko, bo autor stracił kontakt z rzeczywistością.

Dlaczego nie wysłałeś?

- Wysłałabyś taki list? Napisałabyś na nowo? To, co miałem napisać, już napisałem. To rozstanie było nieuchronne, ale uważałem, że trzeba je skomentować, coś powiedzieć. Jednak kiedy przeczytałem próbę komentarza, doszedłem do wniosku, że jest nieudana. Jest taki wiersz Ewy Lipskiej 'Ostatnie słowo'. O tym, że właściwie czasem nie warto nic mówić, bo to może bardziej zranić, niż przynieść jakiś pożytek. Lepiej zostawić milczenie. 'Ostatnie słowa mogłyby nas zawieść, nieostrożne mogły zawadzić o czas przyszły, mogłyby nic nie mieć do powiedzenia '

Komu zazdrościsz, że jednak wiedziałby, co napisać?

- Jeremiemu Przyborze i Jerzemu Wasowskiemu. Ich piosenka 'Pejzaż bez ciebie' doskonale opisuje stan, który towarzyszy człowiekowi, kiedy ktoś odchodzi. Takim samym arcydziełem jest 'Nie opuszczaj mnie' Brela. Mam nagrany program z fragmentami różnych jego koncertów. Na samym końcu - 'Ne me quitte pas'. Brel gdzieś w studio, czarno-białe nagranie. Młynarski powiedział kiedyś, że kiedy ten tekst śpiewa kobieta, to jest bardzo smutne, a kiedy mężczyzna - tragiczne.

Kiedy mężczyzna śpiewa 'Nie opuszczaj mnie', to jest tragiczne, a jak kobieta - nie bardzo?

- Nie wiem, co czuje porzucona kobieta, ale śmiało mogę powiedzieć, że wiem, co czuje porzucony mężczyzna.

Co?

- To, co napisał Brel. 'Chcę, gdy złoty krąg słońca wzejdzie, być co dnia cieniem twoich rąk, cieniem twego psa'.

Zdarzyło Ci się, że miałeś do przekazania kobiecie jakieś uczucie i nie wiedziałeś, co powiedzieć?

- Wielokrotnie. Myślę o sobie jako o kimś nieśmiałym, a byłem jeszcze bardziej nieśmiały. Jako nastolatek zachwyciłem się wierszami, jakie Baczyński pisał dla żony Basi. Potem przypadkowo gdzieś w bibliotece w Brzezinach trafiłem na epifanie Joyce'a i długo byłem pod wrażeniem. Tak odkrywałem sposoby, jak opisać uczucie. Ale kiedy trzeba było wyznać - nawet nie powiedzieć: 'Kocham cię', bo to nie jest takie trudne w gruncie rzeczy, ale powiedzieć coś prawdziwego, wiarygodnego - to nie było takie proste.

Co wtedy?

- Raz się udawało, raz nie.

Jak się nie udawało? Mówiłeś coś głupiego czy nic nie mówiłeś?

- Wszystko naraz. Próbowałem, nie wychodziło, w końcu nie powiedziałem niczego. Wydawało mi się, że nie umiem. Że to nie jest odpowiedni czas, miejsce, słów brakuje, spojrzeń. A bywały momenty, w których było to tak prawdziwe, naturalne, że nie było z komunikacją, jeśli chodzi o uczucie miłości, najmniejszych problemów.

Była taka dziewczyna, która nic nie mówiła?

- To było pierwsze zakochanie. Bezwzględnie miłość, choć miałem 11 lat, a ona 12. Spotkaliśmy się szpitalu w Skierniewicach. Wszystkiego mogłem się spodziewać po szpitalu, ale nie tego, że poznam dziewczynę i zakocham się. Pomiędzy dwoma łóżkami odbywał się rodzaj przedziwnej chemii. W dodatku wszędzie pachniało chlorem i jodyną, co też było przemiłe. Byliśmy dość mocno przetrąceni przez chirurgów, ale to uczucie budzenia się i zasypiania w stanie astralnym jest warte wszystkiego na świecie.

Potem przyszła miłość związana z długimi rozmowami i odkrywaniem drugiego człowieka, który był w dodatku kobietą. Nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się to z kumplem. Ta dziewczyna mieszkała w tym samym bloku, tylko na jego drugim końcu. Miała rude włosy. Tak zwana burza włosów. Jedynym sposobem zwrócenia na siebie uwagi było długie wiszenie na trzepaku. Zadziałało. Spotykaliśmy się dwa lata. Pamiętam taką piękną uliczkę z topolami na skraju miasta, którą spacerowaliśmy.

Napisałeś takie haiku: 'Pocałunki. Takie żałosne, już nieaktualne. Nigdy bym nie pomyślał, że zacznę się starzeć od ust'. O czym to jest?

- O miłości.

Konkretniej.

- Nie da się.

Coś musiało być punktem wyjścia.

- Zdecydowanie. Ale wolałbym nie wdawać się w szczegóły. Może coś innego zacytuję?

Proszę.

- 'Urosło mi pod mostkiem słońce i świeci. Wyhoduj na dłoni kształt mojego policzka. Boli?'

O jakiej to dziewczynie?

- Nie powiem, o jakiej dziewczynie, bo boję się, że nie pamiętam, ale pamiętam uczucie zakochania, jakie temu towarzyszyło. To rzeczywiście uczucie słońca, które pojawia ci się w zupełnie niespodziewanym miejscu. Raz bywało, że zaświeciło i zgasło, innym razem świeciło dłużej albo wbrew zasadom astrofizyki świeciły dwa.

Jesteś kochliwy.

- Kiedyś się często zakochiwałem. Teraz już nie. Myślę, że to zrozumiałe.

Dlaczego?

- Bo co z tym uczuciem zrobić, kiedy ma się żonę i czwórkę dzieci? Zmarszczyłaś czoło. No.

Nie wiem.

- Niełatwo jest uczucie miłości przyjąć ze strony drugiej osoby. Zaakceptować, rozpoznać, nazwać. Czasem się od niego ucieka, bo może być siłą, która zniszczy coś ważnego.

To oczywiste.

- A co byś chciała usłyszeć nieoczywistego? Podziwiam Jana Nowickiego, że ma taką otwartość i odwagę mówienia o dziewczynach, miłości, mimo że jest wiele lat związany z jedną kobietą. Ale ona ten stan rzeczy nie dość, że akceptuje, to myślę, że jest to pewną właściwością ich związku.

Może on jest miłym gawędziarzem, który tylko opowiada o dziewczynach, które mu się podobają?

- Wielce prawdopodobne. Choć tego się na szczęście nie dowiemy.

Dowiemy się, czy lubisz flirtować?

- Tak. No Tu mnie masz.

Podobasz się kobietom. To jest aż dziwne.

- Bardzo mi miło, że tak mówisz. Powinienem teraz zaprzeczyć albo zażartować. Ale mnie też to dziwi. A ponieważ mam 45 lat, nie będę ukrywał, że w pewnym momencie życia ze zdumieniem odkryłem, że owszem, tak, wygląda na to, że podobam się kobietom. Mimo że wokół mnie zawsze było mnóstwo dużo atrakcyjniejszych kolegów. Choćby z racji zawodu, bo tu jednak garbatych nie przyjmują. Odkryłem to i wiem.

A wiesz dlaczego?

- Nie. Mogę wykonać teraz autoanalizę.

Myślałam, że wiesz i tym grasz.

- Istnieje coś takiego jak wdzięk. To okropne mówić o sobie, że ma się wdzięk. A myślę, że wdzięk jest czymś, co działa na kobiety. I myślę, że jestem we właściwych proporcjach dowcipny.

Jest mnóstwo mężczyzn, którzy mają wdzięk, są dowcipni i co?

- Po tej rozmowie dowiem się, dlaczego mam powodzenie u kobiet, tak?

Wiesz, co powiedzieć. Dla kobiety to bardzo ważne, żeby usłyszała to, co chce usłyszeć.

- To nie jest element świadomej gry. Nie jest to strategia.

Dlatego działa. Prowadzisz jakieś gry?

- Co do tego mam o sobie nie najlepsze zdanie. Fenomenalnymi strategami są kobiety. To one nas prowadzą. Można próbować zainteresować sobą kobietę i wtedy nawet prowadzić pewną strategię, ale potem ona przejmuje stery. Trzeba wsłuchać się w kobietę, a nie siebie eksponować. Mówimy o flircie, oczywiście.

Dałeś się kiedyś nabrać?

- Nie do tego stopnia, żeby to miało fatalny skutek dla mojego życia. Nigdy na szczęście. Ale parę razy miałem wrażenie, że zostaję wmontowany w jakąś strategię, która może być niebezpieczna. Wtedy moją strategią było się wystrategicznić.

Jako mąż i ojciec.

- Nie, w ogóle kiedy zaczynam prowadzić flirt, to nie po to, żeby on się zmienił w coś na serio. Dopóki to jest gra, im bardziej jest zabawna, tym fajniej. Kiedy orientuję się, że z drugiej strony to może zamienić się w uczucie, a ja nie dążę do tego, wtedy należy się czym prędzej wycofać.

Bo im później, tym bardziej jest to bolesne.

- To jesteś dżentelmenem.

Jakkolwiek to o mnie świadczy, sam, we własnym sumieniu, do zimnych drani się nie zaliczam.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji