Artykuły

Był opiekunką do dzieci

- Dużo łatwiej przychodzi mi granie postaci delikatnych, wrażliwych niż bandziorów. A tak naprawdę czuję się aktorem komediowym - mówi warszawski aktor WITOLD WIELIŃSKI.

Witold Wieliński. Gra role drugoplanowe, ale jego charakterystycznej postaci trudno nie zapamiętać. W serialu "Warto kochać" jest sympatycznym piekarzem Alkiem. Reżyserzy filmów fabularnych również chętnie zapraszają go do współpracy. W kinach możemy go oglądać w głośnym "Placu Zbawiciela" Joanny Kos i Krzysztofa Krauzego, a ostatnio zakończył zdjęcia do "Benka" Roberta Glińskiego.

Czy grany przez Pana Alek przekona się wreszcie, że warto kochać?

- Wprost przeciwnie. W życiu mojego bohatera nastąpi prawdziwa rewolucja. Z Paryża przyjedzie z dziewczyną, która okaże się - mówiąc delikatnie - postacią bardzo kontrowersyjną. Nie mogę za dużo ujawniać, lecz Alek ulokuje swoje uczucia w niewłaściwym obiekcie.

Muszę przyznać, że współczułem Panu na planie "Na dobre i na złe", gdzie z Kevinem Aistonem gracie strażaków. Cały dzień cięliście wrak samochodu.

- Pamiętam, jak wtedy kapał z nas pot... Ale w "Na dobre i na złe" chyba znacznie trudniejsze do zniesienia było dla mnie to, że trzy dni spędziłem w łóżku jako człowiek poparzony i oklejony na twarzy jakimś potwornym mazidłem, które później godzinami z siebie ścierałem. Aktorstwo to momentami trudne zajęcie, aczkolwiek narkotyczne i przyjemne.

Wygląda, że fizycznie jest Pan przygotowany na trudne momenty.

- Tak? Raczej jestem w ustawicznej walce z nadwagą. Kiedyś uprawiałem dużo sportów i pewnie gdybym ostro popracował, byłbym może nowym Arnoldem Schwarzeneggerem. Ale na to jestem zbyt leniwy.

Chyba dużo czasu poświęcał Pan również muzyce?

- Tak, gram na kilku instrumentach. Bo tak naprawdę zawsze chciałem być frontmanem zespołu rockowego. W czasach licealnych marzyłem o występie w Jarocinie. Rodzice nie podzielali tych marzeń. W szkole muzycznej uczyłem się gry na fortepianie, a potem na klarnecie. A w zespole opanowałem grę na perkusji i gitarze.

Co Pan robi, gdy nie ma pracy?

- Po prostu wyjeżdżam. Dwa lata spędziłem w Londynie i dwa kolejne w Rzymie. Dzięki temu nieźle mówię po angielsku i włosku. We Włoszech poprzez prasowe ogłoszenie znalazłem pracę jako opiekunka do dzieci. Okazało się, że moim pracodawcą był jeden z najlepszych tamtejszych operatorów filmowych. Zaowocowało to nawet niewielką pracą w filmie. W tamtych czasach nie było to proste, bo nie należeliśmy jeszcze do Unii, co stwarzało różne formalne bariery. Teraz odnawiam tamte kontakty.

Nie wkurza Pana, że obsadzają Pana często w rolach bandziorów?

- Wydaje mi się, że ostatnio wychodzę z tych ról. Ktoś wreszcie zauważył, że mogę też grać ciepłych facetów. Sam to obserwuję po sobie, że dużo łatwiej przychodzi mi granie postaci delikatnych, wrażliwych niż bandziorów. A tak naprawdę czuję się aktorem komediowym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji