Artykuły

Czy ty to ja? Czy ja to ty

Obydwie zdążyły się już przyzwyczaić. Nawet gdyby ktoś, wiedząc o zbieżności imion i nazwisk, bardzo starał się nie pomylić obu aktorek, miałby poważny kłopot - o aktorce Katarzynie Zielińskiej z Teatru Powszechnego z Warszawy i Katarzynie Zielińskiej współpracującej z teatrami: Syrena, Kwadrat i Rampa w Warszawie pisze Agnieszka Litorowicz-Siegert w Twoim Stylu.

Poniedziałek. Kino, sam środek seansu, w torebce Kaśki dzwoni komórka. Nieznany numer. Takie zawsze odbiera, to może być jakaś nowa propozycja. Szeptem do słuchawki: Naprawdę?! Super! Strasznie się cieszę! Szarpie za rękaw swojego chłopaka siedzącego obok: - Kuba, dostałam rolę w "Camera Cafe", wychodzimy, trzeba to oblać! - wypadają z kina, Kaśka podniecona, jutro ma się stawić na pierwszą przymiarkę kostiumów. Wtorek. - Przepraszam, pani w jakiej sprawie, na pewno do nas? - kostiumografka jest zdziwiona. Kaśka też. Już czuje, co się święci. Znowu! Wybiera dobrze znany numer: - Starałaś się o rolę w "Camera Cafe"? Tak? No to ją dostałaś. Ładną sukienkę ci przyszykowali na pierwsze zdjęcia.

KOMEDIA POMYŁEK

Osoby: Katarzyna Zielińska [na zdjęciu], absolwentka krakowskiej PWST, od kilku lat w Warszawie, aktorka Teatru Syrena, Kwadrat, Rampa, gra w serialu "Klan". Brunetka, szczupła, średni wzrost, znak zodiaku Panna.

Katarzyna Zielińska, absolwentka Akademii Teatralnej w Warszawie, aktorka Teatru Powszechnego, gra w "Egzaminie z życia". Blondynka, drobna, niewysoka, Panna. Warszawa 2003 rok. Finał Ogólnopolskiego Festiwalu Sztuki Estradowej. "Ale tłum, ale tłum, czarna noc, biały rum, złote stosy pomarańczy" - za kulisami Kaśka z Krakowa powtarza gorączkowo słowa piosenki Osieckiej.

- Denerwowałam się, od tego występu dużo zależało. Chciałam przenieść się do Warszawy, liczyłam, że zauważy mnie ktoś ważny na widowni, zaproponuje rolę. (Nie przeliczyła się, po występie Andrzej Strzelecki zaangażował ją do "Złego zachowania"). Dodatkowy stres: wiedziałam, że na widowni będzie ona, Kaśka. Ta z Warszawy. Wiedziałam, że chce mnie poznać, że jest dwa lata młodsza, zdolna. I pojęcia nie miałam, jak wygląda. Wyszłam na scenę, pierwszy rzut oka na publiczność, w pierwszym rzędzie jasnowłosa krucha osóbka o wesołych oczach. "To musi być ta", pomyślałam. Nie pomyliłam się. Kaśka z Warszawy: - Słyszałam o niej, że dobrze śpiewa, ma talent aktorski, temperament. Na scenie to potwierdziła. Poszłam po koncercie za kulisy. Przedstawił nas sobie wspólny znajomy: "Katarzyna Zielińska, a to Katarzyna Zielińska". Nie było czasu na rozmowę, ale postanowiłyśmy spotkać się za kilka dni.

- A pamiętasz? - wchodzi jej w słowo Kaśka z Krakowa. - Zaproponowałaś Chimerę, dorabiałaś tam wtedy jako barmanka. "Chimera?, dziwiłam się, przecież to moja ulubiona knajpka, tyle że w Krakowie!". Zbieg okoliczności? Okazało się, że dopiero pierwszy z wielu, które miały nastąpić.

Warszawa, dwa lata temu. Warszawska Kaśka przegląda kalendarz, dziwi się: Łazarkiewicz powinien już dzwonić. Byli umówieni na czytanie przez Kaśkę felietonów z "Gazety Wyborczej" w Polskim Radiu, Piotr Łazarkiewicz reżyseruje. W tym samym czasie u drugiej Zielińskiej na sekretarce wiadomość: - Proszę przyjść jutro na Malczewskiego, czekam o dwunastej. Radio? Coś nowego, tyle fajnych rzeczy spotyka ją po przenosinach do Warszawy. Oddzwania. Reżyser sprawia wrażenie zdezorientowanego.

- No owszem, jestem umówiony z Kasią Zielińską... Ale chyba nie z panią... My się w ogóle znamy? Aha, Kaśka już rozumie. - Ja też jestem Zielińska. Katarzyna Zielińska - oświadcza. - Ups - Łazarkiewicz zmieszany.

- Zielińska, mówi pani? Taak... Właściwie... Głosy macie podobne, może spróbujemy? Zapraszam jutro do studia... Dziś Kaśka śmieje się. - Osoby, które nas mylą, są zazwyczaj w sytuacji gorszej od nas. Bo jak wybrnąć z takiego qui pro quo?

- Jakoś wyrównuje nam się bilans pomyłek, raz stratna jestem ja, raz Zielina (tak Kaśka krakowska nazywa imienniczkę). - Ostatnio ja - mówi warszawska. - Taka sytuacja: czekam na tantiemy za kilka epizodycznych ról.

Chcę sobie kupić upatrzony śliczny płaszczyk. A pieniędzy nie ma. Idę do ZAiKS-u. I słyszę: Pani Zielińska? Pieniądze poszły na konto już dawno. Nie dostała pani? Okazało się, że wypłatę jakimś cudem przekierowano na konto drugiej Zielińskiej. Jasny gwint. Po tygodniu sprawę wyprostowali, ale płaszcza już nie było.

ZMIANA RÓL

Rok temu. Kolejny przegląd piosenki aktorskiej. Dzwonią do Kaśki. Tej z Warszawy. - Pani Kasiu, umowa: nie musi pani przechodzić przez eliminacje, śpiewa pani od razu w finale, pasuje? Kaśka: - Jasne, że pasowało. Wprawdzie coś mi tutaj nic grało, ale skoro mnie ta cała rywalizacja omija, świetnie! Why not? Za kilka dni zmieszany głos w słuchawce: - Nastąpiło nieporozumienie. Chodziło nam o tę drugą Katarzynę Zielińską, proszę się nie gniewać, zapraszamy do pierwszego etapu... Obydwie zdążyły się już przyzwyczaić. Nawet gdyby ktoś, wiedząc o zbieżności imion i nazwisk, bardzo starał się nie pomylić obu aktorek, miałby poważny kłopot. Kaśka krakowska otwiera laptop, wstukuje w wyszukiwarce swoje imię i nazwisko. Pojawia się jej życiorys. To znaczy życiorys jej, ale zdjęcie tej drugiej. Klika na inny adres, odwrotnie, to ona firmuje twarzą zawodowe dokonania koleżanki. - To nie koniec - mówi i otwiera kolejną stronę. - Obie bardzo lubimy tę wersję - śmieje się. - Tutaj autor zebrał największe sukcesy zawodowe moje i drugiej Kaśki, taki miks. Można to zaliczyć każdej z nas. Kaśki śmieją się z nieporozumień, dopóki te nie utrudniają im życia.

Gorzej, jeżeli konsekwencje zamieszania z nazwiskami dotykają innych. Kaśka z Krakowa: - Niedawno w Teatrze Telewizji zapowiadano pewien spektakl z udziałem Katarzyny Zielińskiej. Zwiastuny usłyszał mój mistrz, krakowski reżyser Leopold Kozłowski. Wie, że zawsze zależy mi na jego opinii, więc celowo rozsiadł się przed telewizorem, żeby obejrzeć sztukę. Potem dzwoni i mówi: siedzę tak, siedzę, wypatruję cię, a tu nic. Wyrzucili cię z obsady w ostatniej chwili, co tam przeskrobałaś? Przeprosiłam, wyjaśniłam, ale było mi głupio. Kaśka z Warszawy: - Moi znajomi zobaczyli moje nazwisko na plakatach spektaklu "Stalowe magnolie" w Teatrze Syrena. Wybrali się specjalnie dla mnie, chcieli mi zrobić przyjemność, kupili kwiaty. I co? Zielińskiej nie ma! Znaczy jest, tylko nie ta. Obłęd. Kaśki ciągle próbują z nim walczyć. Krakowska mówi: - Ktoś nam poradził, żeby jedna z nas używała drugiego imienia - wybuchają śmiechem jednocześnie. - Okazało się, że obydwie mamy na drugie Maria! Więc ograniczyłyśmy się do tego, że koleżanka dodaje sobie na plakatach po Katarzynie Maria. - Ale to niestety trochę pretensjonalne. Znajomi czasami mówią dosadnie: "Spektakl był świetny, Katarzyno Mario". Obie powoli mają dość. Kaśka z Warszawy: - Rok temu spotykamy się na winku, ale widzę, że Kaśka smutna, blada, nie do życia. Zupełnie jak ja. Coś się stało? - pytam. Ona na to, że kilka dni wcześniej rozstała się z chłopakiem. Po dwóch latach. - A ja w śmiech - dopowiada Kaśka z Krakowa. - Czego się śmiejesz, głupia? - mówię, a Kaśka tłumaczy, że niemal tego samego dnia dramatycznie zakończyła swój, również dwuletni, związek z pewnym przystojniakiem! - Wtedy uznałyśmy, że najwyższy czas jakoś odczarować los. Musimy wyraźnie zakomunikować światu: ona to nie ja! Niech nas zobaczą: że chociaż tak samo się nazywamy, jesteśmy przecież różne. Postanowiłyśmy zrobić razem spektakl. Z nami w głównych rolach. Chciałyśmy, żeby były w nim piosenki o życiu, trochę o nas, o tym, jak się splatają losy, jak układają zbiegi okoliczności. Mamy już trzy składy muzyków, jak tylko znajdziemy salę, startujemy. Był jeszcze plan, żeby poprosić do współpracy pewną młodą scenarzystkę. Nazywa się... Katarzyna Zielińska! Ale odpuściłyśmy. Chyba już nikt by tego nie wytrzymał.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji