Artykuły

Jazda z trójkątem

Napisana ponad czterdzieści lat temu komedia To nie była piąta, to była dziewiąta to najlepiej w Polsce znany utwór włoskiego dramatopisarza Aldo Nicolaja (1920-2004), autora kilkudziesięciu sztuk z pogranicza teatru absurdu i obyczajowego. Niektórzy pamiętają może jej zręczną ekranizację sprzed kilkunastu lat przygotowaną przez Edwarda Dziewońskiego, z Ewą Gawryluk, Arturem Żmijewskim i Krzysztofem Wakulińskim – w tamtym okresie niemal etatowymi aktorami teatru telewizji. To pogodny samograj, rodzaj beztroskiej zabawy, w której wszelkie nieprawdopodobieństwa tylko wzmagają pragnienie kolejnych – recenzuje Piotr Olkusz dla teatralny.pl.

Bruno i Ewa poznają się na plaży. On to trzydziestoletni tłumacz kabinowy, zwykle w służbowych rozjazdach od konferencji do konferencji, ona – trzydziestolatka szukająca, przynajmniej tam, na piasku, chwili samotności. Bruno przyjechał nad morze pierwszy, parkując swój niedawno kupiony samochód na poboczu. Ewa przyjechała tuż po nim… taranując auto Bruna. Przez przypadek. Z nonszalancji. Z nieuwagi będącej w jej wypadku stanem permanentnym. „Ewa – usłyszymy później ze sceny – nie widzi przeszkód w życiu: co dopiero na drodze”.

I oczywiście wiemy, że Bruno i Ewa się pokochają, ale zanim dojdzie do wyznania miłości, Bruno trafi do szpitala, przed sąd, do więzienia, do psychiatryka… Wszędzie dostanie się z powodu Ewy, która – choć pozornie niedostosowana do życia – dziwnym zrządzeniem losu zawsze spada na cztery łapy. Aldo Nicolaj mnoży absurdy, czyniąc z każdego spotkania dwojga bohaterów preludium do jeszcze większej katastrofy. A gdy już będziemy pewni, że nic dziwniejszego zdarzyć się nie może… Ewa poprosi Brunona, by zlikwidował jej męża. Zlikwidował, czyli zastrzelił. Bo się znudził? Bo przestał na nią zwracać uwagę? Bo kupuje brzydkie krawaty? Czy to ważne?

Spektakl z Teatru Małego opowiada tę fabułę ze słoneczną pogodą. Krótkie scenki – kolejne kroki do szaleństwa Brunona – są prostymi obrazkami pełnymi humoru, przeplatanymi – w wyciemnieniach – włoskim szlagierami nienachalnie sączącymi się z głośników. W prostej i umownej scenografii gra się tu prosto i umownie, trochę jak w kabaretowych skeczach, obficie korzystając z bon motów Nikolaja. Bruno (Rafał Dąbrowski) jest dowcipny w tej swojej ciągłej bezradności i naiwności, Ewa (Magdalena Drewnowska) skutecznie ogrywa rolę beztroskiej egocentryczki, wychodzącej z opresji siłą własnego wdzięku. Gdy jednak poznamy jej plan likwidacji męża (Witold Łuczyński), Ewa przerodzi się w postać przerażająco bezwzględną – czyli do tej pory tylko udawała?

Oczywiście nie ma w tym wszystkim miejsca na jakieś psychoanalityczne studium przypadku czy na pogłębioną refleksję na jakikolwiek temat. Włoski dramatopisarz nie miał takich ambicji i na szczęście nie ma ich też reżyser (Mariusz Pilawski). Aldo Nikolaj wykorzystał dobrze sprawdzone chwyty, będące podstawą niezliczonej ilości komedii o trójkątach małżeńskich. Beztroska żona, z pustą głową i pełną – dzięki bogatemu mężowi – portmonetką, to typ panienki, o której opowiada się w dowcipach o blondynkach. Mąż i kochanek – gdy już się poznają –  oczywiście się zaprzyjaźnią, bo przecież mają tyle wspólnych zainteresowań… Od astronomii po fascynację symfoniami Beethovena (stąd tytuł sztuki).

Czy przysłowiowy pistolet wystrzeli? Odpowiedź na to pytanie też można przewidzieć, ale przecież takich komedii nie ogląda się dlatego, by dowiedzieć się czegoś, czego się nie wie. Ten spektakl adresowany jest głównie do tych, którzy – jak jeden z bohaterów „Rejsu" – lubią to, co już znają.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji