Artykuły

Pokolenie porno całkiem obnażone

Co czeka sztuki z kręgu Pokolenia porno? Obawiam się, że jest to krzyk jednego sezonu, a już za parę miesięcy nasi kreatorzy spróbują nam wepchnąć coś nowego. Nowa polska dramaturgia i nowa polska literatura miały nas umieścić w czołówce Europy. Miały pokazać, że my nie gorsi. Chcieliśmy dobrze, a wyszło jak zawsze. Marcel Reich-Ranicki odmówił zajmowania się nową polską powieścią uznając, że jest zbyt wulgarna i ponura, a więc raczej nie nadająca się do czytania. U nas ta kloaczna sztuka wciąż w łaskach. Miał rację stary Fredro: To dziś wdzięczne, modne, ładne, co zabójcze, co szkaradne - dramaturgiczne mody ostatnich sezonów tropi Tomasz Mościcki. Na zdjęciu: "Pokolenie porno i inne niesmaczne utwory teatralne" - antologia dramatu w oprac. Romana Pawłowskiego.

Koniec sezonu, rozleniwienie i myśl, za którą kiedyś się karciłem, a dziś powracanie do niej zaczyna mi sprawiać nieznaną niegdyś przyjemność - w teatrach szykują się już do letnich urlopów. Trochę odpoczynku od polskiego teatru, który ledwo zipie. Co przyniesie nowy sezon? Od kilku dobrych lat życie kulturalne w naszym kraju przypomina wybieg dla modelek lansujących nową modę. Na ogół niewiele z tego zostaje, nasza kultura od kilku już dobrych lat zapomniała o pojęciu ciągłości - stąd zabawy mamy co niemiara. W sezonach 1999-2003 w teatrach nosiliśmy (także na rękach) brutalistów zachodnich. Marius von Mayenburg, Mark Ravenhill, a w szczególności Sarah Kane - to były wyjątkowo głośne krzyki najnowszych tendencji. Dla podtrzymania historycznej pamięci trzeba dodać, że Kane udała się sztuka niebywała - zachwiała pozycją samego Williama Szekspira. Krytycy - zwłaszcza ci najbardziej postępowi - ogłosili, że autorka Oczyszczonych i kilku innych niesmacznych historii psychicznego rozpadu jest nowym Szekspirem, i że po niej świat teatralny nie będzie już taki, jak był poprzednio. Rezultat był łatwy do przewidzenia. Błysnęło, zawrzało, zgasło, dalej jest, jak było i może na szczęście. Maciej Englert w warszawskim Współczesnym wystawił zapomniane niemal jednoaktówki Mrożka, Kazimierz Kutz w Narodowym przypomniał zabytkową Śmierć komiwojażera, czyli wszystko wróciło do normy.

Nikt jakoś nie kwapił się do masowego wystawiania nowych gwiazd, więc kreatorzy literacko-teatralnej mody zaczęli na wybieg wprowadzać nową kolekcję. Parę miesięcy temu zrobiła ona nieco hałasu, Rzeczpospolita poświęciła jej nawet noworoczną polemikę, w której miałem zaszczyt wziąć skromny udział, więc jeśli ją przypominam, to tylko rozrywkowo i ze świadomością, że rzecz nie będzie miała znaczących konsekwencji artystycznych. Kolekcja zwie się Pokolenie porno i inne niesmaczne utwory teatralne, jej autorem jest niespożyty Versace polskiego teatru Roman Pawłowski, który pieczołowicie spośród niezmierzonego bogactwa nowej współczesnej dramaturgii polskiej wygrzebał kilka pereł, aby w wydawnictwie Zielona Sowa opublikować je dla zadziwienia publiczności.

Ze są to sztuki do tej pory niespotykane - nie ma wątpliwości. Nie bądźmy gołosłowni i zajrzyjmy do grubaśnej antologii, przepraszając równocześnie osoby, które mają jeszcze staromodny smak. Proszę porzucić stare nawyczki odnośnie języka scenicznego, i tego, co dopuszczalne, bo grozi Państwu niebycie trendy:

DZONNY (pochyla się nad Agnes. Całują się na powitanie)

DZONNY Co robisz kochanie?

AGNES Nie widzisz? Piszę wielki artykuł pod hasłem: Gdzie najlepiej zrobić w Warszawie kupę!

DZONNY Pierdolisz? Sama na to wpadłaś?

AGNES Nie. Zamówienie z gazety

DZONNY No i gdzie najlepiej się wysrać?

AGNES W barze Smak sukcesu. Na pięćdziesiątym pierwszym piętrze wieżowca Lolito. Przychodzisz tam na czczo. Zamawiasz żarło, jesz siedząc na kiblu, srasz, kiedy masz ochotę, a oni to dyskretnie usuwają, pakują i oddają ci przy wyjściu (...)

DZONNY Aha. Gdzie masz tę kupę?

AGNES Leży na wieży.

To Paweł Jurek i początek sztuki Pokolenie porno albo czego nie chcecie. Przykład opowieści z wyższych sfer. Niższe też są. Niższe - lecz nie gorsze (bo to już chyba niemożliwe):

GRZEGORZ Dosyć kurwa dawaj.

JANUSZ Co ty kurwa. Drzesz ze mnie kurwa łacha? Dawaj, mówię!

GRZEGORZ Co ty kurwa. Drzesz ze mnie kurwa łacha? Dawaj, mówię!

JANUSZ Dawaj.

GRZEGORZ Dawaj.

JANUSZ O kurwa. Przebrała się miarka. Kurwa. Grać orkiestra. Kurwa. Nie mogę? Nie mogę? I tak cię wypierdolę.

Zanim w sztuce Przemysława Wojcieszka Zabij ich wszystkich dojdzie co do czego, opuszczamy ten sympatyczny świat udając się w stronę nauki. Antoni Cwojdziński poprzez teatr popularyzujący niegdyś osiągnięcia wiedzy znalazł następcę. Oto człowiek uwikłany w biologię - fragment dramatu współczesnego:

ROBAL (przecierając buty) Darwin zakładał, że najładniej śpiewające samce najszybciej zakładają gniazda. To prawda! Ale nie wyjaśnia, dlaczego samce śpiewają jeszcze długo po znalezieniu żony. (do TYTUSA) Wie pan, dlaczego?

(TYTUS kiwa głową, że nie wie).

ROBAL (puszczając do TYTUSA oko) Bo choć mają żony, to śpiewanie przyciąga wciąż nowe kochanki...

FISTACH To wyjaśnia, dlaczego Wodecki ciągle śpiewa i śpiewa...

To z kolei fragment dość znanego już Testosteronu Andrzeja Saramonowicza, cooltowego spektaklu Teatru Montownia. Podobne race esprit i fajerwerki humoru strzelają tak przez wszystkie strony tego tekstu.

Można by oczywiście pastwić się nad tym tomiszczem, wynajdywać kolejne erupcje chamstwa i głupoty, wytykać twórcom brak umiejętności konstruowania dialogu, przeprowadzania dramaturgicznego konfliktu, wykazywać doraźność i powierzchowne społeczne zaangażowanie tej publicystyki. Zbyt jednak to łatwe, kilku krytyków wypowiedziało się już na temat artystycznej wartości antologii Pawłowskiego i były to opinie miażdżące. Na pochyłego Romana z łatwością skacze od pewnego czasu każda teatralna koza i nie ma powodu, by do tego stadka dołączać, bo to czyn małej odwagi. Można oczywiście czekać na to, że dramaty z książki przejdą próbę sceny, i to kilkukrotną, trwającą dłużej niż jeden, góra trzy sezony. Na razie jednak pozostaje smutna konkluzja. Można zakładać, że Zielona Sowa opublikowała creme de la creme tego, co dzieje się w młodej polskiej dramaturgii. Z nie tak odległych czasów pamiętamy narzekania, że nie ma współczesnych rodzimych sztuk, a piwnice Ministerstwa Kultury przepełniają rzeczy nie nadające się do niczego prócz odesłania autorowi. Otóż czytając większość z tych sztuk (wyjątek można uczynić dla Koronacji Marka Modzelewskiego, wystawionej z pewnym sukcesem w Teatrze Narodowym, Łucji i jej dzieci Marka Pruchniewskiego czy Toksyn Krzysztofa Bizio), można odnieść wrażenie, że nasz teatralny Versace aby sklecić nową kolekcję na najbliższy sezon, spędził długie godziny grzebiąc w stosach tych sztuk, co słusznie nigdy nie ujrzą teatralnych świateł. Naszym oczom ukazał się produkt do złudzenia przypominający niektóre pokazy mody w kablowej Fashion TV - coś paskudnego w kolorze oraz kroju i z całą pewnością niezdatne do noszenia.

Sceniczną wartość nowej dramaturgii wykazuje zresztą praktyka. Andrzej Saramonowicz poniósł ostatnio w Teatrze Narodowym druzgocącą klęskę po prapremierze swego dramatu 2 maja. Można przypuszczać, że wystawiono to dzieło dwa razy: pierwszy i ostatni. Zdemontowanie kilkupiętrowej dekoracji do sztuki Saramonowicza trwa ponoć dwa dni. Trudno doprawdy zrozumieć, po cóż zadawać sobie trud wznoszenia jej z powrotem. Do dziś nie wiem, co w tym spektaklu było cięższe - stalowa dekoracja, co miała naśladować nasz polski dom, czy ilość banałów wypowiedzianych przez trzy godziny przedstawienia, jak choćby ten o tragedii World Trade Center: Kiedy zawaliła się druga wieża, ludzie wpadli w panikę. A ja?... Nie bałem się wcale - myśl, że mogę umrzeć gdzieś poza Polską wydała mi się tak absurdalna, że w jednej chwili przepędziła strach. Zaraz potem znaleźliśmy się w Central Parku. Miałem wrażenie, że to sen - tam kilkaset metrów dalej niebo było zasnute żałobnym szalem czarnego dymu, a tu - w piaskownicach - bawiły się roześmiane dzieci.

I tak dalej, i tak dalej. Cały dramat opublikowano w programie teatralnym, można go więc ustawić obok Pokolenia porno - jeśli nie wykorzystaliśmy go jeszcze jako podstawki pod ulubioną paprotkę. Program Narodowego za to z racji swej grubości nadaje się do podłożenia pod kiwający się stół.

Zwolennicy tej nowej polskiej dramaturgii sami przyznają, że nie jest ona wzorem doskonałości, że postacie często papierowe, że dialog źle napisany, że sytuacje naciągane - aleć nasza ta dramaturgia, rodzima, i strzeżmy tego skarbu jak oka w głowie. Autorzy douczą się pisania w trakcie swej kariery. Ponieważ większość z tych panów to już nie są młodzieniaszkowie - czarno to widzę. Przypomina się pewien dramaturgiczny debiut z czasów dość już zamierzchłych. Sławomir Mrozek swoje pierwsze arcydzieło, czyli Policję, napisał jako człowiek, który nie przekroczył trzydziestki, inny wybitny dramat tamtego czasu, czyli Kartoteka Różewicza, to było dzieło autora grubo po trzydziestce, wchodzącego w artystyczną dojrzałość. Utwór bezbłędny formalnie, do dziś grywany w teatrach. Wspomniane już jednoaktówki Mrożka do dziś ogląda się z niesłabnącym zainteresowaniem. Co czeka sztuki z kręgu Pokolenia porno Obawiam się, że jest to krzyk jednego sezonu, a już za parę miesięcy nasi kreatorzy spróbują nam wepchnąć coś nowego. Zapowiedzi już są - od niedawna zaczęliśmy nosić także nową dramaturgię rosyjską. Szekspirami przechodnimi mianowano teraz Griszkowca, Sigariewa, Wyrypajewa i Koladę. (Ach, nieszczęsna zdetronizowana Sarah K.! I warto było się tak męczyć? Warto?) Ponieważ dane mi było poobcować nieco z tymi dramatami - zaręczam, że mają coś wspólnego z Czechowem. Też napisano je cyrylicą.

Nowa polska dramaturgia i nowa polska literatura miały nas umieścić w czołówce Europy. Miały pokazać, że my nie gorsi. Chcieliśmy dobrze, a wyszło jak zawsze. Marcel Reich-Ranicki odmówił zajmowania się nową polską powieścią uznając, że jest zbyt wulgarna i ponura, a więc raczej nie nadająca się do czytania. U nas ta kloaczna sztuka wciąż w łaskach. Miał rację stary Fredro: To dziś wdzięczne, modne, ładne, co zabójcze, co szkaradne.

Kilka tygodni temu znaleźliśmy się w wyśnionym europejskim domu. Żywię jednak obawy, że nowa polska sztuka będzie dowodem, że nasze miejsce oczywiście jest w tym domu. Lecz na kuchennych schodach. Jak najbliżej śmietnika.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji