Artykuły

Kule zawsze omijają zasady

Domniemana ludojadka jest młoda, smukła i bardzo sexy. W założeniu autora sztuki wyraża zapewne antynomię starości i smutku, ale przede wszystkim jest dramaturgicznym przeciwieństwem towarzysza Topuzowa. Jego dla odmiany trudno posądzić o dosłowny kanibalizm, ale pożera on jednak wolę, osobowość i poczucie godności współmieszkańców z domu starców.

Ludojadkę bułgarskiego pisarza Iwana Radojewa przedstawił na IV Ogólnopolskim Festiwalu Dramaturgii Krajów Socjalistycznych Teatr Ludowy z Krakowa (tak podają programy, choć znacznie bardziej znany jest ten jego adres, który mówi o Nowej Hucie). Sztukę reżyserował Henryk Giżycki i jak się wydaje zadanie miał trudne, bo materia dramatu niejednolita, akcja niejednokrotnie dłuży się, a postaci rysowane mocno i wyraźnie, co nie zawsze oznacza zamaszyście.

Sprowadzenie miejsca akcji do domu spokojnej starości, w którym nie jest ani spokojnie ani pogodnie jest posunięciem nęcącym, ale chyba jednak nieco wyeksploatowanym. A może to nam tak się wydaje, nam którzyśmy już przeżyli Chłopców Grochowiaka? Radojew przyozdabia utwór opowieścią o dość niejasnych losach budynku, co nawet przy wmontowaniu w rzecz całą wisielca, mąci klarowność dramatu i zamazuje jego satyryczną wymowę.

Ludojadka opiera się na nośnym szkielecie dramaturgicznym, który zakłada, że taki mały świat to nic innego tylko odbicie wielkiej i skomplikowanej rzeczywistości. W istocie każda z postaci reprezentuje nie tylko określone środowisko czy klasę społeczną, ale i określone poglądy, postawy wobec życia i bliźnich. Momenty, gdy dochodzi do starć różnych racji i pomysłów na życie, należą w sztuce do najciekawszych. Podoba się ona także wtedy, gdy w groteskę, w satyrycznie wyolbrzymioną rzeczywistość wkrada się zwykły ludzki wymiar (z wyjątkiem sentymentalnej sceny finałowej) i gdy bohaterowie zdobywają się na ukazanie własnych, indywidualnych rysów. Cała reszta, która jest komedią, wydaje się jednak trochę naciągana, dowcipy nie zawsze smaczne, a sytuacje łatwe do przewidzenia. Notowałam w czasie spektaklu szczególnie celne powiedzonka i kwestie, i nie brakło mi jakoś miejsca w notesie, choć te które warto zapamiętać są rzeczywiście kapitalne.

Przedstawienie, które mimo wszystko toczy się wartko i ma kilka scen, pod każdym względem bardzo dobrych, usiłują scalić w jednorodną całość aktorzy. W pamięci zostają Wanda Swaryczewska (Gena), Eugenia Horecka (Weliczka), Tadeusz Szaniecki (Sziszman), Jan Brzeziński (Asparuch) i oczywiście nieskazitelnie doskonały, choć nie zawsze przekonujący drań Topuzow w interpretacji Andrzeja Gazdeczki. Oni właśnie dodają temu światu egzystującemu na pograniczu realności cech prawdopodobieństwa.

Na pociechę pozostaje także świadomość, że anomalie społeczne, przerosty ambicji, dążenie do podporządkowania sobie innych, to nie tylko polska specjalność. Ludojad Topuzow prezentuje się całkiem swojsko.

Dziś na festiwalowej scenie — Derwisz i śmierć M. Selimowica w wykonaniu Teatru im. St. Jaracza w Łodzi

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji