Artykuły

Upadły bóg upadłych ludzi

"Bakkus" w reż. Jessici Cohen, Tima Ennisa i Tomasza Rodowicza, wpółprodukcja Stowarzyszenia Teatralnego Chorea i Earthfall Dance. Pisze Leszek Karczewski w Gazecie Wyborczej - Łódź.

Dziś Dionizos nie przejawia się w strumieniach wina i harcach satyrów z bachantkami. W przedstawieniu "Bakkus" Stowarzyszenia Teatralnego Chorea i Earthfall Dance bóg zjawia się dzięki wódce polewanej w szklanki, która rozgrzewa krew towarzystwu w knajpie. Muzycy grają, goście śpiewają - w bachicznym uniesieniu liczy się wspólnota.

Upojenie tańcem przyjmuje różne oblicza. Goście bieżą do nakrytych serwetami stolików muzykując w korowodzie rodem z filmów Federico Felliniego. Są choreografie sztuk walk i staromodny sznyt dancingu. Wszystkie te kroki doprowadzają do ekstazy. "Bakkus" znakomicie pokazuje, czym był święty trans - ekstasis: byciem na zewnątrz siebie, przekroczeniem granicy panowania nad sobą. Energia muzyki i tańców wybucha w genialnym pojedynku Doroty Porowskiej i Izabeli Śliwy. Aktorki okładają się na oślep trzęsącymi się rękami i głowami. To nie są precyzyjne ciosy ani ich bloki czy parowania: gołym okiem widać obłęd. Podobnnie w "tańcu świętego Wita", który wykonuje Paweł Korbus.

Spotkanie z mitologicznym Dionizosem skutkowało szałem. Ten entuzjazm, enthousiasmos, powodował, że człowiek, który gościł w sobie Bachusa, przestawał być tożsamy z sobą. Tę utratę świadomości przedstawienie ukazało w tańcu chóru, którego zdziczali uczestnicy gryzą się w przedramię i nienaturalnie odrzucają głowy. To sparagmos: rytualne rozszarpywanie i zjadanie mięsa ofiary na cześć Dionizosa.

Srodze się zawiedli ci, którzy przyszli na "Bakkusa" jako zapowiadaną inscenizację "Bachantek" Eurypidesa. W tragedii pyszny Penteusz w kobiecym przebraniu chce poznać tajemnicze misteria bachantek, co przypłaca śmiercią. W wersji Chorei i Earhfall jest ledwie filutem z parasolką. Prawdziwy bohater to nadczłowiek, który uwierzył, że bóg pozostanie w nim na zawsze. Tym ideałem staje się Izabela Śliwa (choć rozczarowuje aktorstwem). W wystylizowanej pozie wyzwolonej kobiety gryzie jabłko jak gdyby rozszarpywała ciało. W tej jednej postaci spotykają się: ogarnięta szałem Agawe, matka Penteusza, z głową syna oderwaną od korpusu; Ewa grzesząca przeciw porządkowi Raju; modliszka uwodząca kochanka. Ale jabłko, mimo heroicznej pozy, pozostaje kwaśne, niesmaczne; aktorka je wypluwa. To prawdziwe sacrum: jednocześnie fascynuje (trzeba rozszarpywać mięso) i trwoży (to jest obrzydliwe). Dlatego Gerald Tyler jako Bachus kpi z świętości współczesnych ludzi, uszytej na miarę ich marnych pragnień, modłów o nowy laptop i erekcję tak mocną, by mogła utrzymać torbę jabłek.

Przedstawienie Chorei i Earthfall mnoży wątki jak teatralny esej, ale rozczarowuje. Karnawałowa przestrzeń dancingu nie spaja przedstawienia. Zbyt wiele tu parad, tekstu, pieśni. Instrukcje, jakie Bkchus daje współbiesiadnikom, przypominają naiwny poradnik "Przyjmij Dionizosa w weekend". Tyle, że w tym przedstawieniu Bachus także jest upadłym bogiem. Tyler zjawia się na parkiecie knajpy, spadając z niebios - nagi na projekcji wideo. Jak filmowy Terminator. Albo, nie przymierzając, Jaś Fasola, bo nikt o niego nie dba; goście rozchodzą się.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji