Artykuły

Inny: między aprobatą a kasacją

W połowie października 2006 roku obejrzałem poruszający spektakl "Helmucik", autorstwa Ingmara Villqista. Trudno socjologowi pozostawić ten dramat bez komentarza. Będąc widzem w teatrze czuję się zawsze trochę jak na publicznej obronie pracy doktorskiej. I tak czułem się i dzisiaj gdy oglądałem dzieło Ingmara Villqista. Artstycznym językiem przedstawił on tezy problemowe swojego dramatu i stopniowo próbował je udowodnić, obronić, potwierdzić - o telewizyjnej realizacji Helmucika" pisze Marek S. Szczepański w miesięczniku Śląsk.

Przede wszystkim gdzieś głęboko wewnątrz czuję jak pozornie odległe światy - świat artystycznej bohemy i świat nauki okazują się w rzeczywistości światami prawie bliźniaczymi, gdy chodzi o kwestie fundamentalne, kwestie dotyczące człowieczeństwa. Różni je jedynie metoda, ale cel i motyw pozostają właściwie tożsame. Muszę przyznać, że wraz z rozwojem akcji sztuki coraz bardziej uświadamiałem sobie, że to, co robimy, nasza praca, jest w rzeczywistości tym samym. Wszak dramatopisarz to człowiek, który wykorzystując język artystyczny, język dramatu opisuje to, co się dzieje wokół niego, jest wnikliwym, pełnym empatii obserwatorem świata, układów międzyludzkich, żądz, pragnień i dążeń kierujących ludźmi w różnych sytuacjach.

Dramatopisarz poprzez emocje wywoływane u widzów stara się na nich wpłynąć, skłonić do zastanowienia nad sobą w odniesieniu do prezentowanych problemów, socjolog zaś stara się uchwycić prawa rządzące światem społecznym, odkryć, co powoduje, że ład społeczny zostaje zachowany, bądź ulega stopniowej zagładzie i poprzez odkrycie tych społecznych mechanizmów zapobiegać ewentualnemu powtórzeniu popełnionych wcześniej błędów.

Dla socjologii jedną z bardziej zasadniczych teorii jest koncepcja autorstwa amerykańskiego socjologa i pisarza pochodzenia kanadyjskiego -Ervinga Goffmana, który patrzy na świat społeczny właśnie z perspektywy dramaturgicznej. Mamy więc scenę i kulisy, aktorów pierwszoplanowych i halabardników, didaskalia i przede wszystkim konkretne role do odegrania. Stąd język teatralnego spektaklu jest dla mnie wyjątkowo czytelny. A z "Helmucika". sportretowanego najpierw słowem przez Ingmara Villqista a później przełożonego na język obrazu operatorskim okiem Adama Sikory, socjolog może wyczytać nader istotne problemy dotykające świat społeczny.

Dramat i doktorskie potyczki

Będąc widzem w teatrze czuję się zawsze trochę jak na publicznej obronie pracy doktorskiej. I tak czułem się i dzisiaj gdy oglądałem dzieło Ingmara Villqista. Artstycznym językiem przedstawił on tezy problemowe swojego dramatu i stopniowo próbował je udowodnić, obronić, potwierdzić. W przypadku pracy doktorskiej istnieje szczegółowe ustawodawstwo określające kiedy może ona być uznana za wartościową dla nauki. W przypadku sztuki teatralnej o wartości dzieła świadczy przede wszystkim jego uniwersalizm, ponadczasowość. Czyli bez względu na to w jakim czasie, o jakiej porze i w jakich okolicznościach, ma nieść ze sobą czytelne dla ludzkości przesłanie. A "Helmucik" takie przesłanie bez wątpienia dziś nam przedstawił.

Problem "Inności", jej obecności w naszym świecie jest przedmiotem nie tylko wnikliwych badań naukowych, ale tak naprawdę ogromna większość dzieł literatury jest poświęcona "Innym". Sztuka, którą obejrzeliśmy przypominała mi stopniowe budowanie luster. Inność jest etycznym problemem każdego z nas i całego społeczeństwa, jest zwierciadłem prawdy o nas, o tym, co jest dla nas najważniejsze i do czego jesteśmy zdolni. Spotkanie z Innością jest wyzwaniem dla całego człowieczeństwa. Problem zagłady ludzi Innych-gorszych, "wybrakowanych" ma swoje niestety empiryczne dowody w historii minionego wieku. O tym wiemy wszyscy.

Inny w mniejszym sobie

Helmucik" przenosi nas do miasteczka totalitarnego. Tytułowy Helmut jest Inny, jest "zawalaty" i "odbiegający od normy". Z góry przeznaczony do kasacji. A przecież miasteczko rodzinne, mniejsze niebo, świat najmniejszy powinien być dla jego mieszkańców azylem, enklawą ładu i porządku, charakteryzującą się gościnnością i otwartością. Tymczasem życie w mieście rządzonym de facto przez Dyrektora Departamentu Zdrowia, sprowadza się do uzyskiwania określonej zgody na dalszą wegetację. Na szczęście nie żyjemy dziś ani w państwie policyjnym, ani w rządzonym przez Dyrektora Departamentu Zdrowia, ale nie da się ukryć, że jesteśmy świadkami wielu społecznych zjawisk, w których możemy odnaleźć powolną dekonstrukcję ładu społecznego, degradację władzy i patologię wartości nadrzędnych, wartości najbardziej humanistycznych. Wzrasta poziom ryzyka życia, maleje poziom zaufania społecznego.

Zapewne znajdzie się niejeden, który zapyta o dzisiejsze przejawy segregacji, totalitaryzmu, kasacji ludzi w jakimś stopniu kalekich. Obserwując świat dzisiejszy wypada wskazać przynajmniej kilka kluczowych problemów. Choć żyjemy w państwie demokratycznym, jesteśmy pełnoprawnym członkiem wspólnoty europejskiej, codziennie niemal spotykamy się z problemem nieprzystosowania wielu członków społeczeństwa do współczesnych warunków. Dzisiejszy wymiar totalitaryzmu związany jest właściwie z rynkiem gospodarczym, z rynkiem pracy, kojarzy się z totalitaryzmem kapitalizmu, powoduje stopniową eliminację ludzi słabszych, niezdolnych do transgresji, do wzięcia swojego losu we własne ręce, pozbawionych cech przedsiębiorczych. Mamy więc do czynienia z ludźmi wykluczonymi społecznie.

Obecna segregacja to nie kasacja ludzkich "odpadów" jak dobitnie nazywa ich jeden ze współczesnych socjologów, ale konsekwentny proces wykluczania społecznego ludzi zbędnych, ludzi luźnych, jak nazywali ich czołowi polscy socjologowie. Dzisiaj to właściwie podręcznikowa under-class. Ludzie ci są sytuowani poza rynkiem pracy i nurtem spraw publicznych, którymi żyje ogól. Do najważniejszych źródeł biedy zalicza się długotrwałe pozostawanie bez pracy, brak wykształcenia i kwalifikacji zawodowych, zakorzenienie w kulturze ubóstwa, charakteryzujące się wyuczoną bezradnością, biernością życiową i skłonnością do poprzestawania na małym. Kategorie nadreprezentowane wśród najuboższych to młode samotne matki, tak zwany margines społeczny, osoby dotknięte kalectwem i mniejszości etniczne. Ci ludzie koncentrują się w zaniedbanych i ulegających dewastacji dzielnicach wielkich miast. "My wydrążeni ludzie, my chochołowi ludzie, razem się kołyszemy, głowy napełnia nam słoma, nie znaczy nic nasza mowa", gdyby posłużyć się cytatem z Eliota, zdają się powtarzać jak mantrę mieszkańcy gett biedy.

I tutaj możemy ponownie przywołać Goffmana, gdyż to on właśnie jest autorem koncepcji piętna/stygmatu. Stygmaly to szczególne znaki naznaczające jednostkę. Piętno nie jest tylko efektem działania, wynikającego z cech charakteru, może być również piętno wyglądu zewnętrznego, lub pochodzenia. Napiętnowanym może zostać nie tylko złoczyńca - stygmatyzowane są również jednostki ze względu na cechy ciała (np. ślepota, otyłość), czy przynależność etniczną, czy narodową (np. Rumuni i "Ruskie", dzieci alkoholika, rodzina dziecka z zespołem Downa).

Przekleństwo getta

Bohaterowie "Helmucika", sam Helmucik to właśnie takie osoby naznaczone. Podobnie dzieje się dzisiaj z osobami bezrobotnymi, zamieszkującymi dzielnice biedy. Dochodzi pomału do stygmatyzacji przestrzeni i jej mieszkańców, której końcowym efektem jest gettoizacja. Dzisiaj coraz częściej używa się pojęcia gettoizacja przestrzeni na określenie zjawiska dzielenia przestrzeni miejskiej na różne enklawy życia społecznego - względnie izolowane społeczne światy. Gettoizacja ta jest spowodowana albo różnicami poziomu ekonomicznego mieszkańców danych obszarów (bogactwo - bieda), możemy też wziąć pod uwagę kryteria demograficzne (starość - młodość), kryteria medyczne (zdrowie -choroba). Mogą to być również kryteria zawodowe, religijne, etyczne, estetyczne, polityczne, ekologiczne czy urbanistyczno-architektoniczne.

Jest jeszcze jedno kryterium, bardzo ważne, jeżeli dokonamy oglądu

przypadku z perspektywy humanistycznej - to kryterium społecznych emocji, towarzyszących miejskim przestrzeniom. Nie ulega jednak wątpliwości, że w przestrzeni małych ojczyzn, coraz częściej możemy zaobserwować różnego rodzaju podziały. Segregacja dzisiaj nie oznacza tylko i wyłącznie wykluczenia społecznego ludzi kalekich, biednych, niewykształconych. Segregacja wynika z wymogów rynku, które są bezwzględne. Dużo łatwiej znaleźć pracę człowiekowi ładnemu, szczupłemu, wysportowanemu, niż otyłemu, z za długim nosem i wyłupiastymi oczyma.

Dobrze że dziś z "Helmucikiem" ten problem do nas powraca, że ciągle pamiętamy o niebezpieczeństwie pychy i pokusach, jakie niesie ze sobą władza i przewaga nad słabszymi. Hamlet udawał szaleństwo by dowieść prawdy, by obnażyć ludzką nikczemność i przewrotność. Helmut jest szalony, inny psychicznie a przede wszystkim fizycznie a w tej inności, w tępionym przez Departament Zdrowia kalectwie psychicznym i fizycznym ludzi objawia się prawda o ludzkiej małości, o tendencji do pozbywania się "problemów". Jakże wymowna jest treść dzisiajszej sztuki w obliczu dyskusji toczących się wokół eutanazji czy tolerancji dla homoseksualizmu.

Człowiek transplant

Tymczasem kalectwo i ułomność może być tak samo źródłem bogactwa jak "normalność", jeśli jesteśmy w stanie określić co ma być tą normalnością. Nasuwa się tu od razu skojarzenie z "człowiekiem transplantem". Człowiek transplant to bohater powieści Sanjay'a Nigam'a. Pewnej nocy do szpitala w indyjskiej dzielnicy Nowego Jorku trafia niezwykły pacjent - tytułowy człowiek transplant. Jego ciało przyjęło już siedem przeszczepów kluczowych organów i choć z punktu widzenia medycyny jest kaleką, człowiekiem ułomnym, to w perspektywie swojej ojczyzny - Indii - kraju różnorodności kulturowej, staje się wręcz typem człowieka ze wszech I miar pożądanego. Uczynił on ze swej ułomności zaletę i jako polityk w Indiach - kraju podziałów religijnych i etnicznych - jest jedynym prawdziwym reprezentantem wszystkich obywateli. Okazuje się bowiem, że dawcami przeszczepów byli przedstawiciele różnych kultur.

Tak więc "Helmucik" jawi mi się dziś jako uniwersalne dzieło napominające do poszanowania różnorodności, inności, do akceptacji niespełniania kanonów i wymogów. Do otwartości i gościnności. Helmut - imię pochodzenia germańskiego złożone z dwóch rzeczowników: hełm i mout oznaczających kolejno "hełm" i "duch, rozum". Bo nienaturalne rozmiary ciała, zauważalna Inność, stygmat, to tylko dany kostium, hełm, przykrywka dla ducha i rozumu, które zawsze powinny w kontaktach międzyludzkich stanowić wartość nadrzędną, wynikającą właśnie z głębokiego humanizmu. A ojczyzna prywatna powinna stać się oazą, w której na takie głęboko humanistyczne kontakty jest miejsce. Gdzie różnorodność staje się trampoliną dla ludzkiego działania. Gdzie Inność jest tylko dodatkową motywacją i celem działania. Gdzie nie ma mowy o kasacji jednostek nieprzystosowanych, ale są one otaczane opieką szczególną.

Aborygeni i Billabong

Australijscy aborygeni skupiają się wokół oczek wodnych usytuowanych w interiorze, które są przez nich nazywane Billabong. Każdy ma swoje Billabong, mniejsze niebo, dokąd powraca zawsze po sens i energią do działania. W Billabong powinno być miejsce dla tych określonych mianem "Normalni" i dla "Innych", bez względu na ich wydajność i zyski, które mogą przynieść potencjalnemu pracodawcy czy państwu, ale ze względu na ich człowieczeństwo. "^

Tekst powstał we współpracy z Weroniką Ślęzak-Tazbir

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji