Lidii Amejko pisanie o gadaniu
Głównym bohaterem (powiedzieć: tematem byłoby za mało) dramatów Lidii Amejko jest język - na rozmaitych stopniach organizacji (od pojedynczych słów-nazw po sagi rodzinne) i w różnorodnych przejawach, ze szczególnym uwzględnieniem jego żywej formy - czyli "gadania". Pisanie dramatu o gadaniu bliskie jest samemu gadaniu - wszak tutaj też "gadają" poszczególne postaci oraz, obdarzony ironicznym poczuciem humoru, podmiot dramatyczny. Wszystkie podmioty mówiące gadają wprawdzie tylko w tekście pisanym, ale z wyraźnie określonym potencjałem wykonawczym, ze szczególnym uwzględnieniem aspektu dźwiękowego; dwie sztuki ("Gdy rozum śpi - włącza się automatyczna sekretarka" oraz "Męka Pańska w butelce") zostały napisane wręcz jako słuchowiska radiowe.
Z Amejkowego mówienia wynika znacznie więcej, niż można by się spodziewać po języku traktowanym jako narzędzie komunikacji. Jest on nie tylko przedmiotem rozmów - wypowiedzi metajęzykowe nie należą przecież do rzadkości - on pełni tutaj rolę źródła i esencji, to z niego powstał świat i człowiek. Lidia Amejko przypomina zdanie leżące u podstaw naszej kultury - "na początku było Słowo" - i wyciąga z niego filozoficzne konsekwencje.
Cisza pierwszych dni
Bóg nie stworzył świata, jedynie przyglądał się jego powstawaniu, a świat wyłaniał się sam i był dobry:
EKSCELENCJA Wiesz, ja nigdy niczego nie wymyśliłem. Rzeczy pojawiały się, patrzyłem na nie, były skończone i pełne, były dobre. Niczego im nie brakowało, nawet imienia. Ale wracając do sprawy...
"Farrago"
Dopiero na widok człowieka wzbierające w Bogu słowa wydobyły się na wierzch ("...nie było we mnie nic, oprócz słów..."), Bóg się rozgadał, zakłócił panującą dotąd absolutną ciszę ("Cisza pierwszych dni doprowadzała mnie do szaleństwa!" i stworzył ludzką duszę:
EKSCELENCJA Pomyślałem sobie: jest szorstki i niekształtny, jak przypalony garniec. Dam mu słowa, które noszą w sobie, one zrobią z niego człowieka, na mój obraz i podobieństwo, dam mu siebie, oddam mu się w tych słowach, które mam w sobie...
Przede wszystkim mamy do czynienia z reinterpretacją mitu biblijnego - słowo było na początku, ale początku istnienia człowieka, nie świata. Słowa były domeną boską, zanim za sprawą boskiego gadulstwa nie stały się również - czy nawet przede wszystkim - domeną człowieka. Bóg przemówił, lecz nie nazywał - Ekscelencja w "Farrago" kilkakrotnie odżegnuje się od nadawania imion, co akurat zgodne jest z przekazem biblijnym - wszak to człowiek otrzymał w Raju przywilej (i obowiązek) nazywania stworzeń.
Człowiek natomiast, obdarzony wolną wolą i wyobraźnią, szybko zorientował się, iż nazwy się "rzeczy dobrze nie trzymają, że słowo do słowa ciągnie, jak swój do swego, i na rzeczy nie zważa! - a to miejscami pozamieniał, żeby sprawdzić, czy róża nazwana kapustą pachnie tak samo, a to nazwy żenił, sczepiał, psuł jedne drugimi!". Konsekwencje takiego postępowania są nie do przecenienia - słowa oderwane od swoich desygnatów przestają mówić prawdę, ponieważ zaś są jedynym dostępnym człowiekowi sposobem obcowania ze światem i w świecie - trudno mówić w ogóle o docieraniu do prawdy czy o możliwości poznania. Nic dziwnego więc, że jeden z głosów nagrywających się na automatyczną sekretarkę (głosów oderwanych od swoich nadawców i zaniedbanych przez odbiorcę, błąkających się w przestrzeni medialnej) konkluduje:
LEKARZ Pan nie ma pewności, czy słowa uczestniczą w haniebności zdarzeń, którym zmuszone są służyć? I czy owe zdarzenia, udzielając słowom prawdziwości, nie udzielają im zarazem swojej hańby? Nie ma obaw, drogi panie, związek pomiędzy słowami i faktami jest najzupełniej przypadkowy. Szczególnie tutaj. (wzdycha)
"Gdy rozum śpi - włącza się automatyczna sekretarka"
W związku z epistemologiczną bezużytecznością języka, wyjątkowego znaczenia ponownie nabiera jednak cisza, ta sama cisza, której Ekscelencja nie mógł znieść w pierwszych dniach stworzenia. Posługaczka Emilia tak tłumaczy lubującemu się w hałasie Nondumowi:
EMILIA Tak się pan o wszystko pyta, jak dziecko! Ja mówię, że jak jest głośno, to musi być i cicho. Każden dźwięk ma swojo cisze, a każde wypowiedziane słowo ma swoje słowo niewypowiedziane, żeby pan wiedział! I każda opowieść ma jeszcze tako drugo, co się ino składa ze słów niewypowiedzianych i ciszy. Tego niech pan słucha! [...] Bo świat nogami swoimi w ciszy stoi - a jej żadna dziurawość już się nie chwyta!
"Nondum"
Emilia wprowadza podobne rozróżnienie, co Anna Krajewska w tekście "Milczenie w dramacie": osobno mówi o ciszy (dla której odpowiednikiem jest dźwięk), osobno o milczeniu, nazywając je brakiem słów. W przeciwieństwie do Anny Krajewskiej, nie przypisuje jednak tej dyferencjacji istotnego znaczenia: brak słów i brak dźwięków są jedynie dwoma aspektami tej samej ciszy, będącej jakością doskonałą i niepodzielną.
Właściwie przedstawiona przez Emilię relacja ciszy wobec dźwięków/słów do złudzenia przypomina Platońskie idee i cienie idei. Każdemu dźwiękowi/słowu (jak już wiemy, ułomnemu estetycznie i epistemologicznie) odpowiada doskonały "kawałek" ciszy (idea), pierwotnej boskiej ciszy, która jednak ludziom została poskąpiona. Dlatego jest tak szlachetnym, rzadkim materiałem w świecie, zresztą zarówno ziemskim, jak i niebieskim - Bóg raz poruszywszy machinę mowy, nie chce lub nie potrafi jej powstrzymać, sam gubi się wśród nadmiaru słów ("Już my od tego ciągłego gadania wytrzymać nie możemy"). Wiedza o wartości ciszy została dana tylko nielicznym, czyli jedynie Emilii, wraz z duszą z ciszy zrobioną. Tym samym prosta posługaczka została postawiona na równi z Platońskimi filozofami, którym udało się wydostać z jaskini cieni, ona jedna - poprzez milczenie -jest zdolna pod słowem-etykietą dostrzec prawdziwą rzecz.
Być może do tej filozoficznej mądrości predestynuje ją właśnie brak wykształcenia, które nieuchronnie związane jest z przyswajaniem słów, słów coraz bardziej abstrakcyjnych i oderwanych od desygnatów (róża nazwana kapustą pachnie przecież tak samo), słów wreszcie autonomicznych i autogenerujących się, zaplątanych w nieskończone sieci powiązań intertekstualnych, czyli, jak zauważył Piotr: "on [człowiek] teraz świata poza słowami nie widzi!", "Farrago"). Emilia natomiast potrafi "dotknąć desygnatu", dotrzeć do sedna rzeczy, prawdziwego ich znaczenia, a kiedy proszona jest o wypowiedzenie swojej wiedzy w słowach, posługuje się metaforą i -ciałem (czyli rzeczą samą w sobie):
EMILIA (w panice) "Ból zęba"? O Jezu! Przecież wiedziałam! Wiedziałam! "Ból zęba" to... zardzewiała okiennica... którą wiatr w nocy uderza, o tu... (dotyka policzka) raz po raz...
NONDUM A życie?
EMILIA Życie to szew, co ciało z duszą mocuje w środku, (pokazuje brzuch)
NONDUM "Tęsknota"?
EMILIA (recytuje jak uczennica) "Tęsknota" jest cięciwą... cięciwą łuku, która drży pod skórą... (pokazuje wewnętrzną część przedramienia) kiedy zaciskam pięść.
"Nondum"
Jednakże dla zwykłego, zanurzonego w hałasie śmiertelnika jej "definicje" są niezrozumiałe:
NONDUM (chrząka po belferska) Niestety! Obawiam się, Emilio, że ty wcale nie mówisz po naszemu!
"Nondum"
Snucie słów
Zwykłemu człowiekowi - bo Emilia należy przecież do nielicznych wyjątków, umiejętność słuchania ciszy wśród rodzaju ludzkiego nie jest rozpowszechniona ani nie cieszy się specjalną estymą - pozostaje mowa. Ona wprawdzie zdefraudowała swe właściwości epistemologiczne, nie zatraciła jednak znaczenia ontologicznego, które -nawiązując mimo wszystko do pominiętej w Farrago biblijnej, stwórczej natury słowa, słowa oblekającego się w materię -jest tak duże, że chwilami ociera się o solipsyzm językowy.
Aby zaistnieć w świecie - "utrzymać swój byt w odpowiedniej gęstości" - trzeba nie tylko mówić, ale również być mówionym. Mówienie lub nie-mówienie o kimś ma siłę sprawczą stwarzania/niszczenia, tak jak to się dzieje w dramacie.
MĘŻCZYZNA Mój ojciec nabył pana Dwadrzewkę wraz z domem, co wyszło na jaw już pierwszej niedzieli po tym, jak wprowadziliśmy się tutaj z całą rodziną, telewizorem i kotami. Dwadrzewko zajechał przed dom na rowerze [...], zasiadł za stołem i wznosząc ręce, niczym bladooki siwy patriarcha, zagęścił nasz nienadmierny w końcu metraż tłumem poprzednich mieszkańców. [...] Każdemu nadawał imię, przezwisko lub numer, jak podstarzały Adam w raju, któremu Bóg z litości zostawił skromną domenę imienia.
"Dwadrzewko"
Dwadrzewko, snując opowieści-wspomnienia, przywołał do istnienia całą nieżyjącą już rodzinę, która - w postaci "półprzeźroczystej" wprawdzie - będzie odtąd wiodła w domu żywot równoległy z gromadą "prawowitych" bohaterów. Ich istnienie, aczkolwiek nie do końca skrystalizowane (jakkolwiek by było, są tylko duchami przeszłości), okaże się na tyle realne (konkretne, namacalne), że dochodzi nawet do pośredniego fizycznego kontaktu - Teresa ("prawowita") pali jednego skręta na spółkę z przezroczystym chłopakiem mieszkającym w jej pokoju.
Między słowami a istnieniem zachodzi również relacja odwrotna - Ojciec, jeden z "realnych" mieszkańców domu, nigdy nie wspominał swoich rodziców, "poskąpił im anegdoty", co okazało się brzemienne w opłakane skutki, jak donosi we śnie dusza Ojca, zwana Alfredem:
ALFRED Ludzie mówią, że to od twojej niepamięci Starzy pomarli, żeś ty o nich ani razu nie wspomniał - ani sobie, ani innym. (zdumiony) Jakże tak? Czyżby Oni tam nigdy owej gęstości istnienia nie zaznali, tego arcykonturu, jakiego nabiera wszystko, czemu przytrafił się zaszczyt bycia opowiedzianym?
"Dwadrzewko"
Sama czynność mówienia, wypowiadania myśli, spostrzeżeń, czy snucia historii o sobie samym również znajduje odbicie w ontologii:
MĘŻCZYZNA I to panu powiem, że jak kto milczy, to go właściwie nie ma. Albo jest śmieszny!
"Gdy rozum śpi -włącza się automatyczna sekretarka"
Istnienie jako takie nie jest bezpośrednio uzależnione od mówienia czy bycia mówionym, jednakże to właśnie słowa - na równi własne i cudze -decydują o jakości tegoż istnienia. Bezpośrednio wynika to z kosmogonii przedstawionej w "Farrago" - człowiek, jako budząca litość materia, zaistniał już w ciszy, aby jednak z "szorstkiej i niekształtnej" bryły gliny przemienić się w człowieka pełnego, ukształtowanego na obraz i podobieństwo Boga, Bóg dodał mu "arcykontur", obdarzył go duszą - w postaci własnych słów. "A więc... dusza to cytat! Boska pożyczka! Fragment całości!" - mówi się w sztuce "Nondum".
To równocześnie wyjaśnia, dlaczego postaci z opowiadania "Dwadrzewki" są półprzeźroczyste. Dwadrzewko słowami przywołał jedynie ich dusze (nad ciałem-materią mowa nie sprawuje władzy wykonawczej ani "powoławczej"). Zaś skoro dusza z opowieści jest utkana, konsekwencją tego jest fakt, iż "nie ma wieczności poza fabułą", to zaś wyjaśnia oburzenie duszy Alfreda na Ojca, który zapominając o swoich rodzicach skazał ich na wieczyste nieistnienie (choć jedynie na ziemi; udając się na tamten świat, dusza-cytat boski wraca na swoje miejsce i nie jest już dłużej zależna od ludzkiej zasady bytu).
Jakość ludzkiego żywota zależy więc od jakości opowieści. Jeśli nie można liczyć w tym względzie na innych, trzeba samemu o sobie mówić, snuć swojego życia fabułę, dbać o wysoki poziom gatunkowy, zwłaszcza o spójność i sensowność akcji, "Bo jakże tak, duszą i ciałem na zmartwychwstanie iść, jeśli los w rozsypce?". Ponieważ nie każdy potrafi takiej sztuki dokonać, pojawia się niezwykle skuteczny Psychopomp, pracownik zakładu Finis Coronat Opus, który za rozsądną opłatą wykonuje: "Sens życia na wymiar, z materiału powierzonego i własnego! Egzystencjalne końcówki w szerokim asortymencie!" Aby jednak taka działalność była możliwa - nawet w fantastycznym świecie dramatów - musi zostać uprawdopodobniona, czyli uzasadniona wewnętrzną logiką, filozofią dzieła.
Los ludzki (egzystencja), jak już wspominaliśmy, jest nie tylko zależny od opowieści, jest wręcz z tą opowieścią tożsamy, rządzi się prawami fabuły, a stąd już tylko maleńki "przeskok myślowy" i jesteśmy na terenie tkalni końcówek losu, które zgrabnym supłem puentują każdy, najbardziej nawet narracyjnie zaniedbany żywot. Snując opowieść, mianowicie, relacjonujemy pewną fabułę, zaś główną nić fabuły stanowią w ą t k i - jej pokrewieństwo terminologiczne z tkaniną jest więc tak uderzające, że metafora życia-kawałka sukna narzuca się sama.
Wracając do ontologicznego znaczenia słowa, bohaterowie utworu "Nondum" nie mają już najmniejszych wątpliwości, że gadanie = życie. Nawet Emilia, aczkolwiek wielbicielka i orędowniczka ciszy, również słów sobie nie skąpi - jest wielce rozmowna i elokwentna, ma też zdeklarowane poglądy na temat sprawczej siły słowa:
EMILIA Tak się pan pyta, jakby pan nie wiedział! Przecież cały świat wziął się z Boskiego gadulstwa. Co Najwyższy Gaduła powiedział, zara było - tak się hałas jego głosu słuchał.
"Nondum"
Według Emilii, słowo posiada więc pełną moc kreacyjną- leży u podstaw całego bytu, zarówno gliny jak i duszy, zaś towarzysząca każdej ludzkiej wypowiedzi rama modalna: "ja jestem", "ja działam" nabiera niesłychanej mocy perlokucyjnej.
Praca Psychopompa polega w istocie na przepowiadaniu życia swoich klientów, uzupełnianiu brakujących szczegółów, naprawianiu rwących się wątków, dodawaniu kilku pikantniejszych epizodów i - najważniejsze - zakończeniu celną puentą. Czyli: życie niechlujnie przeżyte, niczym niestaranne notatki, można uporządkować, poprawić, snując wspomnienia. Decydująca będzie kompozycja tych opowieści oraz ich treść, nie ma natomiast granicy ani różnicy pomiędzy szczerym wspomnieniem a konfabulacją:
PSYCHOPOMP Nie inne [mało wyszukane] było życie Lońki, i pewnie takie by już zostało na wieki, gdyby nie wspomniany przeze mnie kapitan Priczkin, który zachęcającym ciosem w twarz zaprosił Lońkę do rozmowy na temat Lońkowego życiorysu. [...] nie raz, nie dwa, ale osiemdziesiąt sześć razy powtórzył Sztajsman [Lońka] swoje życie! A z początku, tak jak pan, twierdził, że nic nie wie, nic szczególnego się w jego życiu nie wydarzyło... ale od ciosów Priczkina coś w Lońce jakby pękło, jakoś się przełamał! I buchnęło, chlusnęło, barwą żywą się zalało życie Lońki! A kiedy osiemdziesiąty piąty raz mówił o sobie, to aż go oczy bolały od tych kolorów, kształtów bajecznych, od których skrzyła się jego, Lońki Sztajsmana, biografia!
"Nondum"
Lońka pod wpływem szoku (wywołanego nagłym uderzeniem) przełamał swój narracyjny (i losowy) impas i zaczął opowiadać, koloryzować - zmyślać. Jego biografia zapełniła się porywającymi zdarzeniami; jego dotychczasowe życie, dotąd nudne i trudne, stało się nagle usłane stubarwnymi różami. I nie przeszkadzało w niczym, że jego słowa coraz bardziej oddalały się od rzeczywistości:
PSYCHOPOMP Fakty są jak zatęchłe samotne mieściny rozrzucone na pustkowiu! Nie mają znaczenia, zanim się ich nie połączy opowiadaniem, jak torami, a potem nie wpisze do rejestru przyczyn i skutków, jak do rozkładu jazdy! Bo tylko kolej żelazna i opowieści łączą ze sobą to, co odległe, obce, a nawet, ośmielam się twierdzić, w istocie swojej... zupełnie niezwiązywalne.
"Nondum"
Słowa razem z czynami przędą tkaninę losu, przy czym to słowa, a więc sposób opowiedzenia czynów-działań ma decydujący wpływ na ich ostateczny sens i ocenę, ale też i na samoświadomość:
PSYCHOPOMP (z satysfakcją) Aaaa! Co wie o swoim życiu ten, kto o nim nigdy nie mówi? I nie udzielił żadnego wywiadu?
"Nondum"
Człowiek wierzy w taką wersję wydarzeń, jaką opowiada, ubarwiając swą biografię, jest święcie przekonany, że w ten właśnie sposób wszystko się działo. Słowo ma siłę sprawczą nie tyle w dziedzinie ontologii, co psychologii. Choć w zmetaforyzowanym świecie dramatów Lidii Amejko nie ma między tymi dwiema dziedzinami specjalnej różnicy.
We współczesnym świecie obserwuje się zjawisko autonomizacji słowa, które uwikłane w niekończące się sieci powiązań intertekstualnych, odsyłających zawsze tylko do kolejnych słów, zatraciły związek i potrzebę referencji świata pozajęzykowego. W efekcie, ponieważ język - wedle tych samych teorii jest jedynym narzędziem wyrażania myśli: "Świat (myśli) znajduje się (teraz) wewnątrz słowa". To oderwanie słów od świata pozajęzykowego (a więc świata desygnatów, zarówno materialnych, duchowych, emocjonalnych, jak i intelektualnych) ma swą bezpośrednią przyczynę w dewaluacji tegoż świata, jaka dokonała się w myśli filozoficznej:
Skoro "podmiot jest tylko fikcją", "ego nie istnieje", skoro "nie istnieje ani duch, ani rozum, ani myślenie, ani świadomość, ani dusza, ani wola, ani prawda: wszystko to bezużyteczne fikcje", skoro Bóg umarł, to wszystkie słowa są w cudzysłowie, za którym kryje się pustka.
Bóg w światopoglądzie modernistycznym stanowił niezbywalną oś wszechświata, naczelną zasadę, punkt odniesienia wszystkich działań, ale też pojęć, fundował wiarę w możność doświadczania prawdziwości desygnatów. Jego śmierć, która stała się dominującym tekstem kultury współczesnej, podważyła sensowność referencji słów, pozbawiła słowa punktu odniesienia i skazała je na krążenie "w obiegu zamkniętym". Skoro słowa odsyłają jedynie do innych słów, ich moc perlokucyjna jest fikcją.
Jakże inaczej sprawa przedstawia się w świecie dramatów Lidii Amejko! Różnica jest zasadnicza - Bóg nie umarł i nic nie wskazuje na to, by mu to groziło. Nondum zaś, odkrywając swą skłonność do cytatów, przestraszył się: "Jeszcze powiedzą, że jestem... (z przerażeniem) postmodernistą!".
Jednakże słowa, choć ich związek z faktami jest dowolny, a i zapożyczenia intertekstualne nie należą do rzadkości, pozostają w ścisłym związku z rzeczywistością, jedynie kierunek relacji został odwrócony - to nie niepodważalne istnienie desygnatów funduje sensowność słów, to słowa, umiejętnie skomponowane, nadają sens światu przedmiotów i podmiotów. Kapusta nazwana różą zaczyna słodko pachnieć, a biografia opowiedziana z werwą sprawia, iż życie nabiera tempa. Bóg również nie może umrzeć - wszak Bóg jest słowami, póki więc słowa "po świecie się panoszą", boska pozycja jest stała i niepodważalna.
Mitologizacja, czyli jak słowo stało się ciałem
Bóg stwarzał słowem i człowiek stwarza słowem - posiada więc moc kreacyjną podobną do mocy boskiej. Ta analogia -rozwijana na kilka niezależnych, choć równie interesujących sposobów, stanowi podstawę i naczelną zasadę mitologizacji Amejkowego świata, mitologizacji osiąganej za pomocą świeżej i pełnej (obejmującej wszystkie aspekty świata przedstawionego) metafory.
Żeby zrozumieć sposób narodzin Nonduma, trzeba uruchomić myślenie metaforyczne, z tym że działające w przeciwnym kierunku: historia ta stanowi właściwie odmetaforyzowanie, skrajne udosłownienie biblijnego cytatu: "A słowo stało się ciałem". Niemniej jednak można ją nazwać "odwróconą metaforą", ponieważ, jak na metaforę przystało - dokonuje, jak to określał Michał Głowiński "zamierzonej przemiany znaczeń":
PSYCHOPOMP Niech pan słucha! Pewnego upalnego lata, w dzień gorący i wilgotny, szósty [podkr. moje, AW] już taki, któremu burza nie chciała przynieść ulgi, ociężały na umyśle od urodzenia chłopak stajenny [...] zakradł się był do pałacowej biblioteki. Zwabił go chłód tego miejsca [...] I wtedy właśnie... ujrzał ją tam, leżącą na stole "Luizę..." ["Luizę z Audin", książkę sentymentalną], zostawioną przez kogoś niebacznie. Potem (przymyka oczy) wziął ją w ręce, mimowiednie rozchylił jej twarde, a przy dotknięciu jedwabiste, olśniewające od wewnątrz żółtą bielą - okładki! I jakaś inna gorączka zaczęła palić jego ciało -lecz tej już żadnym sposobem nie mógł w sobie opanować!
"Nondum"
"Luiza z Audin" w wyniku tego spotkania zaszła w ciążę, "rzeczywistość sparzona z fikcją powiła" ludzkie dziecko - Nonduma. Słowem, słowa "namacalnie i nieodparcie zamieniły się w... ciało".
Biblijna kreacja ciała ze słów została, po pierwsze, zeświecczona i zdegradowana (niedorozwinięty sługa oraz niewybredna książka), po drugie zaś - udosłowniona - książka (zbiór słów) zaszła w prawdziwą, a więc cielesną, jakby-ludzką ciążę i powiła człowieka z krwi i kości. Przy zachowaniu szczegółowej analogii do historii biblijnej - owo zetknięcie słowa i ludzkiego ciała miało miejsce wszak dnia szóstego, dnia stworzenia człowieka - historia Amejkowa obleka powszechnie znaną metaforę powstania człowieka (słowo) w dosłowną jej realizację (jakby-ciało) i osiąga w efekcie nadmiernie "nierealistyczny cud". Zabieg ten pociąga za sobą szereg różnorodnych następstw. Z jednej strony, ziemska historia z nizin społecznych została nobilitowana - poprzez porównanie jej do kreacji boskiej oraz dzięki niekwestionowanej cudowności zdarzenia -bohaterowie "incydentu w bibliotece" nabrali cech niezwykłych, niedostępnych zwykłym śmiertelnikom, na podobieństwo półbogów, herosów. Tym samym cała historia zaczyna funkcjonować jako mit genealogiczny - opowiadający o początkach rodu Wieherstahlów.
Z drugiej strony, całą opowieść można potraktować jako strukturalno-logiczny koncept - tutaj (podobnie jak w "Gdy rozum śpi...") dostrzegamy przecież strukturę wyżej zorganizowaną: plan sytuacyjny (narodziny człowieka z książki) stanowi metaforę planu fabularnego (kształtowania życia przez snucie opowieści), oba z kolei stanowią wcielenie planu globalnego sensu - czyli kreacyjnej mocy słowa. Wreszcie historia narodzin Nonduma, co już wcześniej sygnalizowałam, sama stanowi w pewnym sensie wcielenie słowa w ciało. Słowem jest w tym wypadku biblijny cytat - funkcjonujący w świadomości zbiorowej jako abstrakcyjny mit kosmogoniczny; "ciałem" zaś, powstałym ze słowa (a więc jego konkretyzacją, efektem "ucieleśnienia" - materializacji mitu) jest właśnie opowieść Psychopompa.
W dramacie "Nondum" analogiczność wobec biblijnego aktu kreacji zachodzi więc zarówno w treści, jak i na wszystkich poziomach konstrukcji tekstu. Podobnie wysokiej organizacji strukturalnej nie znajdziemy wprawdzie w "Farrago", jednakże zaprezentowana tam analogia między zachowaniem ludzkim i boskim (tym razem to Bóg podlega zabiegowi metaforyzacji) - z uwagi na swe nowatorstwo godna jest analizy.
Metafora theatrum mundi, korzeniami swymi sięgająca już starożytności, zaś największym powodzeniem ciesząca się w epoce baroku (do tej koncepcji z upodobaniem nawiązywali i Shakespeare, i Calderon) przedstawia świat jako teatr, ludzi jako aktorów, zaś Boga jako widza-reżysera. W "Farrago" Ekscelencja również jest widzem (choć już nie reżyserem - w tej dziedzinie rządy sprawuje wolna wola). Wprawdzie to, co Ekscelencja ogląda, przypomina bardziej film na taśmie magnetowidowej niż przedstawienie teatralne - ten szczegół jednak nie pociąga za sobą daleko idących następstw, funkcjonuje raczej jako signum temporis. Co bardziej interesujące - w punkcie kulminacyjnym sztuki dowiadujemy się, że zanim Bóg został widzem, przez chwilę sam był aktorem. Zresztą Ekscelencja uświadamia to sobie w tym samym momencie - w przebłysku oświecenia (epifanii), słuchając wyznań człowieka-zawodowego aktora (próbującego wyjaśnić, na czym polega udawanie):
FARRAGO Nic nie rozumiesz. Nawet nie potrafisz sobie wyobrazić, co się ze mną dzieje, kiedy tam stoję zupełnie sam. Dookoła pustka i ciemność unosi się nad rzędami. Ja... Skąd mam wiedzieć, że istnieję, jeżeli nie ma ściany, od której mógłby się odbić mój oddech... Jezuuu! Jak długo tu jestem, czy upłynął już wieczór i poranek? Dzień pierwszy? Drugi? Trzeci... Nagle zapalają się światła i oddzielają scenę od widowni. Ciepła, oślepiająca przestrzeń - dzięki Ci, Panie, że stworzyłeś przestrzeń! Gdyby jeszcze nie ta cisza...
"Farrago"
Jednakże Ekscelencja rozumie doskonale - sam przeżył kiedyś dokładnie to samo - reszta ich rozmowy to dialog zgodny, ich kwestie wzajemnie się uzupełnia ją, "dopowiadają informacje", "podkreślają jednoznaczność stanowiska", słowem - wyrażają wspólny punkt widzenia, wspólnotę ludzkich i boskich doświadczeń. Analogia bosko-ludzka podkreślona jest tutaj licznymi odpowiadającymi sobie szczegółami: zgadza się i początkowa ciemność, rozproszona nagłym światłem (które jest dobre) i ilość upływających dni. Także stylistyka wypowiedzi Farrago nawiązuje do biblijnego Genezis: "I Duch Boży unosił się ponad wodami". Analogicznie do biblijnego rozdzielenia nieba i ziemi - w teatrze wyodrębniają się scena i widownia. Teraz już tylko trzeba powołać do istnienia człowieka - obdarzyć go słowem, wypełniającym aktora (Boga) tekstem - słowo staje się ciałem, aktor staje się odtwarzaną postacią - nie ma różnicy między bogiem a człowiekiem.
Aktor w procesie dawania słowom ciała jest analogiczny do Boga, jednak to dramatopisarz pisze słowa - aktorowi tekst jest dany, to dramatopisarz włada kreacyjnym potencjałem słowa, choć potencjał ten realizowany jest dopiero przez odtwórcę roli. Takie ujęcie nie wytrzymuje dalszej próby analogii - brak bowiem Wielkiego Dramatopisarza, który napisałby pierwotny tekst dla Ekscelencji. Nawet gdyby przyjąć, że Bóg był aktorem improwizującym, wcielił się przecież jedynie w rolę człowieka - problemem pozostaje sposób stworzenia całej reszty wszechświata. Niemniej jednak, trudno się spodziewać, aby podmiot dramatyczny utworów Lidii Amejko, głoszący niezależność faktów i słów, równocześnie przywiązywał zbyt dużą wagę do konsekwentnej zgodności szczegółów.
Metafora Boga jako aktora pociągnęła za sobą daleko idące konsekwencje etyczne - skoro to Jego słowa stały się ludzkim ciałem - człowiekiem, on więc jest na równi z ludzkością sprawcą wszystkich ludzkich grzechów:
PIOTR (...) albowiem nie tylko ten jest zbrodniarzem, kto zbrodnię popełnia, ale i ten, kto zbrodniarza stworzył, i ani cieleśnie, ani duchowo oddzielić się od niego nie jest w mocy!
"Farrago"
Jest to koncepcja wykluczająca istnienie konwencji gry scenicznej, zawieszającej prawidła świata realnego. Wygłaszane przez człowieka słowa "fikcyjne" mają dokładnie tę samą moc sprawczą (potencjał ontologiczny), co słowa mówione "na serio". Tym samym moc perlokucyjna słów dzieła dramatycznego (podlegającego realizacji teatralnej) wykracza daleko poza ramy stwarzania fikcji scenicznej. Słowo połączone z ciałem powołuje rzeczywistość całkowicie realną - pamiętamy przecież konfabulującego Lońkę, który barwną opowieścią poprawił sobie biografię. To nie samo słowo ma moc kreacyjną - jedynie słowo związane z ciałem (widzimy teraz, dlaczego teoria "zamkniętego obiegu" intertekstualizmu w Amejkowym świecie nie ma racji bytu). Luiza z Audin, jakkolwiek sugestywną książką by była, bez połączenia z ciałem nie mogłaby powić "realności". Moc kreacji bytu posiada więc nie słowo, lecz jego żywa realizacja - gadanie. Jest to jednocześnie pogląd, który szalenie nobilituje rodzaj dramatyczny - albowiem wpisany w tekst potencjał sceniczny sprawia, iż przeznaczeniem dramatów jest bycie wypowiedzianym - dramat dzięki realizacji teatralnej nabiera mocy wpływania na rzeczywistość.
Język w dramatach Lidii Amejko nacechowany jest niezwykle silną samozwrotnością (i to zarówno tekst dialogowy, jak i niedialogowy) - mówienie tożsame jest z istnieniem, co więcej, mówienie powołuje byt do istnienia -jest to więc samozwrotność kreacyjna. Dramaty te są (właściwie w całości) wypowiedzią metajęzykową, a jeśli weźmiemy pod uwagę wyłaniający się z tekstu światopogląd również "metabytową". Świadome wpisanie w tekst potencjału jego wykonania sprawia, iż zarówno treść, jak i forma tekstu dramatu, na wszystkich możliwych poziomach konstrukcji (i istnienia) przekazują (realizują) globalną ideę: Słowo staje się ciałem.