Artykuły

Sny niekochanych mężczyzn

"Kobieta nad nami" w reż. Dariusza Szady-Borzyszkowskiego w Teatrze im. Węgierki niekochanych Białymstoku. Pisze Jerzy Szerszunowicz w Kurierze Porannym.

Ta sztuka jest jak markowy koniak podany w szklance. Znakomity tekst, którego aktorzy nie potrafią w wielu momentach udźwignąć, wygrać do końca.

"Kobieta nad nami" w reżyserii Dariusza Szady-Borzyszkowskiego to wykonany w miarę sprawnie program minimum. Reżyserowi większe uznanie należy się za przetłumaczenie dramatu Aleksieja Słapowskiego i obdarowanie białostockiego Teatru Dramatycznego prapremierą polską niż za to, co oglądamy na scenie.

Trzech do jednej

Calpin (Marek Tyszkiewicz) zachowuje się momentami jak osoba obłąkana. Mówi do siebie, ma napady agresji przemieszanej z czułością, nagłym "rozklejeniem". Gaczyn (Piotr Dąbrowski) to inteligent, nieuleczalny fantasta, unikający prawdziwego życia. Łukojarow (Tadeusz Sokołowski) - kamieniarz, cham, brutal. Co ich łączy? Wyrok - piętnaście dni robót publicznych za pijaństwo. Spotykają się w mieszkaniu Olgi (Adrianna Biedrzyńska). Mają zrobić remont. Olga mieszka piętro wyżej - oto najprostsze wytłumaczenie tytułu sztuki.

Wszyscy ulegają fascynacji Olgą. Podobno mężczyzna zakochuje się przez oczy - w tym, co widzi. Robole podziwiają nogi, sposób poruszania się Olgi. Jednak niebawem odkrywają inne fascynacje. Jeden ceni w niej to, że "nie radaruje" (nie rozgląda się w czasie rozmowy, potrafi słuchać). Drugi zauważa niepospolitą inteligencję. Trzeciego zauroczy ciepło i dobroć. Każdy odnajdzie w Oldze to, czego brakowało mu w spotkanych do tej pory kobietach.

Wszyscy są emocjonalnie poharatani. Łukojarow nieśmiałość, nieumiejętność nawiązywania bliższych relacji z kobietami ukrywa pod maską chamstwa i brutalności. Gaczyn roi fantazje o zmarłej żonie, której tak naprawdę chyba nigdy nie miał. Być może bał się konfrontacji ideału z rzeczywistością... No i Caplin, maniakalny zazdrośnik, którego żona zdradzała, a wreszcie opuściła.

Od komedii do mistycyzmu

Wszyscy trzej fantazjują o seksie z Olgą. Jednak niebawem rozpoznają w niej swoją kobietę idealną. O prawdziwej Oldze nic nie wiedzą i wiedzieć nie chcą. Wiele mógłby wyjaśnić choćby fakt, że pisze ona pracę doktorską z psychologii - słuchanie to jej profesja... Ale mężczyźni nie chcą wyjaśnień - są kompletnie zaślepieni własnymi pragnieniami. Targują się o to, kto powinien dostać Olgę. Wyidealizowali jej urodę, charakter - uświęcili ją. Ona jest wysoko nad nimi, prawie w niebie - niemal się do niej modlą. Najbardziej rozstrojony jest Caplin, wydaje się balansować na granicy obłędu, tragedia jest o krok...

I tu pojawia się trzecie piętro. Po komediowo-realistycznym wstępie sztuka rozwija się w dramat psychologiczny, by w finale sięgnąć pułapu metafizyki. Przestajemy być pewni, czy Olga istniała naprawdę. Może ci trzej mężczyźni też byli tylko pewnymi "typami", hipotetycznymi możliwościami, którymi żongluje Słapowski.

Finał zamiast ostatecznego wyjaśnienia, przynosi tajemnicę. Wygasają spory, zanikają sprzeczności, mężczyźni znajdują ukojenie. W Oldze. Dosłownie kładą się obok niej, przytulają i zamykają oczy. Zasypiają, umierają, powracają do mistycznej jedności pierwiastka męskiego i żeńskiego?

Większość z tego, o czym była mowa wyżej, to zasługa tekstu. Zasługą spektaklu jest to, że nam ten tekst podaje. Zazwyczaj udolnie. Zazwyczaj jest to jednak trochę za mało, by repetycję tekstu zamienić w teatr...

Tyszkiewicz na tle

Bo przy tekście o takiej gęstości znaczeń, jak "Kobieta nad nami", nie wystarczy powiedzieć, co zostało napisane - nie wystarcza nawet zrozumienie. Trzeba to jeszcze umieć wyrazić, zagrać, a właściwie przeżyć na scenie. A ta sztuka na dobrą sprawę udaje się tylko Markowi Tyszkiewiczowi.

Caplin to postać konsekwentna, stopniowo rozwijająca się, odsłaniająca na naszych oczach. Tyszkiewicz prowadzi nas od podejrzeń po pełne przekonanie o niepoczytalności jego bohatera. Pogłębia zrozumienie charakteru Caplina, a jednocześnie pokazuje, jak ewoluuje on pod wpływem okoliczności. Już w pierwszej, komediowo-realistycznej części Caplin zdradza cechy zapowiadające finałowe szaleństwo, tragizm, mistycyzm. Caplin ma coś, co nazywamy "rosyjską duszą" - uległy, dający się poniewierać, łatwy do wykpienia typ, który nosi w sobie prawdziwą truciznę, jest zdolny do okrucieństwa. Śmieszny i straszny zarazem.

Inaczej Łukojarow i Gaczyn. Sokołowski i Dąbrowski prezentują przyzwoite warsztatowo aktorstwo, lecz o kreacjach trudno tu mówić. Capli-n-Tyszkiewicz uzasadnienia swoich działań szuka i odnajduje we własnym wnętrzu - Łukojarow i Gaczyn spełniają po prostu polecenia zapisane w tekście "Kobiety nad nami".

A co z Olgą? Olga Adrianny Biedrzyńskiej wygląda dokładnie tak, jak powinna. Fascynacja trzech mężczyzn jej osobą jest w pełni zrozumiała.

Podobnie jak fascynacja "Kobietą nad nami". Wielu widzów wychodząc ze spektaklu, będzie miało przekonanie, że przez półtorej godziny byli na wyciągnięcie ręki, o krok od czegoś niezwykłego - zajmującego, o niepospolitej urodzie i wielkiej sile ekspresji. Dobre i to.

/

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji