Artykuły

Teatr zamiast kolacji

Pusty, ilustracyjny spektakl, który powierzchownie próbuje zajmować się problemem niejednoznaczności dobra i zła - o "Przyjęciu dla głupca" w reż. Tadeusza Bradeckiego w Teatrze Nowym w Poznaniu specjalnie dla e-teatru pisze Marcin Maćkiewicz.

Poznański Teatr Nowy jest fenomenem. W opublikowanym kilka lat temu (na łamach "Teatru") raporcie dotyczącym finansowania polskich scen znalazł się w czołówce najlepiej radzących sobie placówek. Co miesiąc, w dniu otwarcia puli biletów, przed kasami ustawiają się olbrzymie kolejki, a miejsca na widowni trzeba rezerwować nawet z kilkutygodniowym wyprzedzeniem. Niby nie ma w tym nic złego, ale kolejne premiery utwierdzają w przekonaniu, że wszystko to odbywa się kosztem wszelkich ambicji artystycznych. Poza kilkoma spektaklami, przede wszystkim tymi zrealizowanymi przez Janusza Wiśniewskiego, można odnieść wrażenie, że w większości realizacji mieszanka niezbyt skomplikowanego potraktowania tekstu i szczypty slapstikowego humoru ma stać się raczej okazją do przyjemnego zaliczenia miesięcznej dawki kultury, niż impulsem do jakichkolwiek głębszych wrażeń.

Decyzja Tadeusza Bradeckiego o zrealizowaniu "Przyjęcia dla głupca" Francisa Vebera mogłaby wydawać się w takich okolicznościach przewrotna. Komedia o tytułowym przyjęciu, na które każdy uczestnik przyprowadzić ma jakiegoś głupka, by mógł on stać się przedmiotem kpin i potwierdzić tym samym wyższość zapraszających, mogłaby trafić w czuły punkt ukonstytuowanej i określonej publiczności poznańskiego teatru. Wszak tekst Vebera bardzo ironicznie traktuje mądrość tych, którzy stawiają się po stronie wyższości. Tekst francuskiego dramatopisarza, scenarzysty i reżysera filmowego nie jest może najwyższych lotów, ale na pewno w bardzo przystępny i przepełniony efektownymi zwrotami akcji sposób rysuje charaktery dwóch ludzkich typów.

Z jednej strony mamy współczesnego Marchołta - sprytnego, przeciętnego człowieka, który nie grzeszy inteligencją, ale jego prostolinijność wywołuje sporo zamieszania w przesączonym kłamstwem świecie "lepszych". Lepsi z kolei to ci, którym się udało, ludzie sukcesu, a więc w dużej mierze także publiczność tego teatru. Na scenie mamy mieszkanie jednego z nich - Pierre'a Brochanta (Janusz Grenda). Przestronne, z obowiązkowymi awangardowymi obrazami na ścianach (surrealizm w dziecięco-abstrakcyjnym wydaniu Joana Miró), dziwacznymi meblami, z których każdy musi być dziełem sztuki, drogimi alkoholami i porozrzucanymi torebkami po zakupach zrobionych w drogich butikach. Pierre'owi, akurat w dzień kolacji, na którą sprowadzić miał typowanego na mistrza głupoty nieszczęśnika wyskakuje dysk (to chyba z założenia zdarzenie symboliczne, akt inicjacji!), który przerywając zaplanowaną w szczegółach egzystencję wprowadzi od teraz na nowe, nieznane terytoria. Zaproszony przez niego głupiec - Francois Pignon (w tej roli niosący cały spektakl Mirosław Kropielnicki) stanie się przypadkowym katalizatorem zdarzeń, a jego szczere zachowanie doprowadzi do obnażenia prawdziwego oblicza Pierre'a.

Tak w skrócie prezentuje się warstwa fabularna spektaklu i niestety - proste zaprezentowanie tej historii, to jedyne na co stać aktorów Nowego. Co gorsza - spektakl próbuje być realistyczny, ale zachowania niektórych aktorów trącą nieudacznością. Waldemar Szczepaniak w roli przyjaciela Pierre'a błąka się po scenie, nie bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić i do tego sprawia wrażenie, jakby cała sytuacja doprowadzała go do naturalnego śmiechu, który aktor powinien przecież umieć powstrzymać. Ponadto pusta w rysunku postaci żona (Christine - Edyta Łukaszewska) oraz komicznie rozedrgana, charakterystyczna w swoim podobieństwie z innymi rolami Agnieszka Różańska, grająca kochankę Marlne, sprawiają wrażenie jakby zaczęły próby zaledwie chwilę przed premierą.

W rezultacie mamy więc pusty, ilustracyjny spektakl, który powierzchownie próbuje zajmować się problemem niejednoznaczności dobra i zła, mądrości i głupoty, sukcesu i porażki. Publiczność bawi się przy tym przednio, bo komedia przeznaczona przecież nie tylko do zabawy, nie bardzo objawia swoje drugie, bardziej gorzkie piętno. Tym bardziej, że w jałowym finale, choć Pierre widocznie przegrywa, to jednak nie wybije się ponad swoje codzienne kłamstwa. Będzie szedł w zaparte i kiedy odejdzie ukazujący wszelkie jego błędy głupiec, najprawdopodobniej wszystko wróci do normy. Świat na nowo ustabilizuje się w kłamstwie, bo przecież jest ono źródłem sukcesu i poziomu życia, które nie łatwo odrzucić.

Z rozmów wychodzącej po spektaklu publiczności wynikało, że świat Pierre'a jest jej całkiem bliski. Niektóre sytuacje mogłyby znaleźć swoje odzwierciedlenie, ale realizacja jest chyba nazbyt beztroska, bo publiczność nie zdaje sobie sprawy z tego, że właściwie również została zaproszona na tytułowe przyjęcie. Że ich śmiech jest gogolowskim "sami z siebie się śmiejecie".

Ostatecznie wszyscy dobrze się ubawili. Mogli pójść na kolację z przyjaciółmi, ale przyszli do teatru, który opowiedział im zabawną anegdotę. Publiczność przy oklaskach (dodatkowo podsycanych skoczną muzyką) ledwo nie pospadała z krzeseł, a jeden młodzieniec rozpromieniony chyba urodą aktorki prawie rzucił się na scenę wręczając jej bukiet kwiatów. Pozostaje tylko żal, że teatr wsławiony dawnymi spektaklami Wiśniewskiego, Cywińskiej, Nazara, czy wczesnego Warlikowskiego i reżyser mający niegdyś niezwykle społeczny słuch, objawiający się choćby w słynnych realizacjach tekstów Brechta, poprzestali na takiej "gawiedzi uciesze". A może to po prostu idealny przykład trafnej strategii marketingowej, prostego sprzyjania gustom? Publiczność zdaje się wyjątkowo zadowolona z teatru bez ambicji. Bo jak tu nie być zadowolonym z widowiska zastępującego kurtuazyjną kolację, podczas której za dużo zdarzyć się nie może, bo przecież można by kogoś przypadkiem urazić?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji