Artykuły

Flote i inni

Zanim rozpocznie się przedstawienie Czerwonych nosów, warto przeczytać program. Widz, jeszcze przed podniesieniem kurtyny, może w nim przeczytać, że choć tekst Barnesa to „piękna i mądra sztuka, (…) wspaniałe literackie świadectwo istoty i idei chrześcijaństwa”, to jednak „autorskie przesłanie okazało się być w Polsce nie dla wszystkich czytelne”. Czy również w Krakowie ktoś poczuje się urażony w swoich uczuciach — zastanawia się autorka tekstu. Sztuka została znacznie okrojona, zwłaszcza w pierwszym akcie. Przedstawienie rozpoczyna się „tańcem śmierci”, korowodem postaci, prezentacją bohaterów: biczowników, trędowatych, mieszczan i mnichów. Anna Sekuła umieściła akcję na pustej scenie, której tło tworzy wysoka piramida z ludzkich czaszek i kości.

Jest rok 1348, we Francji szaleje zaraza, codziennie umierają setki osób. W sytuacji ostatecznego zagrożenia pękają wszystkie bariery moralne, szerzy się grzech i rozpusta. Aby się temu oprzeć, by „śmiechem burzyć warowne mury”, ksiądz Flote tworzy bractwo wesołków, Klownów Chrystusa. Wraz z przyjaciółmi wędruje przez kraj niosąc śmiech i wytchnienie w cierpieniu. Najlepsze są w przedstawieniu Włodzimierza Nurkowskiego właśnie sceny „teatru w teatrze” – zwłaszcza jarmarczna historia „everymana” w wykonaniu Czerwonych Nosów (dobre role: Piotra Urbaniaka — Brodin, Krzysztofa Radkowskiego — Rembo, Eweliny Paszkę — Małgorzata, Rafała Dziwisza — Sonnerie i Sławomira Sośnierza — Rochefort).

Paweł Gędłek jako Flotę to „prostaczek Boży”, młody chłopak, który więcej czuje niż zdoła zrozumieć. W jego interpretacji nie jest to opętany i nawiedzony duchowny, lecz wrażliwy człowiek, który wierzy, że śmiechem można uratować świat. Najważniejsza w spektaklu jest jego przemiana i dojrzewanie. Droga, jaką przebywa od czekania na boski znak w pierwszym akcie, aż do sprzeciwienia się papieżowi w finale, jest ogromna i Gędłek wyraźnie ją pokazuje. Flotę nie ma jednak prawdziwych partnerów ani w księdzu Toulon, ani w papieżu. Ich racje są w przedstawieniu właściwie nieobecne. W ten sposób krakowskie Czerwone nosy stają się opowieścią jedynie o księdzu Flotę i jego kompanach. Sztuka na tym traci, bowiem mówi nie tyle o świecie, ile przede wszystkim o jednostce. Podstawowe dla Barnesa pytania o granice wolności, tolerancję i wiarę nie znajdują tu odpowiedzi. W Teatrze Ludowym powstało przedstawienie niedoskonałe i jednostronne, nie przekazujące wszystkich zalet tekstu, o których pisano w programie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji