Artykuły

Arcydziełko

Teatr Polski zachęca widzów do obejrzenia najnowszej premiery następującymi słowami:

"Kiedy inteligencja i dowcip spotykają się z wyobraźnią i niezwykłym wprost wyczuciem języka, powstają takie arcydziełka sztuki dramatycznej, jak Nondum. Trudno oprzeć się takiej rekomendacji, popartej w dodatku autorytetem wybitnego polonisty Jacka Kopcińskiego, toteż w miniony weekend udałem się na ulicę Karasia. Autorka Lidia Amejko nie jest debiutantką, teatry wystawiały już jej utwory, z których za najlepszy słusznie uchodzi sztuka "Farrago", opowiadająca o życiu pośmiertnym pewnego gwiazdora filmowego. "Nondum" niestety - co odnotowuję z żalem - jest krokiem wstecz. Ta sztuka ma wiele zalet: ważny temat, jakim jest umieranie, oryginalny język, naśladujący a to prostą mowę ludu, a to wysoką poezję, liczne aluzje literackie i tylko jedną wadę: jest zupełnie niesceniczna. Pani Amejko zaczynała przed laty słuchowiskiem "Gdy rozum śpi - włącza się automatyczna sekretarka" i być może wtedy nabrała mylnego przekonania, że dobry teatr to taki, w którym się dużo gada. Bohaterowie "Nonduma" są desperacko wierni tej zasadzie. Najpierw przez trzy kwadranse słuchamy opowieści pewnej służącej o tym, jak wyzionęły ducha następujące znane jej osoby: wikary, wuj, organista, kowal, aptekarzowa, tudzież grabarz Wandulka i święty Jurand Kaznodzieja. Następnie jej miejsce zajmuje Psychopomp, ktoś w rodzaju metafizycznego krawca, który po śmierci obszywa i wykańcza ludziom ich życie. Przez resztę wieczoru gawędzi on o żywotach, które fastrygował. Używa przy tym obsesyjnie metafor krawiecko-włókienniczych, na przykład "włókna losu", "nić życia", "przędziwo węzła małżeńskiego" oraz maksym pasmanteryjnych w rodzaju "bez supła życie jest tylko garścią pakuł". Tytułowy bohater pan Nondum odzywa się rzadko i raczej półsłówkami: "O mój ty Boże!", "Naprawdę?", "Co ty mówisz!", czemu trudno się dziwić, albowiem przez większą część wieczoru wisi z pętlą dookoła szyi, a nie jest to wygodna pozycja krasomówcza. Mamy więc do czynienia z dwoma udającymi dialog monologami, co nie byłoby nawet złe, w końcu ta forma wypowiedzi należy do tradycji teatru. Monologi z "Nonduma" nie poszerzają jednak wiedzy o głównym bohaterze, nie dramatyzują jego historii, nie powodują istotnych zwrotów akcji. Gdyby to była proza poetycka, milczałbym z szacunkiem. Niestety, jest to, by użyć słów Kopcińskiego, "arcydziełko sztuki dramatycznej", od którego czego innego wymagamy, niż od prozatorskich wzlotów. Czuł to zdaje się reżyser Piotr Kruszczyński, bo nie ufając tekstowi, podparł przedstawienie różnymi (desperackimi pomysłami, jak na przykład posadzenie widowni na obrotówce, która od czasu do czasu kręci się bez konkretnego powodu czy też urządzenie Nieba na widowni teatru okrytej białymi pokrowcami. Niestety, ani łoskot obrotówki, ani wysiłki Krzysztofa Kołbasiuka, dyndającego bohatersko na stryczku nie są w stanie zagłuszyć głośnego szelestu papieru, który rozlega się ze sceny. Gorąco popieram starania dyrekcji Teatru Polskiego na rzecz promocji współczesnej dramaturgii, ale panowie, mniej papieru, więcej teatru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji